Autor zdjęcia: vijesti.me
Dlaczego Janković nie trafi do Legii i co to dla niej oznacza?
Wygląda na to, że kibice Legii prędzej doczekają się kolejnego przelotu Komety Halleya nad stolicą niż transferów do swojej drużyny. Jeden był już w fazie finalizacji, a i tak nie wypalił.
Chodzi oczywiście o Marko Jankovicia, o którego przejściu do warszawskiego zespołu pisano od ponad tygodnia. O dziwo jednak nie o pieniądze poszło, bo przecież jest wolnym strzelcem, po tym jak odszedł ze SPAL. Gdzie zresztą nie poradził sobie zupełnie. O co zatem chodzi, skoro nie o pieniądze?
W oficjalnym komunikacie czytamy… Nic.
Aż się kojarzy słynna libacja na skwerku we Wrocławiu.
Ale już tak na poważnie – ponoć poszło o kwestie zdrowotne. Czarnogórzec bowiem testy przechodził aż dwukrotnie. Dla pewności, bo za pierwszym razem warszawianie nie byli przekonani co do dyspozycji fizycznej zawodnika. Powtórka, zamiast upewnić ich, że warto na niego postawić, pokierowała całą operacją w drugą stronę.
Głównym argumentem – jak donosi Piotr Kamieniecki – jest to, iż Legia nie chce poświęcać czasu oraz pieniędzy zawodnikowi, którego trzeba byłoby odbudowywać, a do pełni formy doszedłby za kilka tygodni lub nawet miesięcy. I to pomimo faktu, że facet żadnej poważnej kontuzji w ostatnim czasie nie miał.
Ciekawe jest zresztą przypadek Jankovicia wobec letniej polityki transferowej Wojskowych. Wówczas pion sportowy nie obawiał się o dyspozycję poszczególnych zawodników którzy przed przyjściem na Łazienkowską też wymagali odrestaurowania. Boruc, Kapustka czy Valencia – każdy z nich, przynajmniej w teorii, miał stać się ważnym ogniwem, choć wcześniej od dawna nie grał regularnie. Z drugiej strony okoliczności się nieco zmieniły, sytuacja Legii w tabeli wcale nie jest pewna, więc szukanie graczy gotowych na już faktycznie wydaje się bardziej sensowne. Być może działacze po prostu przejrzeli na oczy i doszli do słusznego wniosku, że obecnie poelganie na piłkarzu do odbudowania byłoby zbyt ryzykowne.
Z trzeciej strony – również przez ten pryzmat widać sporą niekonsekwencję w planowaniu kadry Legii.
Ciekawe jednak, czy Janković w ogóle pasowałby do sporobu gry preferowanego przez Czesława Michniewicza? Wypowiadając się o niedoszłym nabytku, trener wyłącznie go chwalił. – Jest jak Dani Ramirez, lecz szybszy – mówił na łamach Przeglądu Sportowego. – Jest nieszablonowy, ma dobre uderzenie, a dodatkowo odnajduje się w małej grze. Może być dziesiątką, ale także skrzydłowym schodzącym z prawej flanki do środka. Skutecznie się przemieszcza, a jego warunki fizyczne mogą być atutem – opisywał.
Niby wszystko fajnie, ale przykładając ucho do serbskich źródeł dało się usłyszeć, iż Marko to ofensywny pomocnik raczej w starym stylu. Czyli – błyskotliwe podanie, owszem, pośle, minie przeciwnika w niekonwencjonalny sposób, oczywiście, ale kiedy przyjdzie popracować w defensywie… No cóż, to już niekoniecznie mu się podoba. Wiadomo natomiast, że nic nie jest tak ważne dla trenera Michniewicza, jak dobra organizacja gry, zwłaszcza w tyłach. Nie ma świętych krów, wszyscy pracować muszą.
No ale cóż, wygląda na to, iż ostatecznie szkoleniowiec warszawian nie stanie przed takim dylematem. Natomiast będzie musiał zmagać się z nieco innymi kłopotami – na przykład krótką kołderką. Wystarczy rzucić okiem na wczorajszą ławkę rezerwowych ze starcia z Podbeskidziem: Cierzniak, Tobiasz, Wieteska, Niski, Kisiel, Cholewiak, Valencia, Lopes, Kostorz. Kim tu postraszyć, jeśli w ramach planu A na boisko rzucisz samych najlepszych, a i tak coś nie będzie odpowiednio działało? Wczoraj stołeczni przekonali się o tym boleśnie.
Niezłą ironią losu są więc niedawne słowa Dariusza Mioduskiego:
Przypominam, ze Dariusz Mioduski powiedzial niedawno, iz Legii nie moglyby sie przytrafic takie problemy jak Lechowi, bo zawsze ma kadre do gry na dwoch frontach. https://t.co/Din5TJLLnp
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) January 31, 2021
Nie dziwimy się Czesławowi Michniewiczowi, że już nawet publicznie domaga się wzmocnień. Jak jednak widać na przykładzie Jankovicia Legia nie jest w stanie faktyczne zagwarantować mu pozyskania zawodników odpowiednio dobrych i gotowych do gry. No nie są to cieplarniane warunki, nie są...