Autor zdjęcia: Rafal Rusek / PressFocus
Adamski: Tylko Raków i Pogoń mogą powalczyć z Legią o mistrzostwo [KOMENTARZ]
To, że na koniec 2020 roku mamy komplet rozegranych spotkań w Ekstraklasie trzeba traktować jako sukces i powód do radości. Można się czasem wyśmiewać z poziomu naszej ligi, dostarcza nam ona wiele materiału do szydery, ale bez niej byłoby trudno psychicznie przetrwać te skomplikowane dwanaście miesięcy. Była wytchnieniem. Z reguły nie można się przy niej nudzić, przeważnie nas zaskakuje, choć... po rundzie jesiennej więcej rozstrzygnięć przyjąłem na chłodno niż ze zdziwieniem.
***
Legia prowadzi, bo po prostu ma najlepszą kadrę. Nie wygrywa jeszcze meczów organizacją zespołową a indywidualnościami. Tyle w Ekstraklasie wystarczy. W europejskich pucharach okazuje się jednak, że Luquinhas, Andre Martins, Paweł Wszołek czy Artur Jędrzejczyk niewiele znaczą. Choć niektóre mecze mogą im nie wychodzić, jak „Jędzy” ze Stalą Mielec, to jednak całościowo są to zbyt dobrzy zawodnicy, żeby nie być na pierwszym miejscu w tabeli. Potencjałem kadrowym z legionistami konkurować może tylko Lech Poznań, a dobrze wiemy, gdzie on obecnie jest.
Nie dziwi mnie obecna sytuacja w Lechu.
I jego aktualna pozycja bynajmniej mnie nie zaskakuje. Ta kadra była po prostu zbyt wąska, zbyt mało wyrównana, żeby skutecznie rywalizować na trzech frontach. Jeśli brakowało w którymś ze spotkań Tiby, Ramireza, Modera i Ishaka, to automatycznie odbijało się na jakości gry i końcowym wyniku. Marchwiński, Muhar, Awwad czy Kaczarawa to nie jest poziom, który pozwala się wyróżniać nawet w Ekstraklasie, a co dopiero na tle Benfiki, Rangersów czy choćby co najwyżej przyzwoitego w skali Ligi Europy Standardu Liege. Szkoda, bo wydawało się, że po fazie grupowej LE kolejnym naturalnym krokiem będzie mistrzostwo Polski. Na to już w zasadzie nie ma szans. Pora skupić się na Pucharze Polski...
Nie dziwi mnie komplet beniaminków na dnie tabeli.
źródło: 90minut.pl
Może powiększmy ligę do 20 drużyn i wpuśćmy więcej pierwszoligowców? Przecież w ostatnich trzech sezonach spadło ich raptem czterech z sześciu.
Gdyby w tym roku relegowane były już trzy ekipy, to całkiem prawdopodobne, że pożegnaliby się z Ekstraklasą w komplecie wszyscy beniaminkowie. Takim sympatycznym akcentem jest tylko Warta Poznań, bo po niej zdecydowanie najmniej się spodziewałem. Ma najmniejszy budżet, najwęższą kadrę, potrafiła zagrać mecz bez żadnych rezerwowych, a mimo to może być względnie spokojna przed rundą wiosenną. Stal zaś po przejęciu przez Leszka Ojrzyńskiego prezentuje się ciekawie, gra z ikrą i wiarą, ale ma skład węgla i opału. A Podbeskidzie? Pożegnałbym bez żalu.
Nie dziwi mnie słaby start Piasta.
W naszej przedsezonowej ankiecie obstawiałem, że podopieczni Waldemara Fornalika zaliczą falstart i potem będą odrabiali straty. Ogółem jednak uważam, że jak na to, co grali, ich zdobycz punktowa jest o kilka oczek zdecydowania za mała. Fatalnie wyglądali tylko w starciu z Lechem, a przeważnie brakowało im po prostu szczęścia. Druga część rundy jesiennej była o niebo lepsza – w ostatnich sześciu kolejkach zanotowali trzy zwycięstwa i trzy remisy, lepiej punktowały tylko Legia i Pogoń. Wiosną pewnie znów będą nieprzyjemnym rywalem, zaliczą świetny finisz i zakończą sezon w górnej ósemce.
***
Dziwi mnie, że Raków i Pogoń tak szybko grają o mistrzostwo Polski.
Te projekty rozwijają się tak dobrze, że prędzej czy później musiały zakończyć się walką o mistrzostwo Polski. Spodziewałem się jednak, że stanie się to później niż prędzej.
Pogoń była w ostatnich latach solidną drużyną, ale nie wybijającą się ponad przeciętność. Bez problemu kwalifikowała się do grupy mistrzowskiej, lecz tam z reguły robiła już sobie wakacje. Brakowało mi postawienie kropki nad i, zażartej walki o europejskie puchary, dlatego trudno mi było teraz traktować ich poważnie w kontekście walki o podium. Miał to być po prostu średniak, nic więcej i styl gry przez większość rundy na to wskazywał, ale końcówka była już świetna.
Największą gwiazdą Rakowa jest natomiast Marek Papszun. Żaden inny ekstraklasowy trener nie odcisnął takiego piętna na swój zespół. Widać w tej grze pomysł, zmysł, pragmatyzm. Potrafił wykreować kandydatów na gwiazdy ligi jak Tomas Petrasek, Kamil Piątkowski, Marcin Cebula czy wykorzystać wszystkie atuty Frana Tudora, Davida Tijanicia albo Iviego Lopeza, który ma zadatki na najlepszego piłkarza w Ekstraklasie.
Powiedzmy sobie wprost: Raków i Pogoń wiosną będą grać o tytuł. Nie tylko o puchary, a o tytuł. Są jedynymi ekipami, które mogą zagrozić Legii, innych kandydatów nie widzę. Mają na to naprawdę dużą szansę, bo podopieczni Czesława Michniewicza nie są jeszcze na takim etapie współpracy, by roznosić ligę. Presja jest na obrońcy tytułu, to on jest faworytem. A skoro półtora roku temu stołecznych wyprzedzić mógł Piast, to czemu mają tego nie uczynić częstochowianie i szczecinianie, dysponujący wcale nie gorszym składem?
Dziwi mnie tak wysoka pozycja Śląska.
Z ręką na sercu – o ilu meczach WKS-u możecie powiedzieć, że dominował i grał dobrze? Mi przychodzą do głowy tylko spotkania z Piastem, Wisłą Kraków i Cracovią. Czyli dziewięć punktów. A wrocławianie mają ich 23. Zespół Vitezslava Lavicki jest mistrzem w wygrywaniu meczów nijakich. Grając co najwyżej przeciętnie przechylał na swoją stronę spotkania z Jagiellonią, Rakowem, Wartą Poznań czy Podbeskidziem Bielsko-Biała. W wielu zaś grał tak sobie i czasem się to mściło, jak z Legią, z którą nie podjął rękawic, czy beznadziejną Wisłą Płock. Potrafił skubać te punkty i wyskubał ich tyle, że kończy rundę jesienną tuż za podium. Ale czy indywidualnie o którymś z graczy Śląska możemy powiedzieć, że się wyróżniał w skali ligi? Chyba tylko o bramkarzach, co najlepiej podsumowuje grę ekipy z Wrocławia.
Dziwi mnie niesamowita skuteczność Pekharta.
Przecież cała liga wie, że Legia swój potencjał ofensywny opiera na rosłym napastniku, a mimo to nikt nie potrafi się temu przeciwstawić. Umiała to zrobić Omonia, umiał Karabach, a nie umie Lech czy Cracovia. To zawodnik bardzo ograniczony piłkarsko, ale z jednym doskonale rozwiniętym atutem – umiejętnością gry głową. Z trzynastu goli, aż siedem załadował z telewizora. Nie przypominam sobie drugiego takiego piłkarza w naszej lidze, który w ostatnich latach niemal do perfekcji opanował tę cechę. Sądziłem, że jeśli Czesław Michniewicz nie zmieni strategii, to cała liga Pekharta rozczyta. Nie jest to przecież zbyt skomplikowany schemat, nastawiony na wrzutkę na Czecha, gdy nie da się innymi sposobami przedostać pod bramkę rywala. A jednak w Ekstraklasie to wystarcza i pewnie zaprowadzi go jeszcze do korony króla strzelców.
***
Tymczasem, drodzy, Wesołych Świąt! Spędźcie je z uśmiechem na ustach, z radością i wśród najbliższych. Wszystkiego dobrego!