Autor zdjęcia: Lukasz Sobala / Press Focus
Dlaczego Michała Probierza warto, a nawet trzeba zrozumieć?
Żyjemy w tak szalonych czasach, że gdy chce się do czegoś dojść, po prostu trzeba pracować równie ciężko jak Probierz. Ale żyjemy też w takich czasach, że taką decyzję, którą podjął Probierz po prostu trzeba zrozumieć.
Dla uporządkowania faktów, zacytujmy szkoleniowca Pasów: „Chciałem podziękować wszystkim kibicom Cracovii. Zwłaszcza prezesowi Filipiakowi za te trzy i pół roku współpracy. Ja rezygnuję dzisiaj z funkcji pierwszego trenera i wiceprezesa Cracovii. Muszę odpocząć. Przez piętnaście lat pracowałem i w końcu muszę gdzieś pojechać, zająć się sam sobą, rodziną. To był okres burzliwy. Przez te piętnaście lat miałem trzy miesiące przerwy. Chodziło mi to po głowie. A sami zawodnicy też potrzebują może impulsu. Zawsze będę kibicował Cracovii, zawsze będę wdzięczny prezesowi Filipiakowi.”
Moja pierwsza myśl wcale nie odbiegała od waszych – eee, pewnie właśnie jesteśmy świadkami kolejnego teatru w jego wykonaniu. Kto jak kto, ale Probierz byłby w stanie odstawić szopkę, byleby tylko wstrząsnać szatnią. Szczególnie po przegranym spotkaniu (0:1 z Wartą – przyp. red.) Zwłaszcza, że sam wspomniał o „potrzebie impulsu dla zawodników”. Mimochodem zapaliła się czerwona lampka. W Jagiellonii też oddawał się do dyspozycji, też uciekał się do szantaży emocjonalnych, aby zrobić swoim podopiecznym terapię szokową. No robił facet show wielokrotnie. Raz słusznie, raz nie, dlatego drugie dno nasunęło się samo.
Ale tym razem go nie ma. – Nie cofnę mojej decyzji, jutro wyjeżdżam. Po prostu muszę sam odpocząć – wyznał na łamach „Przeglądu Sportowego”.
Jedyna rzecz, której nie rozumiem w całej tej historii jest momen wybrany przez trenera Probierza. Decyzję o dymisji podjął przecież po pierwszym meczu rundy wiosennej, co wygląda przedziwnie. Tak na chłopską logikę – czy nie lepiej byłoby zrezygnować już w grudniu, tuż po 14. kolejce? Wtedy właściciel Cracovii miałby czas na znalezienie nowego szkoleniowca, a ten natomiast mógłby odbyć z całym zespołem okres przygotowawczy, wyjechać na obóz, poukładać klocki po swojemu, może nawet przekonać profesora Filipiaka do jakichś wzmocnień. Z drugiej strony tłumaczę sobie – a może właśnie tak się panowie umówili, że Probierz jeszcze przeprowadzi zespół przez ten newralgiczny okres, a tym samym da czas przełożonym na znalezienie następcy?
No ale to tylko jedna kwestia. Poza tym, widząc w jakiej formie fizycznej był trener i biorąc pod uwagę ile miał na głowie przez ostatnie 3,5 roku… Cholera, i tak długo wytrzymał. Jakkolwiek spojrzeć facet był w Cracovii jednoosobową armią. Jasne, w sztabie miał jeszcze innych trenerów, normalna sprawa. Ale poza tym? Menedżerką zajmował się Probierz. Wiceprezesem został Probierz. Dyrektora sportowego nie było, tego typu zadania również spadły na Probierza. Dodajcie do tego jeszcze historie typu organizowanie staży dla mniej doświadczonych trenerów i dopiero zyskacie miarodajny obraz.
To wszystko na pewnie wyglądało ładnie z perspektywy mediów i kibiców – nawet jeśli spora część mu nie sprzyjała – pod kątem wizerunkowym. Lubimy przecież te historyjki o szkoleniowcach prowadzących analizy meczów do później nocy, przychodzących do klubu o 7 rano, wychodzących od 23. Zwykły Kowalski takimi rzeczami mierzy poziom zaangażowania w życie klubu, a czasem nawet jakość. Ktoś pracuje wiele, a więc pracuje dobrze. Między innymi dlatego tak wielką estymą cieszą się goście tacy jak Jorge Sampaoli czy Marcelo Bielsa.
Zresztą, Probierz pod kątem timingu wstrzelił się idealnie. Raptem kilka dni temu bardzo ważny tekst na łamach Weszło Przemysław Michalak, którego zapewne znacie też z łamów 2x45. Dziennikarz ten w reportażowy sposób ugryzł wątek trenerskiego pracoholizmu i jego skutków. Pracoholizmu, który z jednej strony ładnie wybrzmiewa w mediach, a prywatnie doprowadza do rozpadów rodzin, popadania w groźne nałogi typu alkoholizm, depresji i innych tym podobnych problemów.
Ważny temat. Wciąż rzadko poruszany, a jeśli już, to z przymrużeniem oka. Czy da się dziś być dobrym trenerem bez zaniedbania rodziny?
— Przemysław Michalak (@PrzemysawMicha2) January 20, 2021
Rozwody, zerwane relacje z dziećmi, kac moralny, wielki żal.
Świadectwa, przykłady, przestrogi, wnioski. Zapraszam. https://t.co/Axg1lUZDAE
Nie każdy potrafi się obudzić, nie każdy są zdolni się opamiętać. Nie wszyscy umieją powiedzieć „nie” adrenalinie, która przez lata ich napędzała. Czasem wręcz wyniszczająco. Zagrasz jeden dobry mecz, drugi – to chcesz więcej. Przegrasz jeden mecz, drugi – to chcesz się odbić. Obie drogi prowadzą więc do tego samego – totalnego poświęcenia piłce i drużynie. W kontekście Probierza proporcjonalnie pomnóżcie to raz trzy, skoro tyle obowiązków spoczywało wyłącznie na jego głowie, choć powinno na kilku. Można się wykończyć – psychicznie oraz fizycznie.
Nawet, jeśli tę piłkę tak bardzo się kocha. Znacie zapewne to powiedzenie: „Wybierz pracę, którą kochasz, a nie przepracujesz ani dnia.” Moim zdaniem to jednak skrajna rzadkość. Ja niby uwielbiam to co robię, trudno mi wyobrazić sobie mnie w innej branży niż dziennikarstwo sportowe. Podczas lockdownu wiosennego myślałem, że oszaleję – 3 miesiące bez meczów, czułem się jakby ktoś odebrał mi pasję, momentami wręcz nie wiedziałem co ze sobą zrobić, tyle nagle dostałem dodatkowego czasu. A z drugiej strony zdarzyło mi się poczuć już… Hmm, nie tyle „wypalenie”, co „przepalenie”.
Dlatego własnie wyżej przytoczoną maksymę uważam za oderwaną od rzeczywistości. Moim zdaniem bliższe prawdy byłoby stwierdzenie: „Wybierz pracę, którą kochasz, a nigdy z niej nie wyjdziesz”.
Zdarzyło mi się zaliczyć maraton 24 dni pracy z rzędu bez żadnego wolnego – podczas rosyjskiego mundialu. Właśnie rozpoczął mi się 4 rok roboty w trybie 6-7 dni w tygodniu, czasem po znacznie więcej niż 8 godzin. Dłuższe wolne? W Boże Narodzenie udało się wyrwać 2 dni, bo akurat fajnie dogadaliśmy się z innymi redaktorami. Inaczej tylko krótkie urlopy – raz w roku, aby pojechać na tydzień na łódki lub do Zakopanego połazić po górach. A i tak prędzej czy później zerknąłem na portal, żeby coś przeczytać, sprawdzić statystyki wyświetleń i co tam fajnego pojawiło się na fanpage’u.
Żebyśmy się jednak dobrze zrozumieli – nie piszę tego wszystkiego dlatego, aby uprawiać jakąś martyrologię. Nie mam na celu użalania się, nie proszę was o litość jeśli pierdyknę literówkę. Piszę ten tekst dlatego, że po prostu rozumiem Probierza, chociaż on dodatkowo ma jeszcze znacznie większe zobowiązania rodzinne. A z drugiej strony nie zliczę ile razy przytrafiły mi się historie typu…
Rodzice: Wpadnij w sobotę na obiad!
Ja: Nie mogę, muszę skończyć tekst i obejrzeć mecz o 15.
Dziewczyna: Może obejrzymy serial?
Ja: No nie wiem, muszę jeszcze spisać wywiad, bo przez następne 3 dni nie będę miał kiedy…
Kumple: Mordo, dawaj na piwo i derby Liverpoolu w sobotę!
Ja: Nie dam rady, mam dyżur cały dzień.
Ostatecznie jednak, jak wspomniałem, nie chodzi mi o to, aby się użalać. Widziały gały co brały i mimo wszystko jestem całkiem szczęśliwy. Udaje mi się nawet jakoś zachować higienę życia prywatnego na odpowiednim poziomie, aczkolwiek muszę przyznać, że łatwo nie jest. Z niektórymi znajomymi zdarzyło mi się nie widzieć 8 miesięcy, z inną osobą zaraz stuknie mi rok. Jestem w stanie wyobrazić sobie zatem, że jeszcze gorzej mógł mieć trener Probierz przez ostatnie… Trudno powiedzieć, w Cracovii pracował 3,5 roku, a przecież przez ponad dekadę wcześniej też się nie obijał. I miał przecież o tyle gorzej od takiej dziennikarzyny jak ja, że przynajmniej mogę cały czas pracować w jednym miejscu. On w ciągu 15 lat zaliczył Bytom, Łódź, Bytom, Białystok, Łódź, Saliniki, Kraków, Bełchatów, Gdańsk, Białystok i Kraków. Wariactwo, którego miał prawo mieć dość.
Dlatego właśnie uważam, iż na decyzję Probierza nie wolno narzekać, ani tym bardziej szydzić z niej, śmiać się i tak dalej. Ba, może właśnie dzięki artykułowi Przemka oraz decyzji byłego już szkoleniowca Pasów dokonuje się pewna rewolucja w polskiej piłce? Diametralna zmiana w postrzeganiu tych ludzi – warto podkreślić: nie robocopów – których w wielu miejscach wciąż się nie szanuje.
Z którejkolwiek strony spoglądam na bohatera tego tekstu, nie widzę faceta słabego, uciekającego. Wręcz przeciwnie – uważam, iż postąpił słusznie, odważnie, świadomie. Tego właśnie, by wiedzieć kiedy zwolnić tempo życia, życzę wam wszystkim, a w szczególności trenerom i moim kolegom po fachu.
Natomiast samemu Michałowi Probierzowi, aby – jak to się w Ekstraklasie mawia – wrócił silniejszy.