Autor zdjęcia: Krzysztof Dzierzawa / PressFocus
Samobójcza misja ratunkowa Podbeskidzia - Kasperczyk wraca pod Klimczok
Nie dość, że potrafią bić niechlubne rekordy sportowe, to jeszcze w sprawach organizacyjnych zaskakują całą scenę piłkarską – od dziennikarzy po kibiców. Podbeskidzie może mieć do Roberta Kasperczyka sentyment, ale miła przeszłość raczej nie powinna być wyznacznikiem przydatności, zwłaszcza jeśli idzie o tak poważną rzecz, jak utrzymanie w Ekstraklasie.
Bo innego wytłumaczenia decyzji o zatrudnienia Kasperczyka, poza klubowym sentymentem, nie znajdujemy. Od momentu, w którym wprowadził on Podbeskidzie do Ekstraklasy minęły lata świetle, czy jak kto tam woli – 9,5 roku. Z tamtej ekipy prawie wszyscy zakończyli kariery. Maciej Rogalski gra w Mławiance Mława, Dariusz Kołodziej w Czarnych Jaworze, 38-letni Robert Demjan kopie gdzieś na Słowacji. Innymi słowy – prehistoria i fakt, że Kasperczyk jest trenerem, który prowadził Podbeskidzie najdłużej w historii (niecałe trzy lata) niczego w tym wypadku nie zmienia.
- Wszystkich kibiców TSP informuję, że „Bóg mnie nie opuścił”, jak to sugerują niektórzy z Was. Już w przeszłości podejmowałem niepopularne decyzje np. nie przedłużając kontraktu z Sabalą (królem strzelców I ligi) oraz zostawiajac trenera Brede na stanowisku, kiedy większość się dopominała jego zwolnienia. Teraz też, w oparciu o swoją wiedzę oraz doświadczenie, podjąłem decyzje o zatrudnieniu Roberta Kasperczyka. Wszystkich proszę o wstrzemięźliwość w ocenach. Jestem przekonany, a czas pokaże, że to była słuszna decyzja – napisał prezes Bogdan Kłys na Twitterze, cytowany przez… oficjalną stronę miasta!
To jedna z kilku dziwnych sytuacji, która wokół tego transferu się wydarzyła. Informację o pozyskaniu nowego trenera jako pierwsze opublikowało miasto, dopiero potem klub. I jak informuje między innymi Janekx89, właśnie ze strony Bielska-Białej był nacisk na tego konkretnego trenera, tak samo zresztą jak na zwolnienie Krzysztofa Bredego. Tymczasem na facebookowym profilu przewodniczącego Rady Miejskiej w Bielsku-Białej i byłego prezesa Podbeskidzia Janusza Okrzesika czytamy:
- Uważam że to dobry wybór. Trener musi pasować do klubu i do zadania, które ma wykonać, a Robert Kasperczyk nie tylko wprowadził TSP do ekstraklasy, ale także w pierwszym sezonie po awansie spokojnie się utrzymał. Jestem pewien, że teraz też będzie zapi...ał z wszystkich sił i zmobilizuje piłkarzy do tego samego, że odgruzuje tę ruinę zostawioną przez poprzednika i na wiosnę zobaczymy nowe Podbeskidzie.
Genialnie! Teraz już mamy jasność, co w trenerze cenią włodarze miasta: wprowadził Podbeskidzie do Ekstraklasy 10 lat temu, a 9 lat temu się w niej utrzymał. A, no i oczywiście, będzie zapierdalał. My jednak byśmy woleli, żeby to było domeną zawodników, a trener powinien się skupić na czymś innym. Oczywiście, że się czepiamy, nie wymagamy przecież od radnego szczegółowej analizy na 20 slajdów w Power Poincie, ale argumentacja vide „kiedyś to było, może teraz też będzie” jest niedorzeczna.
A już w szczególności, jak się spojrzy na dalsze losy Roberta Kasperczyka. Po tym, jak odszedł z Podbeskidzia, pracował kolejno w:
- Stali Rzeszów – od stycznia do kwietnia 2013 roku, poprowadził Stal w 6 meczach II ligi wschodniej (zwycięstwo, 4 remisy, porażka), potem zgrzyty z władzami.
- Motorze Lublin – spędził tam niecałe siedem miesięcy. Przejął zespół w trakcie sezonu, a w kwietniu został zwolniony. Średnio jeden punkt na mecz, bilans 5-6-10, czwarty najgorszy wynik w lidze za okres jego pracy w klubie i spadek do III ligi na koniec rozgrywek.
- Limanovii – w której trenował jeszcze krócej niż w Rzeszowie – dwa miesiące. Przegrał 6 na 9 spotkań, z czego pięć z rzędu od 23 sierpnia do 14 września. Z tego powodu Limanovia znalazła się w strefie spadkowej II ligi, a z Kasperczykiem rozwiązano umowę za porozumieniem stron. Klub skończył sezon na ostatnim miejscu, spadł do III ligi.
- Sandecji – od maja 2015 roku do stycznia 2016 roku na pierwszoligowym szczeblu. Zanotował 6 zwycięstw, 7 remisów i 9 porażek, tłumów nie porwał.
Jak na kogoś, kto przychodzi do Podbeskidzia z misją ratunkową (kontrakt podpisany tylko do końca sezonu), wypada chyba zacząć wyrywać włosy z głowy i obgryzać paznokcie, bo kompletnie nic nie wskazuje na to, żeby Kasperczyk po spektakularnych wtopach w II lidze nagle miał wyciągnąć zespół z dna tabeli Ekstraklasy. Tym bardziej, że od 2016 roku trenerem nigdzie nie był. Minęło już prawie 5 lat odkąd opuścił Sandecję. W tym czasie był odpowiedzialny za akademię Cracovii oraz został szefem skautingu w klubie.
Zdajemy sobie sprawę, że Podbeskidzie nie jest łakomym kąskiem dla trenerów o wyrobionym nazwisku, ale bądźmy też poważni i nie skręcajmy za bardzo w drugą stronę. Zatrudnienie Kasperczyka to – mamy wrażenie – próba usprawiedliwienia spadku na wiele miesięcy przed jego nastąpieniem. Jak to może się udać? Nie chce nam się wierzyć, że będzie on lepszym fachowcem niż Krzysztof Brede, który przecież podobnie jak on wprowadził Podbeskidzie do Ekstraklasy. Tylko różnica jest jedna – jemu nie dano szansy wzmocnić zespołu i spróbować się utrzymać.
Nie wiemy, jak potoczą się losy Górali, ale w kolorowych barwach tego nie widzimy. Transfery są tu potrzebne na już, ale pięcioletnie doświadczenie skautingowe nowego trenera może jednak nie być wystarczające, by sytuację naprawić od A do Z. Bo przecież poza tym, trzeba jeszcze nowych zawodników umieć wykorzystać, co w Ekstraklasie jest trudniejsze niż w II lidze.
Cóż, pozostaje nam obserwować, bo oczekiwań na rundę wiosenną nie mamy praktycznie żadnych.