Autor zdjęcia: Marta Badowska/PressFocus
Miała być kopia Necida, a wyszedł drugi Nikolić
O czeskim napastniku warszawskiej Legii napisano wiele, zwłaszcza na początku jego przygody przy Łazienkowskiej. Na koniec 2020 roku trzeba jednak podkreślić, że transfer Tomasa Pekharta był dobrym ruchem: wystarczy zerknąć na klasyfikację strzelców i porównać ten wynik do poprzednich napastników warszawian.
Czy Tomas Pekhart miał najgorsze medialne przywitanie w Legii w ostatnim czasie? Miał.
Czy dziennikarze mieli podstawy do krytyki tego ruchu? Mieli.
Czy Pekhart ostatecznie wszystkim pozamykał mordy? Pozamykał.
Nie będziemy w tym momencie umywać rąk, sami należeliśmy do grona sceptyków. Przy okazji jego transferu w lutym pisaliśmy tak: „Wygląda trochę na ślepy strzał. Żeby ktoś po prostu w tym składzie był, a nuż się sprawdzi. Żeby sztucznie zgasić palący się pod nogami pionu sportowego grunt. Chcielibyśmy się mylić i napisać, że problem Legii z deficytem napastników to już historia, ale coś nam podpowiada, że prędzej czy później ten problem powróci na Łazienkowską jak bumerang”.
Ostatecznie Legia problem z napastnikami ma, ale nie chodzi tu o brak konkretnego napadziora, a jedynie o znalezienie jakościowego zmiennika. Pewnie, że mistrzowie Polski nie grają na kilku frontach i na razie można byłoby korzystać z Pekharta, ale w piłce należy eliminować ryzyko. Chociażby groźnej kontuzji, która zostawiłaby Czesława Michniewicza z Lopesem i Rosołkiem. Nie jest to urocza alternatywa, sami przyznacie.
A trzeba przecież pomału myśleć o nowym sezonie, walce o awans do europejskich pucharów, przykład samego Czecha pokazuje, że zawodnicy przychodzący do polskiej ligi najczęściej potrzebują chwilę na aklimatyzację. Stąd informacje w mediach, że Legia zimą chciałaby wzmocnić ofensywę. A konkretnie skrzydło i atak.
Wracając jednak do Pekharta, to napastnik mistrzów Polski w najlepszy możliwy sposób odpowiedział na chłodne powitanie na polskiej ziemi. Spora zasługa w tym trenera Michniewicza, który ustawił zespół pod snajpera, dołożył do tego kilka wariantów rozegrania akcji i wszystko zatrybiło. Naturalnie nie zapominamy o Aleksandarze Vukoviciu, który zaczynał ten sezon w roli trenera, ale to obecny szkoleniowiec sprawił, że Pekhart jest jeszcze bardziej groźny i skuteczny. Do tego stopnia, że zawodnik Legii ma szansę wyjechać na przyszłoroczne EURO. Nie ma się co dziwić, skoro w kadrze Czechów są tacy piłkarze jak Michael Krmencik, Matej Vydra czy Zdenek Ondrasek. Żadnemu z tych zawodników nie odbieramy potencjału czy umiejętności, ale z całej tej czwórki w najlepszej formie jest Pekhart.
Pogrzebaliśmy trochę w statystykach i wyszło nam, że obecne strzeleckie wyczyny napastnika Legii są porównywalne do formy, jaką w sezonie 2015/16 uzyskał Nemanja Nikolić. Węgier wówczas co prawda w 14 meczach zdobył 16 bramek, osiągnął więc jeszcze lepszy wynik, ale obecne 13 trafień Pekharta jak najbardziej można do zawodnika Fehervaru porównywać. Czech podobnie jak Nikolić tylko w trzech meczach nie wpisał się na listę strzelców, ale różnica jest taka, że grał w każdym spotkaniu, a napastnik Legii pauzował z Lechem.
Wspominamy o tym z uwagi na tę krytykę, która spotkała Pekharta w lutym. Zawodnik mistrzów Polski odpowiedział na nią w możliwie najlepszy sposób, a jego wyczyny bramkowe przyćmiły takich strzelców jak Jarosław Niezgoda czy Carlitos, którzy mieli pójść w ślady Węgra. Jeśli weźmiemy pod uwagę pierwsze 14 spotkań w sezonie, to widać, że polegli z kretesem.
Czeskiemu napastnikowi przypięto łatkę Tomasa Necida, który w sezonie 2016/17 zagrał w Legii osiem meczów i zdobył zaledwie bramkę. Z pozoru wszystko pasowało: warunki fizyczne oraz styl gry, do tego brak jakichś rewelacyjnych wyników strzeleckich w poprzednich klubach. Na pewno kłuł w oczy 2,5-letni kontrakt, który jak na taką niewiadomą wydawał się przesadzony.
Pekhart natomiast robił swoje, dzisiaj jest liderem klasyfikacji strzelców z solidną przewagą nad Imazem, Jimenezem i Puljiciem. 31-latek do tego stopnia zadziwia wszystkich swoją regularnością, że komentatorzy gadają o magnesie, którym przyciąga do siebie piłkę. To wszystko oczywiście z przymrużeniem oka, bo dzisiaj chyba nikt nie ma wątpliwości, że urodzony w Susicach zawodnik to kawał piłkarza, który potrzebował po prostu odpowiedniego miejsca na odbudowanie swojej formy i kariery.