Autor zdjęcia: Pawel Jaskolka / PressFocus
Kadra na trzy fronty za słaba nawet na Białą Gwiazdę. Lech Poznań 0:1 Wisła Kraków
Lech Poznań skończył rundę jesienną w najgorszy możliwy sposób. Kolejna domowa porażka, tym razem z Wisłą Kraków, od początku sezonu okupującą dolne rejony tabeli, uwydatniła wszystkie błędy, które popełniono w Poznaniu kilka miesięcy temu, przygotowując zespół do gry na trzech frontach. Bohaterem spotkania przy Bułgarskiej został Jakub Błaszczykowski, który długo nie mógł grać przez kontuzję, ale jak już wrócił, to z przytupem godnym kapitana.
Jaki to był mecz? Do przerwy, delikatnie mówiąc, słaby, jak wszystkie mecze Lecha i Wisły w ostatnich tygodniach. Pierwsza połowa przebiegła pod znakiem nadmiernej ostrożności z obu stron. „Kolejorz”, być może wciąż mając w pamięci niedawne lanie od Pogoni, bał się otworzyć i trochę bardziej przycisnąć rywala. Z kolei „Biała gwiazda” nie potrafiła rozkręcić ostrego pressingu, który momentami mógł się podobać w spotkaniach z Cracovią i Legią, przez co znów była niemrawa i bezradna w ofensywie. Emocje przyszły dopiero w ostatnich minutach pierwszej połowy.
- Najpierw po akcji Ramireza i Puchacza z ośmiu metrów strzelał Moder, ale Lis poradził sobie z jego próbą.
- Chwilę póżniej po rzucie rożnym piłka spadła na nogę Awwada, ale w tej sytuacji bramkarz Wisły znów był górą.
Na szczęście po zmianie stron coś się deliktanie ruszyło. Lech zaatakował trochę śmielej, choć to niekoniecznie przełożyło się na klarowne okazje. Zaskoczyć Lisa próbowali Ramirez, Moder, Puchacz czy Tiba, ale golkiper gości między słupkami radził sobie bardzo pewnie. Szczególny pokaz swoich umiejętności dał po indywidualnej akcji Awwada, który ograł Klemenza i Mehremicia, ale w sytuacji sam na sam z Lisem już sobie nie poradził. Ogólnie bramkarz Wisły dał zespołowi tak dużo, że końcowy sukces śmiało można w największym stopniu zapisać na jego konto.
No właśnie, sukces. Wisła wygrała, bo w przeciwieństwie do Lecha potrafiła wykorzystać swoje sytuacje. A właściwie to jedną, po której do siatki trafił Błaszczykowski. Co istotne, akcję bramkową zainicjował wysoko ustawiony pressing, ten sam, który wcześniej szwankował. Piłkę na połowie Lecha odebrał Szot, za chwilę przy nodze miał ją Błaszczykowski, który pociągnął pod pole karne, podał do Brown Forbesa, ten odegrał w tempo, a kapitan „Białej Gwiazdy” postawił kropkę nad i. Jedna okazja i jeden gol - tak właśnie wyciska się maksimum z minimum.
Zwycięstwo w Poznaniu pozwoli wiślakom trochę odetchnąć. Do tej pory można było im zarzucać, że nie wygrali jeszcze z nikim poważnym, a ich mental jest gorszy niż obrona Podbeskidzia, bo notorycznie oddawali punkty, nie potrafiąc utrzymać prowadzenia. Skromna wygrana z Lechem pokazała, że z Wisłą może jest źle, ale chyba nie aż tak bardzo, jak mogło się wydawać.
Co innego „Kolejorz”, który kończy jesień dwoma bolesnymi porażkami na własnym terenie. Słabo, ale trudno się temu dziwić - przy tak wąskiej kadrze uniknięcie zapaści było mało prawdopodobne. Co z tego, że Lech przeciwko Wiśle miał przewagę i częściej atakował, skoro w decydujących momentach zawodnicy Dariusza Żurawia po prostu nie mieli sił, by wyższy kolejny bieg. Do tego dochodzi problem jakości. Butko, Kraweć czy Awwad kolejny raz nie wnieśli do gry tyle, co zawodnicy, których musieli dziś zastąpić. Z tego wszystkiego płynie tylko jeden wniosek - przed władzami Lecha bardzo pracowita zima, jeśli nie chcą zmarnować tego, co tej jesieni było dobre.
Lech Poznań 0:1 Wisła Kraków (0:0)
1:0 - 68’ Błaszczykowski (asysta: Brown Forbes)
Lech: Bednarek 5 - Butko 3, Satka 5, Dejewski 4, Kraweć 3 - Kamiński 4 (62’ Marchwiński - 3), Tiba 5, Moder 4, Ramirez 5, Puchacz 4 (69’ Czerwiński - 4) - Awwad 4 (62’ Sobol - 4)
Wisła: Lis 7 - Szot 6 , Klemenz 6, Mehremić 6, Burliga 5 (85’ Abramowicz - bez oceny) - Jean Carlos 4 (52’ Błaszczykowski - 6), Plewka 4, Savić 5, Żukow 4 - Yeboah 5 - Brown Forbes 5 (85’ Buksa - bez oceny)
Sędzia: Tomasz Kwiatkowski
Nota: 3
Żółte kartki: Moder – Yeboah.
Piłkarz meczu: Mateusz Lis.