Autor zdjęcia: Własne
Wichniarek: Dla Milika klub jest ważniejszy od reprezentacji. Arka chce Ściślaka. Kasperczyk: Ta ekipa może zrobić coś fajnego
W sobotniej prasie długa rozmowa z Robertem Kasperczykiem, w której trener Podbeskidzia opowiada m.in. o tym jak wyglądał proces podnoszenia z kolan zawodników i na co stać jego zespół. Ponadto Artur Wichniarek ocenia sytuację i decyzję Arkadiusza Milika, do tego sporo ciekawych tekstów w Magazynie Lig Zagranicznych. Zapraszamy!
„PRZEGLĄD SPORTOWY”
„Robert Kasperczyk: Piłkarze znów się uśmiechają”
„Czyli widzi pan możliwość uratowania dla klubu ekstraklasy?
Nie trzeba być dogłębnym analitykiem, który mocno zagłębiał się w strukturę taktyczną, organizacyjną, psychologiczną drużyny w poprzedniej rundzie, by dojść do wniosku, że to jest zespół, na bazie którego – wprowadzając kilka korekt – wiosną można zrobić coś fajnego. I ja w to nie tylko wierzę, ale jestem o tym głęboko przekonany. Każdy dzień pracy z tymi zawodnikami tylko mnie w tym utwierdza.
W rozmowie ze „Sportem” atmosferę w szatni Podbeskidzia określił pan jako nostalgiczną.
Piłkarze Podbeskidzia są profesjonalistami i sami wiedzą, jak to wszystko wyglądało jesienią. Nie potrzebują do tego czytać artykułów lub komentarzy w sieci czy wsłuchiwać się w opinie środowiska. Każdy z nich czuje, że mógł dać więcej. W takiej sytuacji nie można oczekiwać, że już w pierwszych dniach będą z uśmiechem zabierać się do pracy. Do tego nikt nie wiedział, kogo w tej drużynie za chwilę nie będzie. Atmosfera była trochę napięta, zawodnicy czekali na pierwsze decyzje sztabu szkoleniowego, jaki los dla nich przygotował. Dopiero kiedy zaczęło się wyjaśniać, jak będzie wyglądał skład, pojawili się nowi piłkarze, zespół nabierał zaufania do wspólnej pracy”.
Więcej TUTAJ
„Kielecki supermarket”
„Dobre występy na zapleczu ekstraklasy plus bardzo szybki rozwój musiały zwrócić na wychowanka Korony uwagę innych klubów. I tak się stało. Kolejka chętnych była długa (zainteresowane sprowadzeniem gracza były m.in. Legia, Lech i Lechia), ale wyścig wygrał Raków, przedstawiając najlepszą dla młodego zawodnika ścieżkę rozwoju. Bardzo możliwe, że jeszcze w tym sezonie dostanie kilka szans od trenera Marka Papszuna. Wszystko zależy od tego, czy uda mu się wygrać rywalizację z Marko Poletanoviciem i Igorem Sapałą. Oprócz Szelągowskiego Kaczmarski spotka w szatni Rakowa jeszcze jednego dobrego znajomego z Kielc. Latem tego roku stolicę województwa świętokrzyskiego na Częstochowę zamienił Marcin Cebula. I decyzji na pewno nie żałuje, bo rozgrywa najlepszy sezon w karierze”.
Więcej TUTAJ
„Wielka bitwa na grzędzie”
„Wrócili tam, gdzie być powinni. I jedni, i drudzy. Bo w ostatnich latach ciągle się mijali. Kiedy Manchester United odprawiał z kwitkiem kolejnych rywali i każde miejsce poniżej pierwszego traktował jak klęskę, Liverpool mógł się zadowalać pozycją co najwyżej w czołowej czwórce. A kiedy The Reds pod wodzą Jürgena Kloppa rośli na hegemona Premier League, United próbował w tym czasie – najczęściej nieudanie – podnosić się po odejściu sir Alexa Fergusona. Dzisiaj jednak dwie największe piłkarskie fi rmy w Anglii znów zajmują dwa pierwsze miejsca w lidze. To idealny moment na bezpośrednie starcie”.
Więcej TUTAJ
***
„Czas na trudne melodie”
„Gdyby ktoś po meczu z Leicester powiedział Hasenhüttlowi, że poprzedni sezon skończy się w ten sposób, pewnie tylko by się serdecznie uśmiechnął. Jeszcze bardziej zdziwioną minę Austriak mógłby zrobić, gdyby powiedzieć mu, że za kilka miesięcy jego zespół nie dość, że będzie w czubie tabeli, to jeszcze ogra na własnym boisku Liverpool 1:0. Po ostatnim gwizdku sędziego w tym spotkaniu, trener Świętych upadł na kolana przy linii bocznej i zaczął płakać. I choć mogło wyglądać to dziwnie, w końcu to tylko ligowy mecz, trudno się Hasenhüttlowi dziwić. Od 0:9 z Leicester do wygranej z Liverpoolem i walki o miejsca premiowane grą w pucharach droga jest długa i kręta, a jednak Austriakowi udało się ją przejść w imponującym stylu, więc to normalne, że triumfowi nad mistrzem towarzyszły ogromne emocje”.
Więcej TUTAJ
„Baskowie straszą gigantów”
„Przed półfinałami Superpucharu Hiszpanii fani futbolu na całym świecie marzyli o fi nale Real – Barcelona, ale Athletic Bilbao pokrzyżował te plany, eliminując w czwartkowy wieczór Królewskich (2:1). Baskowie w niedzielę tym samym powalczą z Barcą o dopiero drugie trofeum w ostatnich 35 latach. A przecież mowa o klubie, który jako jedyny obok Realu i Barcelony nie spadł z ligi i pod względem liczby sukcesów też tylko im ustępuje, bo wywalczył ich aż 33, ale z tego 32 do 1984 roku. Athleticowi łatwiej było o wyniki w dawnych latach, gdy w Hiszpanii nie grało tyle zagranicznych gwiazd. Klub z Bilbao ze względu na tradycję nie chce zatrudniać żadnych piłkarzy niebaskijskiego pochodzenia (inna sprawa, że reguły kto jest Baskiem, ostatnio nieco naciąga), a to mocno utrudnia mu konkurowanie z ekipami sięgającymi po zawodników z całego świata. Athletic stał się średniakiem walczącym o miejsce w Lidze Europy”.
Więcej TUTAJ
***
„Od elektryka do króla”
„W 2017 roku 18-letni Kylian Mbappe przeszedł Monaco do PSG za 180 milionów euro. W tym czasie dwa lata starszy Boulaye Dia naprawiał usterki elektryczne lub wykonywał inne prace fi - zyczne. Jeden z nich mógł myśleć, jaki luksusowy samochód wybrać i w co zainwestować miliony, drugi jak zarobić, aby mieć za co zjeść obiad. W tym sezonie na półmetku rozgrywek obaj prowadzili w klasyfi - kacji strzelców Ligue 1. W przypadku Mbappe to nikogo nie dziwi, ale droga Dia na szczyt rankingu najskuteczniejszych była bardzo kręta. Urodził się w rodzinie imigrantów z Senegalu w 22-tysięcznym Oyonnax położonym w dolinie gór Jura, znajdujących się nieco na północ od Alp. W okolicy nie ma mocnych klubów, zaczął więc treningi w miejscowym PVFC Oyonnax. Gdy miał 12 lat, zgłosił się na testy do regionalnego potentata AS Saint-Etienne, oddalonego o 160 km od rodzinnej miejscowości. Jego ojciec nie był zachwycony tą perspektywą, ale zgodził się go zawieść. Po drodze zepsuł się jednak samochód i Dia-senior postanowił wracać do domu. – Tata trochę samemu grał w Senegalu, ale nie chciał, abyśmy szli tą drogą – opowiedział w wywiadzie dla „France Football” Harouna Dia, starszy brat piłkarza”.
Więcej TUTAJ
„Sito mistrza”
„Tak wiele straconych goli (24) na tym etapie rozgrywek Bawarczycy po raz ostatni mieli w 1981 roku. Paradoksalnie zespół w dalszym ciągu lideruje w Bundeslidze, co zawdzięcza Lewemu i nieudolności innych drużyn, które w decydujących momentach również tracą punkty. Ale oczekiwania, że polski napastnik i pozostali ofensywni zawodnicy zawsze będą strzelać więcej goli niż obrońcy tracić, są chyba zbyt optymistyczne. Flick uważa, że głównym problemem jego zawodników jest brak koncentracji. Pod koniec roku Bawarczycy w aż ośmiu meczach Bundesligi z rzędu jako pierwsi tracili gola i potem musieli gonić wynik. Nieraz do ostatniej minuty, co szczególnie denerwowało dyrektora sportowego Bayernu Hasana Salihamidžicia. – Mam dosyć oglądania Roberta w ostatnich minutach na boisku. Nie chcę go tam widzieć. On powinien od 60. minuty odpoczywać, a nie męczyć się z zespołami walczącymi o utrzymanie – narzekał Bośniak”.
Więcej TUTAJ
***
„Rządy prezydenta”
„Aż do przerwania sezonu w marcu 2020 w związku z pandemią koronawirusa szefowie AS Roma mogli dziękować Marco Fassone i Massimo Mirabellemu, że trzy lata wcześniej w maju jako przedstawiciele Milanu w trakcie mniej więcej trzygodzinnej dyskusji zdołali przekonać szefostwo Atalanty do sprzedaży Kessiego właśnie im. To był nagły zwrot, w poprzednich tygodniach wydawało się, że nie ma siły, by pomocnik nie przeprowadził się do Rzymu. Nawet lider La Dea Alejandro Gomez publicznie mówił o transferze kompana z drużyny do Giallorossich. Ale odpowiednią siłę do zmiany kierunku negocjacji miała obietnica potężnego przelewu złożona przez Fassone i Mirabellego”.
Więcej TUTAJ
„Wichniarek: Na kryzys Bayernu zanosiło się od tygodni”
„Jeśli mówimy o transferach, to chciałbym na chwilę zatrzymać się przy Arkadiuszu Miliku. Jeśli Arek jest pewien tego, że latem oferta Juventusu Turyn będzie aktualna, to ma na co czekać. Może się jednak okazać, że Stara Dama znajdzie w zimowym oknie innego napastnika i miejsca dla Polaka nie będzie. Milik szuka zapewne klubu, w którym będzie regularnie walczył o najwyższe cele. Olympique Marsylia tego nie gwarantuje, bo wygrywanie w Ligue 1 jest zarezerwowane dla PSG. Pod tym względem francuski klub wypada przy Juventusie blado. Oczywiście z perspektywy reprezentacji, eliminacji mistrzostw świata i turnieju mistrzostw Europy, jest to dziwna decyzja. Mam na myśli godzenie się na kolejne pół roku bez gry. Tym bardziej dziwi mnie fakt, że Juventus bierze pod uwagę sprowadzenie zawodnika, który nie gra tak długo. Z jednej strony pokazuje to wiarę w umiejętności Arka, z drugiej strony ryzyko, jakie podejmuje klub. Mając w drużynie Alvaro Moratę, Paulo Dybalę i Cristiano Ronaldo, trudno mówić o tym, że największym problemem Juve jest linia ataku. Myślę, że skoro Arek odrzucił konkretną ofertę z Marsylii, na którą podobno zgodził się Aurelio De Laurentiis, to znaczy, że on i jego menedżerowie wiedzą więcej. Pytania są dwa. Czy Arek konsultował z Jerzym Brzęczkiem ewentualne przejście do Marsylii? Być może selekcjoner zapewnił napastnika, że i tak pojedzie na turniej. Albo wręcz przeciwnie – sugerował znalezienie klubu, aby mógł regularnie grać. Po drugie, należy zapytać Milika, co jest dla niego priorytetem. Kariera klubowa, nawet kosztem braku gry w reprezentacji, czy jednak powołania i występy w kadrze? Analizując obecne działania, wychodzi na to, że ważniejszy jest klub. To są jednak pytania do Arka, poza nim nikt nie zna odpowiedzi. Jeszcze rok temu mieliśmy w reprezentacji kłopot bogactwa w ataku, bo każdy z trzech napastników grał regularnie w klubie i zdobywał bramki. Teraz problemy ma także Krzysztof Piątek, który najczęściej pełni rolę piłkarza wchodzącego z ławki. Obecnie mamy Roberta i długo, długo nic. Trzeba sobie jednak powiedzieć, że zastępstwa dla Lewandowskiego prawdopodobnie nie znajdziemy nigdy”.
Więcej TUTAJ
„SPORT”
„Wolsztyn nadal czeka na decyzję”
„Na razie piłkarz trenuje indywidualnie ze swoim trenerem Bartoszem Wilczkiem z Rudy Śląskiej. Wszystko po to, żeby być w gazie, kiedy przyjdzie się związać z nowym klubem i w nim podjąć treningi. Dodajmy, że z Arką łączony jest nie tylko „Wolsztyn”. Media w Trójmieście już wcześniej pisały, że na „radarze” gdynian jest Daniel Ściślak. Ponoć w grudniu zapalono zielone światło, by 20-letni ofensywnie grający pomocnik zmienił klub i przeniósł się nad morze. Potem wszystko zostało uzależnione od transferów, jakie tej zimy miałby ewentualnie poczynić Górnik”.
„Adam Żak: Nie ścigam się z marzeniami”
„Po wejściu do szatni Odry nie poczuł się pan przez chwilę jak w Rozwoju Katowice?
- Rzeczywiście, grupa wychowanków Rozwoju, począwszy od trenera Dietmara Brehmera, jest w Opolu spora. To ułatwia aklimatyzację. Fajnie widzieć w szatni znajome twarze. Zawsze łatwiej wejść do drużyny tak niż w przypadku, gdy nie znasz nikogo. Z trenerem kiedyś współpracowaliśmy, ale to już było trochę lat temu. I trener się zmienił, i ja się zmieniłem… Zawsze – niezależnie od tego, gdzie graliśmy - utrzymywaliśmy kontakt z Konradem Nowakiem. Fajna sprawa, że spotkaliśmy się jeszcze w jednej drużynie. Walczymy o dobre imię rocznika 1994 i mam nadzieję, że osiągniemy z Odrą jakiś wspólny cel. Z tego byłbym zadowolony.
Jaki to cel?
- Jako nowy zawodnik może nie powinienem tego głośno mówić, ale chyba nikt nie ukrywa, że Odra jest w stanie wiosną powalczyć o baraże.
„Grzegorz Łukasiewicz: Nie mamy gdzie trenować!”
„Jaki jest w tej chwili stan posiadania Akademii GKS-u Jastrzębie? Ilu adeptów piłki nożnej w niej trenuje? Ilu zatrudniacie trenerów i ile macie drużyn?
- W tej chwili w naszej Akademii trenuje ponad czterystu chłopców, pracuje z nimi dwudziestu trenerów. Stworzyliśmy 28 grup treningowych.
Największe problemy, z jakimi się zmagacie?
- Największy problem mamy z infrastrukturą. Nie będę owijał w bawełnę - po prostu nie mamy gdzie trenować! Trenujemy na boiskach przy ulicy Kościelnej, które dzielimy z pierwszym zespołem GKS-u Jastrzębie, poza tym korzystamy z „orlików”, nic więcej. Nie mamy swojej hali, nie mamy krytego boiska. W tym kontekście nie mam na myśli juniorów, czy trampkarzy, ale tych najmłodszych, czyli „skrzatów” i „żaków”. Reasumując - mamy za mało obiektów, za mało boisk treningowych. Pełnowymiarowe, kryte boisko jest standardem w dużych ośrodkach, a nawet w mniejszych. Wystarczy pofatygować się do Wrocławia i zobaczyć obiekty III-ligowej Ślęzy. Kryte, pełnowymiarowe boisko z nawierzchnią, która pozwala grać mecze zgodnie z przepisami UEFA. Patrząc bliżej - Sosnowiec. Kryte boiska i inne obiekty, które są w trakcie budowy.