Autor zdjęcia: Rafal Rusek / PressFocus
Im trenerzy mogą zaufać w ciemno. TOP 5 środkowych obrońców Ekstraklasy
Skład buduje się od tyłu, napastnik jest pierwszym obrońcą – te wszystkie slogany dobrze znamy. Jednak środkowi obrońcy są w tej układance równie ważni, bo często to ich zachowanie jest decydujące dla całej linii defensywnej. I w Ekstraklasie mamy kilka perełek, których – na podstawie not – musimy pochwalić.
5. Benedikt Zech (Pogoń Szczecin) – 5,15
W wielu meczach dyskretny, aczkolwiek kluczowy. Gdy człowiek dogłębniej zanalizuje poszczególne mecze Portowców, zobaczy jak mrówczą robotę wykonuje Austriak. Kto wybija większość dośrodkowań? Zech. Kto notuje kluczowe interwencje, kiedy pod bramką robi się naprawdę gorąco? Zech. Kto praktycznie wcale nie popełnia błędów w ustawianiu się? Zech. Jednym z lepszym popisów Benedikta było spotkanie z Lechem, w którym do spółki z Malcem praktycznie wyłączył z gry Ishaka, Awwda i jeszcze przy okazji paru innych ofensywnych zawodników Kolejorza. Zresztą, podobnie można byłoby pisać o nim po starciach z Piastem, Śląskiem, Legią, Jagiellonią… Sami widzicie, Zech błyszczy także na tle ligowej czołówki, a nie wyłącznie z ofensywnymi eunuchami – z całym szacunkiem – jak Warta i Podbeskidzie.
4. Lubomir Guldan (Zagłębie Lubin) – 5,25
Wiekowy, ma przecież 37 lat, ale drugiego tak regularnego w Lubinie nie mają. Gdy w klubie był jeszcze Alan Czerwiński, Guldan razem z nim był kimś, kto całą formację trzymał w ryzach. Można było mu zaufać, teraz z kolei wykreował się na zdecydowanego lidera, który w środku obrony nie ma sobie równych. Kapitan rozgrywający wszystkie mecze od dechy do dechy (serio, w tym sezonie nie opuścił nawet minuty) jest ostoją zespołu i na pewno jedną z głównych przyczyn tak małej liczby straconych bramek przez Zagłębie. Wszak Miedziowi mogą w tym względzie równać się z Legią, Rakowem, czy Śląskiem.
A Guldan nie dość, że pod swoją bramką jest niczym skała, to w ofensywie też potrafi się zachować, jak na obrońcę przystało. Dwa razy zmieścił piłkę głową w siatce rywali, a raz nawet asystował przy trafieniu innego obrońcy – Sasy Balicia. Każda cyferka była bardzo istotna w ostatecznym rozrachunku. A ze słabszych meczów przypominamy sobie może jeden, z Wisłą Kraków, który Zagłębie i tak koniec końców wygrało.
3. Jakub Czerwiński (Piast Gliwice) – 5,27
Kandydatura nieoczywista, może nawet bardziej niż w przypadku Guldana, ale jak się tak przyjrzeć poszczególnym występom Czerwińskiego, to można dojść do wniosku, że formę ciągle ma ponadprzeciętną. Może nie do końca ustabilizowaną, bo na przykład po dwóch bardzo dobrych meczach z Górnikiem i Lechią słabiutko wypadł na tle Legii w Warszawie, a w pierwszej połowie sezonu szczególnie nie poszło mu starcie ze Stalą Mielec, kiedy to z jego udziałem Piast wypuścił z rąk zwycięstwo, ale nadal w zdecydowanej większości występów można go określić mianem „czyściciela”.
I nie ma tu większego znaczenia, że Piast okupuje dopiero 13. miejsce. Gdy spojrzymy na liczby, okaże się, że Lech stracił od gliwiczan o cztery bramki więcej, a takie Zagłębie, czy Raków tylko o trzy mniej. Pojedyncze występy jednak bronią Czerwińskiego, bez niego środek obrony Piasta byłby pozbawiony zdecydowanego lidera i – o tym jesteśmy przekonani – co najmniej kilku ligowych punktów.
2. Kamil Piątkowski (Raków Częstochowa) – 5,36
A skoro już wywołaliśmy Raków, i to nie raz, wypadałoby właśnie jemu oddać, że o obrońców na tę chwilę wcale nie musi się martwić. Z tria Wilusz-Petrasek-Piątkowski ten pierwszy jest najmniej pewny i konkretny, a pozostała dwójka? Bez nich mało kto wyobraża sobie dzisiejszy Raków. Piątkowski jest typem zawodnika, któremu Marek Papszun może zaufać w ciemno, bo w tym sezonie nie pamiętamy meczu, w którym by zawiódł – przynajmniej z naszej perspektywy. W pierwszej kolejce dostał od nas notę 4 i była to najgorsza ocena w całej rundzie. Później powtarzalność niebywała: 5, 6, 6, 5, 6, 5, 5, 6, 5, 5, 5, 6, 6 w skali 1-10. Robi wrażenie.
1. Tomas Petrasek (Raków Częstochowa) – 5,38
A Petrasek? Wygrał z kolegą z drużyny o włos, ale pamiętać trzeba, że w pewnym momencie doznał kontuzji i nie mógł – w przeciwieństwie do Piątkowskiego – pomagać Rakowowi przez całą rundę. Ale mimo to przez 8 kolejek był tym środkowym obrońcą, jakiego znaliśmy choćby z poprzedniego sezonu. Pewnym w swoim polu karnym, wygrywającym główki z niebywałą łatwością oraz mobilnym, potrafiącym zostać w odpowiednim momencie pod bramką przeciwnika, co dawało podopiecznym Marka Papszuna sporo korzyści z przodu.
Gole z Cracovią i Wisłą Płock były właśnie efektem tego ofensywnego usposobienia przy stałych fragmentach, czy zaraz po nich, kiedy Czech zostawał w polu karnym rywala. Warunki fizyczne to jego niebagatelny atut, ale co najważniejsze – coś, co potrafi z bardzo dobrym skutkiem wykorzystać, by pomóc drużynie. Nie ma bowiem znaczenia, jeśli masz 210 cm, a nie wiesz, jak to „spieniężyć” na boisku. Petrasek wie, korzysta regularnie, a teraz czeka, by móc to potwierdzić po raz kolejny w rundzie wiosennej.