Autor zdjęcia: Krzysztof Porebski / PressFocus
Jak zaczynał, tak i skończy. Mecz z Wisłą Kraków pożegnaniem Jakuba Modera
W Ekstraklasie debiutował jeszcze za Nenada Bjelicy, w kwietniu 2018 roku. Wówczas w meczu z Wisłą Kraków w 92. minucie zmienił Darko Jevticia, a Lech wygrał po hat-tricku Christiana Gytkjaera. Dziś Jakub Moder żegna się z Kolejorzem również spotkaniem przeciwko Białej Gwieździe, ale to jedna z niewielu cech wspólnych. Bo od tamtego czasu zmieniło się w zasadzie wszystko.
A najbardziej sam Moder, który tamtym spotkaniem bynajmniej nie rozpoczął regularnego marszu do Premier League. Dziś możemy je postrzegać jako pewnego rodzaju bodziec, motywację, bo zanim ówczesny 18-latek na dobre załapał się do składu Lecha, musiało minąć jeszcze niespełna półtora roku. Kolejorz w tym czasie spektakularnie przerżnął mistrzostwo Polski, w następnym sezonie skończył na 8. miejscu w lidze i odpadł z pierwszoligowcem (obecnym wiceliderem Ekstraklasy) w 1/16 Pucharu Polski. Przez klub przewinęli się Nenad Bjelica, Ivan Djurdjević, Adam Nawałka, a pierwszą poważną szansę Moder dostał dopiero od Dariusza Żurawia po tym, jak wrócił z Odry Opole.
Aż trudno sobie wyobrazić, że rok po debiucie w pierwszym składzie pomocnik Lecha był już bohaterem najgłośniejszego i najdroższego transferu w historii polskiej ligi. 10 milionów euro jeszcze nikt za piłkarza polskiej ligi nie zapłacił, a teraz, gdy Moder odchodzi do Brighton pół roku wcześniej niż zakładano, ta suma jeszcze wzrośnie o dodatkowy milion. Przykład 21-latka pokazuje, jak krótka potrafi być droga z zaplecza Ekstraklasy do europejskiego futbolu. Z podwórka na stadion.
Tym większa szkoda, że pożegnanie wychowanka, tego, któremu się udało, mimo że niewiele jeszcze rok temu na to wskazywało, nie może odbyć się w atmosferze święta przy Bułgarskiej. Że kibice nie zrobią mu oprawy, że 40 tysięcy gardeł nie będzie skandować jego nazwiska, a on sam – jeśli w owym ostatnim spotkaniu strzeli gola – będzie go celebrować tylko trochę mniej uroczyście niż te za czasów gry w Odrze Opole, gdy o pandemii jeszcze nikt nie słyszał.
Z czego zapamiętamy Modera w Ekstraklasie? Z odwagi. Z tego, że się nie bał ciężaru, który po kilku dobrych meczach spadł na jego barki. W odróżnieniu od Filipa Marchwińskiego, nawet nie tyle co utrzymywał poziom, ale stale podnosił sobie poprzeczkę aż w końcu dla wszystkich stało się naturalnym, że jeśli pierwszy skład, to Moder. Jeśli najmocniejszy środek pola, to Ramirez, Tiba i Moder. Jeśli do wyboru jest Muhar i Moder, to w zasadzie nie ma żadnego wyboru, bo wszystko jest jasne.
Tylko że ta regularność pierwszego składu nie nastąpiła od razu, a dopiero pod koniec ubiegłego sezonu. Wtedy można było się śmiać, robić jaja, ale czerwcowa akcja kibiców Lecha #BiletDlaMuhara okazała się czymś więcej niż pospolitym, internetowym ruszeniem z przymrużeniem oka. Była mimowolnym utęsknieniem za nie-Muharem, czyli de facto – pewnie trochę podświadomie – za Moderem. Więc gdy ten upragniony Moder wreszcie wyszedł 9 czerwca w pierwszym składzie i na dzień dobry strzelił ładnego gola Pogoni, a potem Piastowi z wolnego, Śląskowi z karnego oraz zaliczył asystę w dwóch meczach z rzędu, to nie było żadnego pola do dyskusji. Musi grać i kropka.
Zapamiętamy go też z silnego i precyzyjnego strzału z dystansu i to wcale nie imienia Mateusza Możdżenia ani Ariela Borysiuka. Z tego, że był jednym z głównych architektów awansu Lecha do Ligi Europy i że wraz z drzwiami i futryną wszedł do reprezentacji Polski, gdzie szybko zaskarbił sobie zaufanie Jerzego Brzęczka i zrobił milowy krok ku powołaniu na mistrzostwa Europy w 2021 roku.
Na które zapracować musi w najbliższych miesiącach jeszcze mocniej. Być może wystarczy sama gra w Premier League, nie żadne fajerwerki typu asysta w co drugim meczu i gol z rzutu wolnego, ale nawet to nie będzie tak prostą sprawą. Choć „imposybilizmem” też byśmy tego nie nazwali, bo akurat w środku pola Graham Potter aż tak szerokiego wachlarza możliwości nie ma. Gdy ktoś wypada – czy to za kartki, czy z powodu kontuzji, w rolę defensywnego pomocnika wciela się Ben White, który na co dzień jest stoperem, więc, patrząc pod tym względem, Moder będzie dla Brighton przydatny.
Wygląda więc na to, że głównymi rywalami dla Polaka będą Pascal Gross i Steven Alzate (zwłaszcza ten drugi, który stabilnością formy nie grzeszy), bo kto jak kto, ale akurat Yves Bissouma – Malijczyk, który charakterystyką gry bardzo przypomina Modera – jest niekwestionowanym pewniakiem do składu. Choć zaznaczyć trzeba, że w przyszłym sezonie ten układ personalny może się zmienić – kilku z tych wymienionych, wyróżniających się zawodników prędzej czy później pójdzie wyżej i wówczas to dla Polaka otworzy się szansa. Tym bardziej, że skrócenie jego wypożyczenia odczytujemy w pewnym sensie jako chęć nauczenia taktyki i systemu mając w perspektywie docelowo sezon 2021/2022.
Niech więc ostatnie tygodnie, które dla Modera były bardzo słabe, pójdą dziś w niepamięć. Zamknięcie pozytywną klamrą tak fajnej i dynamicznej przygody jest na pewno tym, co chciałby dzisiaj 21-latek uzyskać.