Autor zdjęcia: Rafal Rusek / PressFocus
Szampanów nie otwierajcie, ale zimne ognie już można odpalać. GKS Bełchatów powoli wychodzi na prostą?
Amerykanie i Japończycy mają kolejki górskie, które łapią taką prędkość i takie zwroty, że człowiekowi flaki gardłem wychodzą. Ale jaki kraj, taki rollercoaster. My na przykład w konkury z nimi moglibyśmy wystawić GKS Bełchatów.
Sytuacja zmienia się tam jak w kalejdoskopie. Na początek może uporządkujmy fakty, po których zresztą zorientujecie się, że porównanie ze wstępu nie jest bezzasadne.
- Najpierw pojawiły się zaległości w wypłatach. Wielomiesięczne, niektórzy nie dostawali pensji przez pół roku. A przecież nikt tam milionów nie kosił. W końcu zawodnicy się wkurzyli, zaczęli protestować i…
- W końcu klub niby miał wyjść na prostą, a zaległości miały być stopniowo spłacone. Część, przynajmniej z tego co się słyszało, została uregulowana. PGE podjęło też decyzję o dalszym podtrzymywaniu GKS-u przy życiu, mimo iż wcześniej pojawiały się głosy, że będzie zupełnie odwrotnie.
- ALE! Minęły kolejne 2-3 miesiące i znów historia się powtórzyła – zaległości, brak przejrzystości finansowej klubu. Zapowiadano exodus zawodników, jako jeden z pierwszych oraz wazniejszych odszedł Paweł Lenarcik i zdawało się, że uruchomi lawinę. Ze środowiska wokół klubu dało się słyszeć, że jeśli w ogóle GKS przystąpi do rundy wiosennej, to kadrę będą stanowili prawie sami młodzieżowcy. Cóż, przynajmniej byłaby szansa na niezłe profity z PJS. Ponadto do dymisji podał się Wiktor Rydz, który zwyczajnie miał już dość pracy w dekadenckich okolicznościach.
Kilka tygodni później dostajemy kolejny zwrot akcji. Zaczęło się od tego, że Marcin Węglewski, trener Brunatnych, niespodziewanie pozostał na swoim stanowisku, choć wiele wskazywało na to, iż on również rzuci ręcznikiem. Powiedzmy sobie otwarcie – miałby święte prawo tak postąpić. No ale mamy już drugą połowę stycznia, a on wciąż piastuje swą posadę i raczej nic się w tej gestii nie zmieni. Mało tego – wywiad, którego udzielił na Weszło brzmi jak światełko w tunelu.
„Odbyłem rozmowy z radą nadzorczą, z p.o. prezesa Markiem Grzesiakiem. Przedstawili plan, który wydaje się być realny, więc uznałem, że dobrze będzie uczestniczyć w tym projekcie, który trwa od dłuższego czasu. Jeśli organizacyjnie podołamy, to sportowo jesteśmy w stanie utrzymać się na poziomie pierwszoligowym (…) Obawy zawsze będą, natomiast patrząc na to, jak działa dziś rada nadzorcza i prezes, mam nadzieję, że plan naprawczy zadziała (…) Nowi zarządcy uspokoili przede wszystkim. To było najistotniejsze. Jeśli będą skrupulatnie robić to, co sobie założyli, to będzie może nie idealnie, ale przyzwoicie i nie będziemy mieli z tyłu głowy tych problemów, które nas trapiły od listopada.”
Dzisiaj z kolei na oficjalnej stronie klubu czytamy: „GKS ma nowego prezesa zarządu. Po zakończeniu postępowania konkursowego Rada Nadzorcza Spółki powołała na to stanowisko pana Wojciecha Zająca (…) W celu kontynuacji działań podjętych przez powołane w grudniu ubiegłego roku nowe władze klubu oraz ułatwienia wejścia do klubu nowego prezesa, Rada Nadzorcza przedłużyła o miesiąc oddelegowanie pana Marka Grzesiaka do zarządu klubu. W tym okresie będzie on pełnił obowiązki Członka Zarządu.”
Czy to dobra kandydatura, czy nie – czas pokaże. Pan Zając przez dwa lata piastował funkcję prezesa Resovii, czyli pod względem sportowym wówczas wcale nie w bardziej ekskluzywnym klubie, ale to logiczne, że żadnego Leśnodorskiego czy innego Żelema nie udałoby się do Bełchatowa ściągnąć. Natomiast godna pochwały zdaje się druga część komunikatu. Nowy prezes przez jakiś czas będzie wspólpracował z Markiem Grzesiakiem, który wcześniej piastował ten urząd tymczasowo. Ergo: Zającowi łatwiej będzie się wdrożyć, nie zostanie rzucony na aż tak głęboką wodę… Po prostu zmiana na strategicznym stanowisku przejdzie płynniej, niż gdyby miało to miejsce na zasadzie – dzisiaj działasz ty, jutro ja, robię wszystkko po swojemu. W sytuacji tak delikatnej jak ta GKS-u jawi się to całkiem budująco.
Szczegółów planu, który przedstawił trener Węglewski oczywiście nie znamy, ale wierzymy mu. Nie wydaje się być facetem bujającym w obłokach czy naiwnym. Z jego perspektywy sytuacja poprawiła się o tyle, że znów może bardziej skupić się na sprawach stricte sportowych. No i kadrowych, bo tu oczywiście idealnie nie jest.
Z zespołu zdążyło odejść bowiem kilku ważnych graczy. O Lenarciku już wspominaliśmy, a z Bełchatowa wyjechali przecież także Michalski, Błanik, Eizenchart, Zdybowicz czy Makuch. Braki są więc spore i trzeba je jakoś uzupełnić.
– Testujemy zawodników, bo może być tak, że ktoś z piłkarzy, których mieliśmy na oku, zrobił postęp i będzie mógł funkcjonować na tym poziomie. Szkielet zespołu jest, potrzebujemy trzech konkretnych uzupełnień, wzmocnień i zespół będzie funkcjonował (…) Patrzymy na każdego zawodnika, ale nie możemy przebierać. Może nie bierzemy tylko tego, co nam zostaje, ale nie mamy za bardzo możliwości wyboru, bo nie mamy czym skusić. Tak jak wspominaliśmy Bełchatów to dobre miejsce do promocji i tym chcemy przekonać zawodników, żeby do nas trafiali – opowiadał szkoleniowiec GKS-u na łamach Weszło.
Na stronie klubu czytamy natomiast informację sprzed dwóch dni: – We wtorkowych treningach Brunatnych biorą udział m.in. testowani bramkarze Leonid Otczenaszenko (GKS Jastrzębie) i Bartosz Pawlak (GKS 2004), obrońcy Jakub Staszak (Stomil Olsztyn) i Kajetan Kunka (Rozwój Katowice) oraz pomocnicy Filip Laskowski (Podbeskidzie Bielsko-Biała) i Maciej Koziara (Miedź Legnica), który występował już w GKS w poprzednim sezonie. Z testów w Sokole Ostróda wrócił obrońca Bartłomiej Lisowski.
Czy miejscowy kibice mogą już radować się, bo ich klub ostatecznie zostanie uratowany? Nie, jeszcze jest na to za wcześnie. Banalnie to zabrzmi, ale poczekajmy przez kolejne 2-3 miesiące i zobaczmy, gdzie wtedy będzie GKS. Tak organizacyjnie, jak i sportowo. Pięć oczek przewagi nad ostatnią Resovią to nie jest bezpieczna odległość. Zwłaszcza przy terminarzu, który zakłada wyjazdy bełchatowian do Legnicy, Tychów, Łodzi (na ŁKS), do Kielc czy Rzeszowa. U siebie z Termalicą, Arką czy Górnikiem Łęczna też będą ciężary.
No ale z drugiej strony, jak już wspomnieliśmy, teraz przed Brunatnymi przynajmniej widać jakieś światełko w tunelu, a nie tylko otchłań oznaczającą upadek. Szampanów wciąż nie ma co odpalać, natomiast chociaż zimne ognie – czemu nie?