Autor zdjęcia: Accredito
Przygotowany fizycznie, ale czasem elektryczny. Na co stać Albina Granlunda w Stali Mielec?
Pierwszym zimowym wzmocnieniem Stali Mielec był Aleksandar Kolew, co przyjęliśmy z dużą dozą dystansu, bo Bułgar od dawna nie przypominał już napastnika. Albin Granlund, którego beniaminek sprowadził na prawą obronę, wygląda jednak na poważnego piłkarza. Reprezentant Finlandii związał się z klubem 1,5-rocznym kontraktem.
Dobrze przeczytaliście, Stal Mielec sprowadziła kumpla z kadry Petteriego Forsella. Albin Granlund reprezentuje barwy Finlandii od 2016 roku, w zeszłym roku wystąpił w meczach Ligi Narodów przeciwko Walii i Irlandii, grał również w kwalifikacjach do EURO 2020 przeciwko Włochom. Znajomość z rozgrywającym Stali na pewno pomogła 31-latkowi trafić do Polski, szczególnie, że akurat na prawej obronie, podobnie jak w ataku, beniaminek potrzebował pilnego wzmocnienia.
Na początku sezonu Dariusz Skrzypczak mocno kombinował z ustawieniem zespołu, Stal wymiennie grała w schemacie 1-3-4-3 lub 1-4-5-1, a w tym drugim przypadku na boku biegali Wojciech Lisowski, Marcin Flis, Szymon Stasik, a za Leszka Ojrzyńskiego występował tam już wyłącznie Kamil Kościelny. Problem zatem był ewidentny (zarówno Flis jak i Kościelny grali tam z konieczności), ale wszystko wskazuje na to, że dopiero teraz udało się go wyeliminować.
Granlund to doświadczony piłkarz, który największe sukcesy osiągał w ojczyźnie, ale i ostatnie lata w Szwecji miał dobre. Tak nam się przynajmniej wydaje, skoro 31-latek potrafił utrzymać się w pierwszym zespole średniaka tamtejszej ligi. O zdanie zapytaliśmy jednak Macieja Szełęgę, który prowadzi na Twitterze konto „Skandynawski Futbol” i bacznie śledzi tamtejsze rozgrywki: – W Szwecji pokazał się z dobrej strony. Szybko wpasował się w pragmatyczny, defensywny styl gry zespołu. Nigdy nie był jednak gwiazdą drużyny. Gdy przeciętny szwedzki kibic myśli o Örebro, do głowy przychodzą mu nazwiska takie jak Nahir Besara, czy Nordin Gerzic. Granlund to raczej gracz drugoplanowy, co wcale nie jest jego wadą. Na boisku po prostu robi swoje, bez fajerwerków.
Szełęga zapytany o zalety 31-latka zdradził: - Jego mocne strony dotyczą głównie gry w defensywie. Jest bocznym obrońcą, który najpierw myśli o obronie, a dopiero później o ataku. Niby podstawa, a jednak brakuje tego wielu zawodnikom Ekstraklasy grającym na jego pozycji. Na dodatek powinien być znakomicie przygotowany fizycznie, w Örebro przygotowanie motoryczne zawodników było podstawą.
Wzorowy w obronie, do tego doskonale przygotowany fizycznie i z niezłym wzrostem 178 cm, to naprawdę brzmi nieźle jak na warunki Ekstraklasy. Co więcej wpasowuje się to w ulubioną charakterystykę trenera Ojrzyńskiego u którego najpierw jest zapierniczanie dla zespołu, a później indywidualne popisy. Zapytaliśmy naszego rozmówcę o wady i tutaj niepokoi nas jedno: elektryczność. - Co do wad, Fin jest w grupie 12 zawodników, którzy sprokurowali w zeszłym sezonie 2 rzuty karne (czyli najwięcej w lidze). Czasami może wydawać się elektryczny, ale to solidny obrońca. Może mieć też problemy ze zwrotnością, ale zazwyczaj udawało mu się to tuszować dobrym ustawianiem w defensywie – przekonuje Szełęga.
Stal na wiosnę raczej nie będzie grała z wysoko ustawioną defensywą, Fin zatem może nie mieć okazji do szybkich powrót we własne pole karne. Gorzej jednak jeśli będą zdarzały mu się jakieś głupie błędy, które w efekcie doprowadzą do straty punktów mieleckiego zespołu. Trzeba również Ekstraklasie oddać jedno: to nie jest Bundesliga czy La Liga, gdzie piłka momentami chodzi jak w baseballu. Nad Wisłą solidnością, koncentracją, dobrym zdrowiem do biegania i ustawieniem można zdziałać cuda.
I tego życzymy Granludowie, o którym Szełęga na koniec powiedział z przekonaniem: - Uważam, że jest to zawodnik, który poradzi sobie w Ekstraklasie. Raczej nie będziemy o nim mówić w podsumowaniach kolejki, ale powinien się sprawdzić, bo do tej pory był solidny i potrafił grać po 20 meczów w sezonie na dość równym poziomie. Ponadto jest to bardzo sympatyczny facet, ma duży potencjał, aby zostać ulubieńcem kibiców Stali.
Oby ten ostatni aspekt pomógł Finowi w aklimatyzacji.