Autor zdjęcia: Lechia Gdańsk
Ceesay dołączył do Lechii, ale Stokowca na skrzydłach nadal czeka spory ból głowy
Lechia to mocny kandydat do miana największego rozczarowania tego sezonu Ekstraklasy. Drużyna Piotra Stokowca gra mizerny dla oka futbol, a po zimowych transferach zmiany tego stanu raczej nie oczekujemy. Do ekipy z Gdańska dołączył bowiem Joseph Ceesay, ale trudno oczekiwać od niego fajerwerków.
Kojarzycie taką scenę z serialu „Miodowe Lata”, kiedy Krawczyk z Norkiem odgrywają scenę z „Krzyżaków” i ten pierwszy w pewnym momencie leci z monologiem: „Dajcie mi chłopaka! Dajcie mi chłopaka!!!”. Wyobrażamy sobie taką scenkę w Lechii: Piotr Stokowiec od kilku miesięcy krzyczy do Adama Mandziary: „Dajcie mi skrzydłowego!”. A ten sprowadza mu Josepha Ceesay’a.
Kolejny raz oprzemy się w naszym tekście o statystykę wykreowanych sytuacji, sporządzoną przez portal ekstrastats.pl, a w niej drużynowo Lechia wypada lepiej jedynie od Warty i Podbeskidzia! Gdyby nie wysoka wygrana gdańszczan w Krakowie, to zapewne drużyna Stokowca byłaby praktycznie na równi z najgorszą Wartą (Poznaniacy 17 okazji, Lechia 21).
Na początku stycznia o największej potrzebie transferowej Lechii pisaliśmy tak: "Na ten moment pilnego wzmocnienia potrzebują skrzydła, bo jedynym który coś daje drużynie (i to też bardzo nieregularnie, bo potrafi zagrać mecz bardzo dobry, jak i żenujący, w którym psuje dosłownie wszystko) jest Conrado. Ani Mihalik ani Haydary nie grają tak, jak oczekiwano, zwłaszcza w tym sezonie".
Zerknijmy na ofensywny dorobek skrzydłowych:
Conrado – 2 bramki i 4 asysty
Haydary – bramka i 2 asysty
Mihalik – bramka
Saiefa nie liczymy, bo w sumie większość czasu jesienią spędził na pozycji rozgrywającego, druga sprawa, że jakichś ciekawych liczb nie wykręcił. Widać zatem, że Lechia potrzebowała ognia na bokach pomocy, dokładnie tak jak Warta Poznań, która praktycznie nie stwarzała zagrożenia z tej strefy. Naszym zdaniem gdańszczanom nie przystoi być takim bezzębnym w ofensywie i na to samo zwrócił uwagę trener Stokowiec.
Problem w tym, że zawodnik, który przyszedł do Gdańska raczej nie gwarantuje natychmiastowego wzrostu jakości. Joseph Ceesay trafił do Lechii z Helsinborga, gdzie w poprzednim sezonie rozegrał 19 meczów, ale zanotował w tym okresie zaledwie asystę. Żałosny wynik jak na piłkarza ofensywnego. Ciekawie wyglądają za to jego statystyki za 2019 rok, ale w tym przypadku trzeba bacznie sprawdzać poziom rozgrywkowy: Dalkurd grało w drugiej lidze i tam 22-latek zdobył sześć bramek i dołożył siedem asyst.
Piotr Piotrowicz dla weszlo.com mówił o tym zawodniku, że lubi zejść do środka i uderzyć, do tego jest młody i szalony. Znaleźliśmy w internecie jedną akcję Szweda, która bezbłędnie pasuje do opisu. Przyznacie sami, że nie jest on jakoś wybitnie zachęcający, jeżeli mówimy o transferze do klubu z Ekstraklasy. Osobna kwestia to finalizacja akcji: można zasuwać skrzydłem jak Forrest Gump, ale jeśli na koniec nie będzie z tego bramki lub asysty, to jest to tylko bieganie dla samego biegania. Mówimy natomiast o lidze, która chce być poważna, a ten transfer mocno wygląda nam na przygarnięcie wolnego zawodnika, który jest w miarę młody i czasami urywa się obrońcom.
Wracając do początku tekstu i prośbach Stokowca o sprowadzenie skrzydłowego, to owszem, trener Lechii dostał piłkarza o takim charakterze. Czy jednak z miejsca jest to wzmocnienie zespołu? Naprawdę chcielibyśmy się mylić, ale na ten moment niewiele na to wskazuje. Bo skoro Ceesay odbił się od najwyższego poziomu w Szwecji, to czy jest w stanie błyszczeć w Ekstraklasie?
Lechia w tym sezonie nie zachwyca swoją grą, zastanawialiśmy się już wielokrotnie, czy powodem tego jest Stokowiec, a może jakość posiadanych zawodników? Po transferach Musolitina, Biegańskiego i Ceesay’a Mandziara dorzucił kolejny argument do tej drugiej tezy.