Autor zdjęcia: Michał Kosc / PressFocus
Sprzątanie kadrowe w Płocku jest nieuniknione. Kogo warto odstrzelić?
Sprzątanie po starym dyrektorze Wisły Płock Marku Jóźwiaku zapowiadano od samego początku. Zarówno jego następca Paweł Magdoń, jak i prezes Tomasz Marzec mówili o koniecznym uszczupleniu kadry. Kto więc powinien Nafciarzy opuścić? Kilku zawodników by się znalazło…
Pierwsi do odstrzału okazali się Paweł Żuk, sprowadzony z Lechii młody prawy obrońca oraz Maciej Ambrosiewicz, który podpisał już kontrakt z Zagłębiem Sosnowiec. Pewne jest natomiast, że pożegnań będzie więcej. Otwarcie mówił o tym między innymi Paweł Magdoń w programie „Weszłopolscy” na Kanale Sportowym jeszcze przed świętami. - Do każdego zawodnika podchodzimy indywidualnie. Rozstaliśmy się już z dwoma zawodnikami. Trwają kolejne rozmowy. Myślę, że docelowo będzie to pożegnanie pięciu, maksymalnie sześciu, piłkarzy - przyznał.
A zatem, idąc tym tropem, powinniśmy spodziewać się kolejnych trzech-czterech rozstań. Na razie oficjalnie do żadnego nie doszło, ale „Przegląd Sportowy” pisał, że taki właśnie los czeka bramkarza Bartłomieja Żynela oraz Julio Rodrigueza, na temat którego Marek Jóźwiak wypowiadał się w samych superlatywach. Cóż, w sumie nawet się nie dziwimy, skoro był to jego osobisty wynalazek, może go więc bronić aż do śmierci. Bo z przyznawaniem się do błędu bywa u byłego dyrektora sportowego Wisły ciężko.
Sam Rodriguez nawet nie zdążył się zaprezentować szerszej publice, ale to chyba jest najlepsza recenzja jego umiejętności. Przyszedł do Polski z Rumunii, gdzie grał tyle, co kot napłakał. Zwiedził jeszcze Chorwację i Bułgarię, ale najdłużej grał w rezerwach Sportingu Gijon na trzecim poziomie w Hiszpanii. Cóż, nie zawsze, gdy mamy połączenie młodości z hiszpańską narodowością, wychodzi z tego coś spektakularnego. A gdyby Rodriguez na serio był dobry, to przynajmniej łapałby się na ławkę rezerwowych. Ale najwidoczniej na to też był za cienki w uszach, bo przydarzyło mu się to tylko dwa razy.
Odejście Bartłomieja Żynela rozpatrujemy w kategorii tych naturalnych, do których po prostu musiało dojść. 22-latek nawet nie był w tym sezonie rezerwowym. Przegrywał rywalizację z Jakubem Wrąblem, a do Krzysztofa Kamińskiego w ogóle nie miał podjazdu. Nawet nie ma o czym mówić. Status młodzieżowca mu się skończył i stał się nieprzydatny – akurat takim obrotem sprawy zaskoczeni nie jesteśmy. Grunt, żeby się odbudował – może na zapleczu się uda?
Ale dobra, liczby liczbami, ale kto jeszcze powinien zostać odstrzelony?
Trudno sobie wyobrażać, by wśród napastników nie doszło do żadnego czyszczenia magazynów. Najsensowniejsze byłoby pozbycie się Cilliana Sheridana, który naszym zdaniem w ogóle nie powinien był do Płocka trafić. Ostatni dobry okres w jego karierze to sezon 2016/17, kiedy szalał w Omonii Nikozja, po czym strzelił dla Jagiellonii 8 goli i zaliczył 4 asysty. Ale potem następował już regularny zjazd i trudno nam znaleźć argumenty, jakimi mógł posługiwać się Marek Jóźwiak przy sprowadzaniu tego zawodnika. Bo już tu grał? Bo go znamy? Wiemy czego się po nim spodziewać? Tylko to przychodzi nam do głowy. I jego bilans z Płocka, czyli 3 bramki i 3 asysty w 27 meczach zdaje się potwierdzać jego nieprzydatność.
Zwłaszcza w obliczu obecności Patryka Tuszyńskiego, młodzieżowca Mateusza Lewandowskiego i niedawno sprowadzonego Airama Cabrery, który dopiero od wiosny, po przepracowaniu okresu przygotowawczego, będzie w pełni gotowy i wtedy zapewne pokaże swoje lepsze oblicze. Dla Sheridana po prostu nie ma w Wiśle miejsca. A jeśli dodamy wysoki kontrakt, o którym pisze Maciej Wąsowski i fakt, że obowiązuje on tylko do czerwca 2021 roku, to już naprawdę trudno będzie wytłumaczyć jego pozostanie w Płocku.
Taką samą długość ma umowa Giorgiego Merebaszwilego, dla którego ten sezon jest wybitnie nieudany. W zasadzie od początku jego pobytu w Polsce, czyli od lata 2016 roku nie dość, że grał regularnie w większości meczów, to notował jakieś liczby. Nie zawsze był jałowy. Ale w tym sezonie tylko trzy razy wychodził w pierwszym składzie, rozegrał biedne 337 minut w lidze i zaliczył jedną asystę. W ostatnim meczu. Z Podbeskidziem.
Może już zbliżające się 35 lat na karku daje się we znaki? Trudno powiedzieć, ciężko się Gruzina ogląda w tym sezonie, a w obecnej sytuacji odświeżenie skrzydeł jest nieuniknione. Tym bardziej, że słabiutko spisuje się również Torgil Gjertsen, jeden z najgorszych bocznych pomocników w ogóle w całej Ekstraklasie. Przynajmniej jesienią. W taki sposób pisaliśmy o nim w naszym zestwieniu sprzed dwóch tygodni:
"Tym, co zapadnie nam w pamięć, był na pewno przedniej urody gol ze Śląskiem Wrocław. Gjertsen wszedł na kwadrans, dał drużynie trzy punkty, czyli zrobił swoje, ale poza tym? Trudno nam znaleźć choć jeden poprawny mecz w jego wykonaniu, a te z Legią, Jagiellonią i Pogonią dobitnie pokazują, że Norweg minął się z formą na lotnisku w drodze do Płocka. Całe szczęście Radosław Sobolewski zmodyfikował nieco ustawienie w dwóch ostatnich meczach, przez co Wisła wyglądała lepiej, a Gjertsen wreszcie usiadł na ławie".
Uzależnione od pożegnania obu panów powinno być jednak znalezienie solidnych zastępców, bo już teraz druga linia Wisły Płock nie wygląda na postrach obrońców rywali, a co dopiero, jak kilka twarzy, nawet tych czasami sabotujących, odejdzie. Także wszystko rozbija się o wzmocnienia, które na pewno nadejdą, ale pytanie w jakiej liczbie, kiedy (w trakcie przygotowań czy po?) i jakiej jakości.
A jeśli już przy skrzydłowych jesteśmy, to nie sposób pominąć naszego ulubieńca. Rodzynka, o którym spora część z was pewnie już zapomniała. Zrobiłoby nam się autentycznie smutno, gdyby Titas Milasius odszedł z Wisły Płock, bo nie będziemy mieć już wtedy wśród nas sprwcy najgorszego występu w historii Ekstraklasy (naszym skromnym zdaniem). Lipiec 2019 roku, stadion przy Bułgarskiej. Litwin wychodzi w pierwszym składzie, ale nie dźwiga ciężaru. Jego liczby? Cztery podania (zero celnych, chyba że do przeciwnika), jeden wygrany pojedynek na siedem stoczonych, zero udanych zwodów na dwie próby i zero udnych odbiorów. Do tego masa błędów, których statystyki nie obejmują. Po 32 minutach dostał wędkę i tyle go widzieliśmy w Ekstraklasie - fenomen socjologiczny.
Moglibyśmy też dyskutować nad przydatnością Dusana Lagatora, który – gdyby nie ostatnie dwa spotkania w tym roku, w których strzelił go golu – miałby u nas najgorszą średnią notę ze wszystkich regularnie grających piłkarzy Wisły. Już teraz nie jest ona powalająca (3,73) i prawie najniższa w zespole. Radosław Sobolewski ma do dyspozycji przecież jeszcze Damiana Rasaka i Filipa Lesniaka, a na „10” jest kilku kolejnych chętnych do gry – młodych lub tych wracających po kontuzji. Gdyby znalazł się chętny kupiec, nie zastanawialibyśmy się ani chwili.
Ale tak można wymieniać i wymieniać. Sęk w tym, by sprzątać z głową i pomysłem, którego Markowi Jóźwiakowi ewidentnie zabrakło. Na pewno nie da się tego zrobić w ciągu jednego okienka, ale kiedyś wypadałoby zacząć.