Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Własne

Michniewicz: Musimy zwiększyć intensywność treningów. Mamrot lub Surma obejmie Górali? Borek: Lewy przypomina mi Małysza

Autor: zebrał Marcin Łopienski
2020-12-21 09:34:15

W poniedziałkowej prasie sporo podsumowań ligowego weekendu na boiskach Ekstraklasy, ale kilka materiałów po prostu trzeba przeczytać! W "Przeglądzie Sportowym" rozmowa z Czesławem Michniewiczem, który analizuje swój czas w Legii, do tego informacja o dwóch głównych kandydatach do przejęcia Podbeskidzia.

„PRZEGLĄD SPORTOWY”

„Michniewicz: W Polsce trenuje się za lekko”

„Jak po kilku latach, w których nie pracował pan w lidze, zmieniła się codzienność trenera? 

W polskiej piłce dużo się zmienia z sezonu na sezon, tylko poziom nie rośnie. Kiedy zaczynałem pracę, nie było trenerów bramkarzy. Pojawili się po jakimś czasie, potem dochodzili trenerzy od przygotowania motorycznego, dziś mamy dietetyka, psychologa, kucharzy. Rola trenera jest zupełnie inna niż kiedyś. Wtedy szkoleniowiec był sterem i okrętem, wszystko robił sam, teraz to się pozmieniało. Chciałbym, aby za tym poszła ciężka praca. Jedna rzecz, która się nie zmienia – i odczułem to na własnej skórze, grając z reprezentacją młodzieżową z mocnymi europejskimi zespołami – to, że za mało intensywnie trenujemy. Wyzwaniem szkoleniowców jest zmuszenie piłkarzy do większej intensywności zajęć. Początkowo może się to odbijać na wynikach, bo ktoś wyjdzie na mecz zmęczony, dlatego trenerzy tego unikają. Ale z tego powodu zawodnicy się nie rozwijają, ich weryfikacja następuje potem w Europie, z której polskie zespoły szybko odpadają.  

Pana najlepsza i najgorsza decyzja w Legii? 

Nie wiem, czy jest sens się samobiczować. Pewnie myślicie o meczu z Qarabagiem, ale z zespołem jest jak z dziewczyną: trzeba z nią zamieszkać, zobaczyć i poznać. Z drużyną też trzeba trochę pobyć, ja czasu nie miałem. Dziś jestem mądrzejszy. Znam wszystkim, wiem kogo na co stać, kto pomaga w meczu, a kto tylko w treningu. To, że nie znałem wszystkich piłkarzy, było moim największym problemem. Najlepszą decyzją było przyjęcie tej posady. Kiedy przegraliśmy z Serbią, pojawiły się głosy, że mam idealny pretekst, by zrezygnować z pracy w Legii. Mogłem wziąć walizkę i wyjechać. Odpowiedziałem: nie ma szans. W Legii obroni mnie tylko dobrze wykonana praca”.

***

„Borek: Niech ta codzienność trwa”

„Lewandowski przypomina mi Adama Małysza. Liczy się dla niego każdy następny mecz, koncentruje się na konkretnym zagraniu, akcji, później na całym spotkaniu, a dopiero na ostatku następuje strategiczne myślenie o sezonie i kolejnych. Patrząc strategicznie, Robert ma dziś dwa piłkarskie cele w życiu. Pierwszy to dogonienie Gerda Müllera. Drugi w klasyfikacji najskuteczniejszych strzelców w historii Bundesligi Klaus Fischer ma na koncie 268 bramek. Lewandowski ustępuje mu tylko o 15 goli, ma 32 lata, dba o swój organizm, unika kontuzji, dlatego ma spore szanse pograć jeszcze pięć, sześć lat na wysokim poziomie i nie można wykluczyć, że do końca będzie chciał występować w Bayernie. To klub, w którym napastnik ma więcej okazji do zdobycia bramki niż w wielu innych mocnych zespołach. Robert zdaje sobie z tego sprawę”.

 

„Mistrz Polski musi mieć strategię”

„Lewandowski przypomina mi Adama Małysza. Liczy się dla niego każdy następny mecz, koncentruje się na konkretnym zagraniu, akcji, później na całym spotkaniu, a dopiero na ostatku następuje strategiczne myślenie o sezonie i kolejnych. Patrząc strategicznie, Robert ma dziś dwa piłkarskie cele w życiu. Pierwszy to dogonienie Gerda Müllera. Drugi w klasyfikacji najskuteczniejszych strzelców w historii Bundesligi Klaus Fischer ma na koncie 268 bramek. Lewandowski ustępuje mu tylko o 15 goli, ma 32 lata, dba o swój organizm, unika kontuzji, dlatego ma spore szanse pograć jeszcze pięć, sześć lat na wysokim poziomie i nie można wykluczyć, że do końca będzie chciał występować w Bayernie. To klub, w którym napastnik ma więcej okazji do zdobycia bramki niż w wielu innych mocnych zespołach. Robert zdaje sobie z tego sprawę”.

 

„Dziedzictwo Lewego”

„Od diagnozującego Lewandowskiego do Lewandowskiego działającego na rzecz poprawy fundamentów polskiej piłki jeszcze daleka droga, a nie można wykluczyć, że tego drugiego nigdy nie zobaczymy. Ma przecież prawo, tak jak Jerzy Dudek, wybrać życie obok głównego nurtu w polskim futbolu. Najlepiej, gdyby nasza piłka korzystała z wiedzy, kontaktów i spostrzeżeń Lewandowskiego, Boruca czy Glika, pokolenia powoli opuszczającego scenę, któremu na Zachodzie się powiodło. Nieistotne, czy będą działać lokalnie, jak Łukasz Piszczek wykonujący pracę organiczną w swoich Goczałkowicach, czy Jakub Błaszczykowski, który zdecydował się przywrócić kolory wyblakłej Białej Gwieździe. Ważne, żeby w naszym futbolu byli, a nie pojawiali się w nim od święta, gdy akurat zaprosi telewizja, aby ocenić mecz Bayernu z Borussią”.

 

„Pstryczek w Roberta Lewandowskiego”

„Ponownie została przerwana hegemonia dwójki Ronaldo – Messi. Od 2008 roku widzieliśmy pewien duopol, który po raz pierwszy przerwał Luka Modrić. Ronaldo i Messi młodsi już nie będą, więc musimy się powoli przyzwyczajać do końca pewnej wspaniałej epoki w piłce. Lewandowski ma podobną mentalność do Cristiano, z którym grałem i którego obserwowałem w Madrycie. Obaj są nienasyceni sukcesami. Dlatego też nie zdziwiło mnie, że Ronaldo zagłosował na Roberta. Cristiano wielokrotnie mierzył się z Polakiem w piłce klubowej i reprezentacyjnej i mógł z bliska przyglądać się jego rozwojowi. Messi wybrał Neymara, być może dlatego, że są kolegami, ale zawodnicy różnie głosują. Selekcjonerzy Hiszpanii i Szwecji, czyli Luis Enrique i Janne Andersson nie znaleźli miejsca dla Lewandowskiego w pierwszej trójce. Odebrałem to trochę jako pewną uszczypliwość. Nie wierzę, że fachowcy tej klasy mogli pominąć to, co zrobił Lewy. Myślę, że to jest lekki pstryczek skierowany w Roberta i w naszą reprezentację. Być może już teraz rozpoczęli grę psychologiczną, która ma wyprowadzić Lewego z równowagi”.

***

„Pierwszy polski piłkarz na księżycu”

„C o zrobić, żeby było lepiej, jak postawić kolejny krok w momencie, kiedy wydaje się, że już więcej zrobić się nie da? To jest jeden z głównych aspektów kariery Roberta, na którym powinni wzorować się polscy piłkarze. I mam tu na myśli kolegów z reprezentacji, zawodników innych ligowych drużyn, ale przede wszystkim tych młodych, którzy marzą, żeby iść w jego ślady. Lewandowski pokazał, że nie ma w piłce rzeczy niemożliwych. Mecz z Bayerem Leverkusen, który odbył się po ceremonii wręczenia statuetki „FIFA The Best” jest symboliczny. Lewy strzelił w nim dwa gole, chociaż pewnie wszyscy wybaczyliby mu, gdyby w momencie tak wielkiej euforii przytrafi łby mu się słabszy występ. Ale sposób myślenia, do którego się przyzwyczailiśmy, zwłaszcza w Polsce, który podpowiada nam rzeczy w stylu: „Pewnie w tym meczu Robert będzie zdekoncentrowany”, w przypadku Lewandowskiego się nie sprawdza. Reprezentant Polski nie tylko nie zszedł poniżej swojego poziomu, ale do ostatnich sekund spotkania nie przestał wierzyć w zwycięstwo. Efekt? Zwycięski gol strzelony w trzeciej minucie doliczonego czasu gry. To jest właśnie to, co wyróżnia wielkich sportowców – nie odpuszczają do samego końca. I to jest przekaz, który Robert wysyła swoim naśladowcom – nie ma miejsca na myślenie, że coś się nie uda, że już jest za późno. W wieku 32 lat wspiął się na piłkarski szczyt i jestem przekonany, że za szybko nie będzie chciał z niego schodzić”.

 

„SPORT”

„Nie idźcie tą drogą!”

„Nie było w ostatnim czasie gorzej prezentującego się na ekstraklasowych boiskach zespołu niż Podbeskidzie. 9 punktów na koncie i aż 38 straconych bramek w ledwie 14 ligowych spotkaniach. Piątkowy mecz w Płocku obnażył wszystkie słabości „górali”, kiedy to kolejne dokładne dośrodkowania Mateusza Szwocha rozbrajały dziurawą jak ser obronę bielskiej drużyny. Z tych 38 goli bielszczanie aż 16 stracili po stałych fragmentach gry, jedenaście przeciwnicy strzelili im głową. To kompromitujący bilans. Za to wszystko trzeba winić piłkarzy, trenera Krzysztofa Bredego, który został już zwolniony, ale także działaczy, z prezesem Bogdanem Kłysem na czele. Sami oficjele powinni sobie pokazać czerwoną kartkę za nieudolne działania. Nieudolne, bo nie wyciągnęli lekcji z poprzednich lat. Inni, jak choćby nie tak dawno Zagłębie Sosnowiec, po awansie też chcieli grać pierwszoligowym składem”.

„Czekając na trenera”

„Dziś, zgodnie z informacjami, które pojawiały się w zeszłym tygodniu, powinno być znane nazwisko trenera, który najpierw przygotuje, a następnie poprowadzi Podbeskidzie w przyszłym roku. Lista potencjalnych następców Krzysztofa Bredego wciąż jest dość długa. Wiadomo, że władze bielskiego klubu rozmawiały z kilkoma szkoleniowcami i trudno przewidzieć, jaka decyzja została podjęta. Za faworytów do objęcia zespołu uważa się Ireneusza Mamrota i Łukasza Surmę”. 

„Zawodnicy, trener i pieniądze”

„Prezes musi kontrolować nie tylko stan punktów w tabeli, ale także stan... klubowej kasy. - Przychody klubu w związku z tym, że mamy koronawirusa, zmalały i to jest oczywista sprawa – twierdzi Leszek Bartnicki. - Brak publiczności to jedno, ale też dla sponsorów jest to ciężki czas, bo biznes również jest dotknięty przez koronowirusa. A skoro spadają przychody, trzeba zwracać uwagę na to, żeby zmniejszyć koszty i żeby ta różnica między przychodami a kosztami została taka jak wcześniej. Kiedyś powiedziałem takie słowa, może mało popularne, że jednym z największych beneficjentów piłki nożnej są firmy ochroniarskie. Może to jest rzecz nieoczywista i nie każdemu się spodoba, ale jakbyśmy tak policzyli globalnie w klubach piłkarskich szczebla centralnego w Polsce, to okaże się, że na firmy ochroniarskie wydaje się niewiele mniejsze środki niż na szkolenie młodzieży”.

„GAZETA WYBORCZA”

„Barcelona tylko dla koneserów”

„Zaledwie parę chwil temu katalońscy piłkarze dotykali perfekcji, stanowili mocną kandydaturę na drużynę wszech czasów –  a w czasach pandemii szokują wybrykami, które tzw. superklubom miały się już nie zdarzać, w ich repertuarze osławione 2:8 z Bayernem sąsiaduje wszak z klęskami w obu El Clásico, spowodowaną kuriozalnym epizodem przegraną z Atlético czy poniżającym 0:3 u siebie z Juventusem. Poddają właściwie wszystkie arcyprestiżowe mecze, a ich sytuacja w lidze hiszpańskiej może okazać się jeszcze beznadziejniej fatalna, jeśli przypomnieć sobie, że w rundzie rewanżowej z prawie całą czołówką, od Realu Sociedad i Realu Madryt po Villarreal i Sevillę, zagrają na wyjazdach”.

Więcej TUTAJ

***

„Nie ma cudów w Rakowie. Jest praca”

„Papszun w polskim futbolu jest wyjątkiem. Pracę w Częstochowie rozpoczął w 2016 r., gdy klub był w drugiej lidze. Wygrał ją i awansował do pierwszej ligi, by po dwóch kolejnych sezonach wywalczyć następną promocję, już do ekstraklasy. Uchodzi za szkoleniowca o twardej ręce, wręcz zamordystę, maniaka taktyki i ciężkiej pracy. Przez niemal pięć lat pracy w Rakowie jeszcze nie przetestował cierpliwości pracodawcy, właściciela klubu i handlującej elektroniką firmy x-kom Michała Świerczewskiego. Odkąd Papszun jest w Rakowie, ten gra ponad stan, osiągając wynik lepszy od oczekiwanego. – Teraz my gramy o mistrzostwo Polski – nie ukrywa Andrzej Niewulis, w Rakowie od czasów drugiej ligi, znów podstawowy obrońca klubu z Częstochowy po kontuzji Tomáša Petráška. Losy niemal dwumetrowego czeskiego piłkarza to też historia krzepiąca: w Rakowie od czasów drugoligowych, gdy w zasadzie rozstawał się z poważną piłką i szukał innych zajęć. Rósł jednak razem z drużyną, kierował jej defensywą, wykorzystując swój wzrost strzelał gole. Aż przyszedł awans do ekstraklasy i rzecz zupełnie niespodziewana: debiut w reprezentacji Czech w towarzyskim meczu z Finlandią. Jeśli Petrášek wróci do zdrowia – a ma wrócić po przerwie zimowej – pomoże Rakowowi w walce o mistrzostwo, a sam powalczy o udział w Euro 2020”.

Więcej TUTAJ


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się