Autor zdjęcia: Accredito
Lech zrzuca zbędny balast, Zagłębie nic nie ryzykuje, a Crnomarković? Szuka regularnej gry
Jeśli jedni przychodzą, to inni muszą odejść. To naturalna kolej rzeczy podczas okienka transferowego, nic więc dziwnego, że pożegnano się z tym, który zawodził najbardziej – Djordje Crnomarkoviciem. Czy na stałe? To już zależy od Zagłębia Lubin, w którym Serb pozostanie do końca sezonu.
Ale może też na dłużej, bo Miedziowi, poza zastrzeżeniem, że nie mogą Serba wystawić na mecz przeciwko Lechowi, mają w umowie również opcję pierwokupu. Jest to jasny sygnał, że dla poznaniaków środkowy obrońca nie jest już piłkarzem pierwszej potrzeby. Trudno łapać się za głowę mając w pamięci jego występy w tym i w ubiegłym sezonie oraz fakt, że do klubu przyszli ostatnio Bartosz Salamon i Antonio Milić – dwaj nominalni stoperzy. Może i Crnomarković jest miłym, sympatycznym gościem, ale niestety dla niego, takiej pozycji nie ma na boisku.
Śmiechem żartem, ale konkurencja w Lechu zrobiła się naprawdę poważna. Poza wyżej wymienioną dwójką są jeszcze Lubomir Satka i Thomas Rogne, ewentualnie Tomasz Dejewski. O regularną grę byłoby piekielnie trudno, tym bardziej, że już jesienią zdarzało 27-latkowi przegrywać rywalizację. W Lubinie takiego problemu mieć nie powinien, wszak po zawieszeniu butów na kołku przez Lubomira Guldana na środku obrony zrobiło się znacznie luźniej. A swoją drogąto właśnie były piłkarz, a teraz już dyrektor sportowy Zagłębia osobiście powitał Crnomarkovicia w klubie premierową fotką z koszulką Miedziowych wrzuconą na social media. O na przykład tutaj:
27-latek został wypożyczony do końca sezonu 2020/2021 z Lecha Poznań. W obecnych rozgrywkach Serb wystąpił łącznie w 17 meczach „Kolejorza”.
— zaglebielubin (@ZaglebieLubin) January 16, 2021
ℹ️ Więcej informacji 👉 https://t.co/FfFDd2X9k9 pic.twitter.com/701RYou7kX
Guldan swoją decyzją sam stworzył problem, więc przyszła pora, by go rozwiązać. Cóż, najlepszego czasu sobie nie wybrał, bo dziura w środku defensywy lubinian zrobiła się całkiem okazała. Nie ma lidera, czyli jego, a Lorenzo Simić, czyli ten, z którym występował w parze, leczy kontuzję, przez co jego powrót na boisko nie następi wraz z rozpoczęciem rundy wiosennej. Zostali więc Dominik Jończy, Damian Oko i młody Kamil Kruk. Problem w tym, że ostatnia dwójka zagrała w tym sezonie w sumie minutę w Ekstraklasie. Wniosek? Wzmocnienia są potrzebne na już. Mimo że – jak na konferencji prasowej zapewniał prezes Zagłębia – klub już wcześniej pracował nad transferami pod kątem zimowego okienka, to z Guldana wcale nie schodzi cała odpowiedzialność.
Zakontraktowanie Crnomarkovicia powinno być tylko pierwszym krokiem, ale transfer sam w sobie wygląda całkiem ciekawie. Przyznamy szczerze, że nie spodziewaliśmy się takiego posunięcia, a już zwłaszcza ze strony Zagłębia, które najczęściej sięgało po piłkarzy nam nieznanych. W tym sezonie częstotliwość transferów wewnętrznych się jednak zwiększyła – przyszli Jakub Żubrowski, Jakub Wójcicki, ostatnio też Adam Ratajczyk z ŁKS-u i teraz właśnie Serb.
Ze względu na stan kadrowy ma szansę zostać – przynajmniej na jakiś czas – liderem środka defensywy. Jak to w ogóle brzmi? Dla kibiców Lecha i regularnych obserwatorów Ekstraklasy pewnie przekomicznie. Ale skreślanie Crnomarkovicia, czyli druga skrajna postawa, to też nie jest najlepsza droga. Generalnie Zagłębie nie powinno wybrzydzać w momencie, w którym jest już w trakcie przygotowań do rundy wiosennej, a nie ma zabezpieczonej pozycji, która do tej pory przynosiła mu najwięcej korzyści (tylko Górnik i Pogoń straciły w tym sezonie mniej bramek).
A sprowadzenie Crnomarkovicia w zasadzie nie równa się żadnemu ryzyku. Nie dość, że piłkarz jest wypożyczony na pół roku, to jeszcze znany z Ekstraklasy. Nie sprawdzi się? No to wróci do Poznania. Zapracuje na zaufanie? Dostanie kontrakt, bo Zagłębie zagwarantowało sobie opcję wykupu. Nie ma w tym wypadku potencjalnych pułapek na etapie samego wypożyczenia – będzie czas, by się zastanowić oraz jednocześnie mieć w tym czasie dodatkową opcję na stoperze. I to wcale nie taką pokroju defensorów Podbeskidzia. Znajmy skalę. Dużych pieniędzy na nim Zagłębie nie wtopi, krótkoterminowo może tylko zyskać. Mało było przykładów piłkarzy, którzy w jednym klubie się nie sprawdzili, po czym w drugim radzili sobie co najmniej poprawnie? Bo chyba nikt nie oczekuje, że Crnomarković przyjedzie do Lubina na białym koniu, na boisko wyjdzie ze stalową zbroją i zostanie najlepszym obrońcą Ekstraklasy.
Nie, tego nie wyobrażamy sobie nawet w najbardziej jaskrawej rzeczywistości widzianej przez różowe okulary. Tym niemniej dajemy Serbowi drugą szansę. Może Martin Sevela zrobi z niego piłkarza mniej podatnego na kopnięcia prądem?