Autor zdjęcia: lechpoznan.pl/fot. Przemysław Szyszka
W końcu Żuraw ma na kim budować defensywę. Salamon wrócił do Lecha!
Czy Lech w końcu poważnie wzmocnił linię obrony? Na to wygląda. Transfer Bartosza Salamona stał się faktem, więc wypada w tym momencie Kolejorza pochwalić. Jeżeli bowiem ściągać doświadczonych zawodników, to takich – znanych, prześwietlonych, a nie będących kotem w worku, jak na przykład Karlo Muhar.
Oczywiście da się znaleźć kozaków. Wystarczy spojrzeć na Pedro Tibę czy Mikaela Ishaka, ale przyjście Salamona to mimo wszystko zupełnie inny rodzaj transferu. Jeśli mielibyśmy go do jakiegoś ruchu porównać, to może do ściągnięcia Pawła Wszołka przez Legię. Też były reprezentant Polski, o którego powrocie mówiło się już wcześniej. Piłkarz regularniej grający za granicą na zapleczu jednej z najlepszych lig w Europie (też na najwyższym szczeblu) i przyjeżdżający do zespołu z polskiego topu. Jakąś analogię da się znaleźć, a już na pewno taką, że Salamon ma być podstawowym zawodnikiem swojego zespołu.
Można zadać pytanie, czy nie za późno nastąpiło wzmocnienie akurat tej formacji. Nie od dziś wiadomo, że Lech największe problemy od dawna miał właśnie w defensywie. Tomasz Dejewski to nie jest piłkarz na pierwszy skład, co udowadniał w tym sezonie już kilka razy. Djordje Crnomarković często traci kontakt z rzeczywistością, robi się elektryczny, przez co trudno go w szerszej perspektywie traktować jako pewniaka do wyjściowej jedenastki. Z kolei Thomas Rogne, mimo że jest solidnym stoperem, to niestety również szklanym, który raz po raz wypada z gry. Ostatnio w grudniowym meczu z Pogonią, kiedy strzelił samobója, po czym jeszcze w pierwszej połowie musiał opuścić boisko.
Pijemy do tego, że opowiastki Tomasza Rząsy o kadrze, która może grać na trzech frontach to mrzonki. Kolejorz wzmocnienia potrzebował już latem, przed walką w Lidze Europy. Tym bardziej teraz sprowadzenie stopera było ruchem z kategorii „must have” i dobrze dla Lecha, że wreszcie do niego doszło, bo trzeba wreszcie zacząć ratować twarz w Ekstraklasie, póki jeszcze się da. Lepiej późno niż później.
Trudno zatem nie traktować piłkarza, który ma na koncie prawie 140 meczów w Serie B i 66 w Serie A, jako osoby, od której trener Żuraw będzie zaczynał budowanie linii defensywnej. Salamon od 2016 roku nieprzerwanie przez cztery sezony występował na najwyższym poziomie we Włoszech, dopiero w trwających rozgrywkach zszedł razem ze SPAL szczebel niżej. Grał w tym sezonie w miarę regularnie, jednak pod koniec roku stracił miejsce w składzie i najwidoczniej zdecydował, że jest to odpowiedni moment na powrót.
Bo w Lechu już w przeszłości grał. Trafił tam jako 13-latek, jednak już dwa lata później wyjechał na Półwysep Apeniński, z którego nie ruszał się do tej pory. Teraz – jak donosił portal Weszło – chciał podpisać kontrakt, który będzie decydujący dla przyszłości jego rodziny. Salamon pochodzi spod Poznania, ma tam bliskich i tam się urodził, więc Lech był w takim wypadku naturalnym, pierwszym wyborem.
https://t.co/DA7hYRLPMj
— Lech Poznań (@LechPoznan) January 9, 2021
Mimo że lepszym stoperem z dwójki Satka-Rogne jest naszym zdaniem ten drugi, to z powodów zdrowotnych wspomnianych wyżej – ale nie tylko – Salamona widzimy raczej w parze ze Słowakiem. Również dlatego, że Polak jest bardzo podobnym zawodnikiem do Rogne. Wysokim, raczej wolniejszym od Satki i mniej mobilnym na boisku. A tym, co najbardziej ich różni jest umiejętność wyprowadzania piłki – w tym elemencie były zawodnik SPAL przewyższa swojego kolegę o głowę. Dobrze byłoby zatem, gdyby stoperzy nie powielali się charakterystyką, więc gdybyśmy to my mieli doradzać Dariuszowi Żurawiowi, postawilibyśmy na duet Salamon-Satka.
Choć też nie powiedziane, że którykolwiek z nich zachowa miejsce w składzie. W ostatnich dniach głośno zrobiło się na temat Antonio Milicicia, środkowego obrońcy Anderlechtu, któremu bacznie przygląda się Lech, sonduje możliwość jego wypożyczenia, a według najnowszych informacji jest bliski jego transferu definitywnego. Może zatem szykowana jest jakaś poważniejsza korekta linii defensywnej? Wszak w trwającym sezonie tylko Podbeskidzie, Stal i Jagiellonia mają mniej straconych bramek od Kolejorza, to też o czymś świadczy. Wcale byśmy się nie zdziwili, gdyby trener chciał zareagować na ten problem w zdecydowany sposób.
Na razie są to jednak tylko spekulacje. Wszystko się okaże po okresie przygotowawczym, który Lech rozpoczął 7 stycznia. Niemniej, ważniejszy od tego, kto będzie grał w pierwszym składzie jest fakt, że wreszcie będzie na tej pozycji co najmniej jeden solidny zmiennik. Takiego luksusu w Poznaniu ostatnio nie doświadczano.