Autor zdjęcia: Piotr Matusewicz / PressFocus
Arkadiusz Milik wraca do żywych! Droga na Euro wiedzie przez Marsylię
Biały dym we Francji! Arkadiusz Milik podpisał kontrakt z Olympique Marsylia i po kilkumiesięcznej stagnacji wreszcie może na nowo zacząć walkę o wyjazd na czerwcowe mistrzostwa Europy. Bez regularnej gry na pewno nie zostałby powołany.
I to nie jest wróżenie z fusów, czy ślepy strzał, a czysta logika i… słowa nowego selekcjonera Paula Sousy. Ok, może nie dosłowne i nie wypowiedziane z nazwiskiem któregokolwiek z reprezentantów, ale jednak dające do myślenia i naszym zdaniem jednoznaczne. Mamy na myśli wywiad z Portugalczykiem, który pojawił się niedawno na łamach portalu Łączy Nas Piłka. A konkretniej – jego fragment.
- Wraz ze sztabem obserwujemy zawodników, porównujemy ich, szukamy kolejnych pod pewne parametry. Będziemy starali się wybrać jak najlepsze rozwiązania. Póki co, wiemy więcej o tym, jak chcemy zacząć. Jednym z trudniejszych aspektów naszej pracy jest to, że praktycznie nie będziemy mieli treningów. Dlatego nasi zawodnicy będą musieli być naprawdę skoncentrowani na tym, co chcemy im przekazać, na procesie nauki, na rozumieniu koncepcji. Przede wszystkim po przyjeździe z klubów muszą być gotowi fizycznie i naprawdę skoncentrowani. To konieczne warunki, aby móc zwyciężać. A przecież wszyscy tego chcemy – powiedział 50-latek.
Muszą być gotowi fizycznie i naprawdę skoncentrowani. Zastanawiamy się zatem, jaki byłby Arkadiusz Milik, gdyby nie zmienił otoczenia i nie opuścił Napoli. Może i na siłowni by ćwiczył, ale do rytmu treningowego i meczowego na wysokim poziomie. A to w kontekście reprezentacji jest najistotniejsze, przynajmniej w oczach nowego selekcjonera. Bo Jerzy Brzęczek nie zawsze przywiązywał do tego wagę. Zdarzało się, że czasami powoływał piłkarzy nie ze względu na aktualną sytuację w klubie, a pomimo jej. Na takie traktowanie ani Milik, ani nikt z kadry teraz liczyć nie może. Skoro selekcja rusza na nowo, to trzeba się nowemu zarządcy pokazać.
⚪️🔵 Arkadiusz #Milik est olympien ! L’#OM officialise le prêt avec option d’achat du buteur polonais. Il est qualifié pour le match face à Monaco samedi soir. pic.twitter.com/CmsLN31xm9
— Mohamed Bouhafsi (@mohamedbouhafsi) January 21, 2021
Pojawiają się głosy niezadowolenia na zasadzie – liga nie urywa dupy, Olympique nie jest potęgą nawet we Francji, czyli Milik zalicza ogromny zjazd. A jakby podejść do tego w ten sposób: Gdyby Polak nie odszedł, kisiłby się w Napoli przez kolejne miesiące i w konsekwencji nie pojechał na Euro. Wtedy to byłby dopiero zjazd, nieprawdaż? Czy naprawdę lepiej by było, gdyby wcześniejsze informacje się potwierdziły i Arek podpisał kontrakt z Atletico lub Juventusem? Przypominamy, mowa tu o zawodniku, który jest po dwóch poważnych kontuzjach w krótkim odstępie czasu i który ostatni oficjalny mecz rozegrał w sierpniu ubiegłego roku.
Czy w Atletico lub Juventusie miałby pewny plac? Oczywiście że nie. Na pewno nie na samym początku, co najwyżej cofnął by się w czasie o dwa sezony, kiedy po kontuzji za każdym razem dostawał same ogony. Akurat najbliższe miesiące miną tak szybko, jak z bicza strzelił – każdy mecz i każdy kontakt z piłką jest w przypadku Milika na wagę złota. A zanim w topowym klubie osiągnąłby regularność, reprezentacja byłaby już prawdopodobnie po pierwszym i jednocześnie jedynym przed Euro zgrupowaniem reprezentacji 9nielicząc czerwcowych sparingów). Nie na takim rozwiązaniu problemu zależało nam i z pewnością samemu Arkadiuszowi, który zdawał sobie sprawę z tego, co może go czekać w razie źle dobranego klubu w krótkiej perspektywie.
Co równie ważne – Milik odczepił się wreszcie na dobre od Aurelio de Laurenttisa, który nawet przy samym odejściu z Napoli rzucał Polakowi kłody pod nogi. Krzysztof Stanowski pisał, że prezydent klubu chciał w umowie Polaka z Francuzami zawrzeć zastrzeżenie, że napastnik nie może po transferze do Marsylii wrócić do Włoch przez kolejne dwa lata. Bardzo absurdalny zapis, na szczęście nie doszedł do skutku, dzięki czemu Milik został wypożyczony do końca sezonu, a Olympique zobowiązał się wykupić Polaka za 8 milionów euro plus 4 miliony w bonusach. Kontrakt ma obowiązywać do czerwca 2024 roku.
Nie wiemy, czy Arkadiusz będzie błyszczeć ze Słowacją, Szwecją i Hiszpanią. Nie wiiemy, czy rozstrzela się w Marsylii i na 100 procent nie powiemy, że dostanie z miejsca pierwszy plac. Ale wiemy, że dzięki takiej decyzji ma znacznie większe szanse na powrót do żywych. Po prostu nie mógł podjąć innej decyzji niż ratowanie własnego tyłka. Które – wierzymy – wyjdzie z korzyścią także polskiej reprezentacji.
Teraz czekamy jeszcze na Kamila Grosickiego, którego pozycja w WBA co prawda na chwilę uległa poprawie, ale co się stanie, gdy jego najgroźniejszy konkurent wyleczy kontuzję? Cytując Tadeusza Sznuka: Nie wiemy, choć się domyślamy.