Autor zdjęcia: Piotr Matusewicz PressFocus
Już prawie o nim zapomnieliśmy! Teodorczyk trafił po dwóch latach, ale w Charleroi ma być tylko "superrezerwowym"
Zniknął nam trochę z radarów w ostatnim czasie Łukasz Teodorczyk. Jeśli nawet nie wiedzieliście, że występuje obecnie w RSC Charleroi, specjalnie nas to nie dziwi. Ostatnio jednak przypomniał o sobie golem w Pucharze Belgii, ale niestety rokowania dla niego nie są najlepsze.
Jeszcze w 2018 roku był w kadrze na mistrzostwa świata. Ba, zagrał nawet w sumie 27 minut z Kolumbią i Japonią. Teraz natomiast w rankingu Paulo Sousy miałby problem, aby zmieścić się w ogóle w pierwszej dziesiątce napastników. Spójrzmy tylko: Robert Lewandowski, Arkadiusz Milik i Krzysztof Piątek w reprezentacji Polski mają pozycję wręcz niepodważalną, a w odwodzie są jeszcze Karol Świderski, Adam Buksa, Kamil Wilczek, Bartosz Białek, Kacper Przybyłko czy Jakub Świerczok.
Każdy z nich strzela bowiem gole, a o Łukaszu Teodorczyku w ostatnim czasie nie można było tego powiedzieć. W tej hierarchii w ciągu dwóch lat osunął się bardzo wyraźnie, ale tak musiało być, skoro ostatni raz do siatki trafił 17 lutego 2019 roku w spotkaniu z Chievo Werona. Przełamał się dopiero teraz, w środowy wieczór, pokonując bramkarza KVC Westerlo i dając swojemu zespołowi awans do 1/8 finału Pucharu Belgii. Strzelił tym samym pierwszą bramkę dla Charleroi, odkąd trafił tam na początku października.
Od momentu podpisania umowy uzbierał jednak na razie tylko 81 minut w ośmiu spotkaniach. Optymistycznie można zauważyć, że w przeliczeniu na czas gry Teodorczyk w statystykach wypada rewelacyjnie, bo strzela w każdym spotkaniu. Niepokoi jednak bardzo mała liczba minut. Spójrzmy tylko, jak przygnębiająco to wygląda w Jupiler League.
Skąd wynika tak mierna dyspozycja Polaka? Teodorczyk od sierpnia leczył kontuzję biodra. Już w momencie ogłoszenia wypożyczenia z Udinese do Charleroi jasne było, że nie będzie od razu gotowy do gry. Przez kilka tygodni „Teo” trenował indywidualnie, a gdy już lekarze pozwolili mu na dołączenie do zespołu, to uraz się odnowił. Leczył się w Polsce, aż do grudnia był niedyspozycyjny. Zadebiutował tym samym dopiero dwa miesiące po podpisaniu umowy.
Niestety jednak perspektywy nawet po wyleczeniu kontuzji i dojściu do pełnej sprawności nie rysują się przed nim zbyt optymistycznie. - Charleroi ma wielu ofensywnych graczy i łatwo o minuty mu nie będzie. Teo wchodzi na ostatnie fragmenty spotkań, gdy zespół potrzebuje silnego napastnika do walki w powietrzu i przetrzymania piłki. Ma być takim superrezerwowym, który strzeli dla nich trochę goli – przedstawia sytuację Mariusz Moński, ekspert od futbolu niderlandzkiego.
Nie wygląda zatem na to, by bramka w Beker van Belgie cokolwiek zmieniła w położeniu 19-krotnego reprezentanta Polski. Znacznie wyżej u trenera Karima Belhocine stoją akcje Kaveha Rezaeia, Shamara Nicolsona, a nawet Saido Berahino. Choć Teodorczyk dostaje szanse z ławki, nie ma większych perspektyw, by zaczął wychodzić w podstawowym składzie.
Trudno zatem spodziewać się, że Charleroi zdecyduje się wykupić Teodorczyka z Udinese. Z włoskim klubem „Teo” wiąże jeszcze półtoraroczna umowa, ale włodarze „Zebrette” nie przewidują go w swoich planach. Nie ukrywali, że chętnie by go sprzedali, z tego powodu został wypożyczony do ligi belgijskiej, gdzie kiedyś świetnie mu szło. - Tutaj dalej ma wyrobione nazwisko po występach w Anderlechcie Bruksela i wciąż uznaje się go za groźnego strzelca – zauważa Moński.
Polak w Udine zarabia jednak 500 tysięcy euro za sezon, a takich pieniędzy w klubie, w którym ma pełnić funkcję rezerwowego, na pewno nie dostanie. Inna sprawa, czy w ogóle jest on niezbędny w układance trenera Belhocine. - Jego transfer do Charleroi był nieoczekiwany i niekoniecznie moim zdaniem niezbędny, jeżeli chodzi o potrzeby klubu. Być może była to jakaś forma rozliczenia z agentami, bo Charleroi to specyficzny klub, o czym mówiłem przed meczem z Lechem. Przypuszczam, że jego zarobki przekraczają możliwości Charleroi i jeżeli Udinese nie będzie chętne ich częściowo pokrywać, to nawet gdyby przy Stade du Pays chcieli „Teo”, to może ich nie być na niego stać – spekuluje cytowany przez nas wielbiciel futbolu z Beneluksu.
Wygląda zatem na to, że Teodorczyk w poszukiwaniu odpowiedniego dla siebie miejsca będzie musiał po obecnym sezonie znów wyruszyć w inne rejony. W Charleroi powoli się odbudowuje, w końcu się przełamał i trafił do siatki, więc może zwiększy zainteresowanie swoją osobą. Póki co o takim nie słychać, chyba że interesują go oferty z Serie B. Może to już odpowiedni moment na powrót do Polski? Przykład Jakuba Świerczoka pokazuje, że czasem warto zrobić krok w tył, by potem wykonać dwa do przodu. Będąc tak skutecznym, nie uda się go zatrzymać w Ekstraklasie.