Autor zdjęcia: Własne
Dariusz Bielik: Syn jest załamany. Adrien Huno chce grać dla Polski. Bugajski: Brak Polaka w sztabie to zła decyzja Sousy
To już pewne - Krystian Bielik nie pojedzie na Euro. W środowej prasie jego ociec mówi, jak bardzo piłkarz Derby to przeżywał. Poza tym, Adrien Huno chce grać dla reprezentacji Polski, a Martin Sevela cieszy się z pozyskania Miroslava Stocha
„PRZEGLĄD SPORTOWY”
„Koszmar Bielika. Euro ma z głowy”
Przypomnijmy: w 36. minucie spotkania z Bristol City (1:0) były młodzieżowy reprezentant Polski starł się z rywalem przy linii bocznej. Pozornie nic szczególnego, kontakt między zawodnikami jakich wiele podczas meczu. Ale jego skutki okazały się fatalne – Bielik upadł na murawę, trzymając się za prawą nogę. Po chwili zawodnik Baranów został zniesiony na noszach. Bielik wyglądał na zdruzgotanego, tak jakby czuł, że stało się coś bardzo poważnego. I rzeczywiście się stało. – Syn jest załamany. Przede wszystkim żal mu jest zmarnowanego EURO. Po poprzedniej kontuzji jego forma rosła z meczu na mecz, wszystko szło w bardzo dobrym kierunku. Nic nie odczuwał w tym kolanie, żadnego bólu. Był naprawdę podbudowany. A tu się okazało, że wszystkie plany znów runęły – mówi Dariusz Bielik, ojciec utalentowanego piłkarza.
Rok temu Polak też przeżył koszmar – w styczniu doznał identycznej kontuzji, która wyeliminowała go z gry aż do listopada. 23-latek mógł się jednak pocieszać, że przynajmniej z powodu koronawirusa mistrzostwa Europy zostały przełożone na 2021 rok, więc jeśli tylko wróci do zdrowia, ponownie powalczy o wyjazd na turniej. – Dokładnie tak do tego podchodziliśmy: że Krystian wygrał los na loterii, że mógł mimo wszystko pojechać na mistrzostwa Europy – mówi Dariusz Bielik. Okazuje się jednak, że przeznaczenie dopadło go ponownie. Nie ma cienia szans, by zawodnik do czerwca wrócił do zdrowia.
***
„Adrien Huno: Chcę grać dla Polski”
Czy to prawda, że pragnie pan występować w naszej reprezentacji, jak powiedział w listopadzie Ludovic Obraniak?
Tak, chcę grać dla Polski. Moja babcia była Polką. Dopóki żyła, to bywałem w waszym kraju, bo mam tam rodzinę, mówiłem po polsku. Niestety babcia zmarła osiem lat temu.
Czy już pan coś zrobił, aby dostać paszport?
Na razie go nie mam, ale słyszałem od Obraniaka o możliwości gry dla Polski i pomyślałem: dlaczego nie?
Ma pan odpowiednie dokumenty, aby otrzymać obywatelstwo?
Nie skompletowałem dossier, aby być Polakiem, ale zrobiłbym to z przyjemnością.
A jak z pana polskim?
Dużo rozmawiałem z babcią i wtedy dobrze mówiłem. Po jej śmierci już go nie używałem i teraz trudno mi coś powiedzieć. Pamiętam jednak kilka sformułowań. Po polsku potrafię: dziękuję, dzień dobry i policzyć do dziesięciu.
Więcej TUTAJ
***
„Stoicki spokój Grosickiego”
Ale też trudno uwierzyć, że Grosicki bez walki oddał miejsce na czwarty turniej w karierze (EURO 2012 i 2016 oraz MŚ 2018). Albo, zostając w Anglii, świadomie znacznie ograniczył szansę na wyjazd. W wielu europejskich ligach okno transferowe jest otwarte jeszcze przez kilka lub kilkanaście dni. Najpóźniej zamknie się na Ukrainie (2 marca). Do tego czasu przyszłość Grosickiego będzie znana. Ofert, także z Bliskiego Wschodu, nie brakuje. Ale piłkarzowi najbliżej do Europy.
Dlatego zainteresował się propozycją powrotu do Legii, z której zimą odeszło już siedmiu zawodników, a Czarnogórzec Marko Janković przyjechał na testy wydolnościowe nieprzygotowany. Skoro pojawiła się szansa wzmocnienia zespołu Grosickim, to klub podjął rozmowy. W grę wchodzą różne warianty – od umowy półrocznej do nawet i trzyletniej (dwa plus jeden). Wszystko zależy od porozumienia finansowego – w klubie są znane oczekiwania piłkarza. Na razie odbiegają od możliwości, ale okno transferowe w Polsce zamyka się 24 lutego.
Więcej TUTAJ
***
„Jak wymyślono Stocha”
– Pomysł z jego zatrudnieniem narodził się w trakcie zgrupowania w Turcji. Adam Ratajczyk leczył kontuzję, nie w pełni sił był Saša Živec i z Lubomirem Guldanem (od niedawna dyrektor sportowy Zagłębia – przyp. red.) zastanawialiśmy się, co zrobić. Wtedy pojawiło się nazwisko Stocha – opowiada trener Miedziowych Martin Ševela. – Moja rola ograniczyła się do wydania opinii. Kiedy okazało się, że szansa na jego za kontraktowanie jest realna, pomyślałem: „Petarda”. Dalej swoją robotę dyrektora sportowego wykonał już Lubomir Guldan – dodaje Ševela.
Więcej TUTAJ
***
„Teraz trzeba gonić Pogoń”
To przede wszystkim zasługa najlepszego bramkarza ekstraklasy – Dantego Stipicy. Obrońcy, owszem, są dobrze zorganizowani, ale pod względem liczby uderzeń, do której dopuścili rywali, Pogoń ustępuje trzem innych zespołom. Tym, który robi różnicę, jest właśnie Chorwat. Obronił 43 z 53 strzałów przeciwników, co daje mu najlepszą średnią spośród golkiperów grających częściej niż w pojedynczych meczach. Jednak nie należy lekceważyć także ofensywnej siły ekipy Kosty Runjaica. Ta drużyna lubi i umie utrzymywać się przy piłce (3. wynik), a choć strzela stosunkowo rzadko (pod tym względem jest w połowie stawki), potrafi być do bólu skuteczna, o czym przekonały się na własnych boiskach Lech (0:4) i Raków (0:1).
Więcej TUTAJ
***
„Słodko-gorzki smak triumfu”
Młodzieżowiec gliwiczan rozgrywał w niedzielę bardzo dobre zawody. Sporo biegał, starał się wywierać presję na obrońcach przeciwnika, a dodatkowo momentami widać było, że jego współpraca ze Świerczokiem zaczyna wyglądać coraz lepiej. Zdobyta bramka tylko utwierdzała w przekonaniu, że był to dobry występ urodzonego w Katowicach gracza. Niestety w najbliższym czasie Steczyk nie będzie mógł pomóc kolegom. W końcówce spotkania z Białą Gwiazdą napastnik nabawił się groźnie wyglądającego urazu kostki i nie wiadomo, kiedy wróci na boisko. Pierwsze diagnozy były bardzo złe, a trener Fornalik mówił nawet, że z niepokojem czeka na wyniki dokładniejszych badań.
Te na szczęście wykluczyły najgorsze. Noga Steczyka nie jest złamana, co pewnie oznaczałoby, że już w tym sezonie nie wróciłby do gry. We wtorek sztab medyczny mistrzów Polski z 2019 roku prowadził dalszą diagnozę i w tym tygodniu na pewno będzie wiadomo, jak groźny jest uraz.
Więcej TUTAJ
***
„Dymisja jako forma protestu”
Składam dymisję, mówiąc, że nie zgadzam się z polityką sportową. Nic nie chcę od klubu, nie chcę jego pieniędzy – powiedział Villas-Boas podczas konferencji prasowej przed meczem z Lens. Zszokował wszystkich, bo nic nie powiedział wcześniej piłkarzom poza Steve’em Mandandą.
Przesądził o tym transfer Oliviera Ntchama dokonany za plecami Villasa-Boasa. – Ta decyzja nie została podjęta przeze mnie. Dowiedziałem się o niej rano z prasy. To jest zawodnik, na którego powiedziałem „nie”. W tej sytuacji przedstawiłem dyrekcji moją dymisję – oznajmił Villas-Boas.
Ntcham to pomocnik, ale mogący też grać w ataku. Ostatnie 3,5 roku spędził w Celticu. Urodził się jednak na przedmieściach Paryża i nie kryje sympatii do najsłynniejszego klubu w tym mieście. – Jestem i zawsze będę kibicem PSG – powiedział w 2017 roku nowy zawodnik OM. To jakby fan Legii trafi ł do Lecha Poznań…
Więcej TUTAJ
***
„Mistrz Anglii załatał dziurę”
Jeśli The Reds chcieli skutecznie włączyć się do walki o obronę mistrzostwa Anglii, musieli dokonać tych transferów. Na Anfield trafili Ozan Kabak z Schalke oraz Ben Davies z Preston. I choć nazwiska może nie rzucają na kolana, dla menedżera zespołu najważniejsze jest to, że ma wreszcie kolejnych środkowych obrońców, a w ostatnich tygodniach bardzo mu ich brakowało.
Więcej TUTAJ
***
„Bugajski: Działało sto lat, aż przyszedł Sousa”
Paulo Sousa powinien jeszcze raz przemyśleć brak zaproszenia dla polskiego trenera w sztabie szkoleniowym reprezentacji Polski, bo to zła decyzja. Do manifestowania swojej niezależności będzie miał wiele innych okazji.
Zatrudnienie akurat zagranicznego selekcjonera – skoro już zapadła decyzja, że koniecznie należy zwolnić Jerzego Brzęczka – była zrozumiała, a nawet logiczna. Sousa nie wygląda na złego kandydata, choć do kategorii idealnych nie należy. Niepokojące jest dopiero to, że Portugalczyk w swoim najbliższym otoczeniu nie chce mieć polskich szkoleniowców. Przy całym szacunku dla Huberta Małowiejskiego – jego rola będzie czysto techniczna, w wielkich naradach trenerskich stanie się dostarczycielem informacji, bo też i nie jest trenerem, lecz analitykiem. Jasne, że Polakiem nie mógł być ani pierwszy, ani drugi asystent Sousy – tutaj zwykle szef stawia na sprawdzonych i zaufanych ludzi – ale jakiekolwiek miejsce w sztabie Biało-Czerwonych dla naszego rodaka powinno się jednak znaleźć. Nie ma mowy o leczeniu narodowych kompleksów, lecz o uszanowaniu zasad, które w polskiej kadrze obowiązują od początku, czyli od niemal stu lat. Zdarzały się momenty przesilenia, kiedy związkowi działacze uznawali, że trzeba sięgnąć po obcokrajowca, jednak zawsze bywał on skazany na współpracę z Polakami. Wcale nie chodzi o to, by Polak pilnował cudzoziemca, aby ten cichcem nie wyniósł z naszego domu sreber rodowych. Rzecz w tym, by Polak od zagranicznego trenera czegoś sensownego się nauczył.
Więcej TUTAJ
***
„Radomski: Dwie zupełnie różne porażki”
Ktoś powie, że skoro Legia Warszawa i Wisła Kraków przegrały swoje ostatnie mecze, to znajdują się w podobnym położeniu. Zgoda, choć te dwa spotkania są przykładem tego, że porażka porażce może być bardzo nierówna. Bo czy oba kluby przegrały zasłużenie? Nie. Czy w obu przypadkach można powiedzieć, że drużyna nie zmierza w dobrym kierunku? Odpowiedź jak wyżej. Wisła w meczu z Piastem Gliwice od początku rzuciła się na rywala, stosując wysoki pressing, którego uczy piłkarzy trener Peter Hyballa. Doskakiwali, odbierali piłkę. Nie ma przypadku w tym, że dwie pierwsze bramki dla Białej Gwiazdy zdobyli boczni obrońcy po asyście drugiego bocznego obrońcy. Przy stanie 3:0 Wisła powinna mieć rzut karny, ale nie za bardzo rozumiem, dlaczego sędzia Krzysztof Jakubik najpierw przyznał jedenastkę, a później po obejrzeniu sytuacji wycofał się z tego. Na kilka minut przed końcem, gdy gospodarze prowadzili 3:2, Piotr Starzyński (17-latek, rocznik 2004) wybił piłkę z pola karnego i został kopnięty przez Jakuba Świerczoka. Decyzja? Karny dla Piasta. OK, z boiska mogło to tak wyglądać, ale przecież VAR zmieni tę fatalną decyzję. Nic z tego, została podtrzymana. Wisła, która dwukrotnie trafiała w poprzeczkę, ostatecznie przegrała 3:4. Okazało się, że nawet w dobie nowoczesnej technologii, gdy sporną sytuację można potem obejrzeć, sędziowie mogą wypaczyć wynik spotkania.
Więcej TUTAJ
„GAZETA WYBORCZA”
„Donos na Messiego”
Rewelacje podane przez dziennik „El Mundo” wprawiły opinię publiczną w osłupienie. Wiadomo było, że Argentyńczyk zarabia fortunę, ale nikt nie przypuszczał, że przez cztery lata może kosztować Barcelonę nawet 555 mln euro – brutto, kwota obejmuje opodatkowanie. W rzeczywistości klub wyda trochę mniej, bo część obiecanych pieniędzy uzależnił od wyników (ostatnio marnych), jednak wciąż wyda pieniądze niewyobrażalne, spoza skali obowiązującej w czołowych futbolowych korporacjach. Co więcej – Messi powtykał w umowę kilka punktów brzmiących kuriozalnie – np. po bieżącym sezonie klub przeleje piłkarzowi 39 mln premii „za lojalność”, także jeśli postanowi zmienić barwy.
Odejść chciał już minionego lata, przez byłego już prezesa Josepa Bartomeu został zatrzymany siłą. I miał sprawę przemyśleć w trakcie bieżącego sezonu, który w ujawnionym kontrakcie jest sezonem ostatnim
Więcej TUTAJ