Autor zdjęcia: Łukasz Sobala / PressFocus
Piast ugrzązł w drugiej połowie tabeli. Mecz ze Śląskiem może wyznaczyć kierunek
Tak jak niektóre skocznie nie wybaczają błędów przy wyjściu z progu, tak i Ekstraklasa czasami nie wybacza dłuższych przestojów. Piast Gliwice już dawno zostawił złe czasy za sobą, ale nadal pałęta się po drugiej połowie tabeli. Ba, w przerwie zimowej okupował 14. miejsce.
Oczywiście są wyjątki, nawet nie zliczymy, ile razy w ostatnich latach Legia zaliczała falstart, a i tak za każdym razem wspinała się na szczyt i walczyła o mistrzostwo Polski. Różnica jest taka, że jeśli już wracała po zadyszce, która nie trwała tak długo, jak u Piasta, to wygrywała seryjnie. Czy gliwiczan stać na odrobienie potężnej straty do miejsc pucharowych, w które przed sezonem mierzyli? Na dzisiaj wydają się to być mrzonki, choć akurat spotkanie ze Śląskiem w tym kontekście jest bardzo ważne. Bo albo przewaga wrocławian będących na 4. miejscu stopnieje w tabeli do 4 punktów, albo wręcz przeciwnie – może urosnąć nawet do 10, co byłoby dla podopiecznych Waldemara Fornalika najbardziej gorzką pigułką do przełknięcia i paradoksalnie znaczącą więcej niż dotychczasowa seria.
Seria, obok której nie możemy przejść obojętnie. Zwłaszcza, gdy zestawimy z nią 8 meczów z rzędu bez zwycięstwa w lidze i cztery z rzędu bez zdobytej bramki od początku sezonu. Wtedy Piast znajdował się na dnie, nawet nie był cieniem samego siebie sprzed kilku miesięcy. Ok, nie grał makabrycznie źle, ale piłkarze nie prezentowali żadnej sprawczości na boisku. Po tych czarnych dwóch miesiącach przyszła odmiana – 8 meczów z rzędu bez porażki w lidze plus zwycięski Puchar Polski.
To trochę tak, jakby uczeń zagrożony na semestr z pięciu przedmiotów nie tyle zaczął się nagle poprawiać na wybłaganą dopuszczającą, co raczej mocną czwórkę. A po feriach przyszedł do szkoły i z trudem, ale pozytywny trend utrzymał. Ale nie ma co ukrywać, ogromna w tym zasługa korepetytora, w którego w naszej krótkiej bajeczce wciela się Jakub Świerczok. Jego bramki w czterech meczach bezpośrednio wpływały na wyniki Piasta. Gdyby nie on, porażki z Legią, Zagłębiem, czy Wisłą Kraków z dużym prawdopodobieństwem stałyby się rzeczywistością, a zwycięstwo z Górnikiem wcale nie byłoby takie oczywiste.
Siedem punktów więcej. Oczywiście, można to podważyć mówiąc, że przecież zamiast Świerczoka ktoś by zagrał, więc też mógłby tak strzelać. Szczerze wątpimy, czy Michał Żyro, który w żadnym sezonie nie strzelił tyle bramek w lidze, co Świerczok przez pół trwających rozgrywek, dałby radę go tak godnie zastąpić. Osiem goli w siedmiu ostatnich meczach to nie byle co, zwłaszcza, gdy bywało, że napastnik Piasta nie miał zbyt dużego wsparcia od kolegów z ofensywy.
Ostatni raz Piast nie przegrał 9 oficjalnych meczów z rzędu w drugiej połowie 2019 roku, kiedy zmierzał po trzecie miejsce w lidze. Lepszy był kilka miesięcy wcześniej, gdy wygrał 8 na 10 spotkań (plus dwa remisy), został mistrzem Polski, a potem dorzucił jeszcze jeden remis w europejskich pucharach. Teraz jest na dobrej drodze, by nawiązać do tego drugiego wyniku, bo mimo że Śląsk w tabeli znajduje się wyżej, to na wyjazdach spisuje się słabiutko (7 punktów). Żeby nie było, gliwiczanie u siebie radzą sobie jeszcze gorzej (6 punktów), ale ostatnie spotkania wrocławian powodowały, że musieliśmy urządzać sobie kąpiel oczu. Piast przynajmniej kreował jakieś widowisko, a nawet odblokował swoje największe niewypały. Przeciwko Wiśle pierwszą liczbę (asystę) w tym sezonie ligowym zanotował Patryk Lipski, z kolei Kristopher Vida strzelił pierwszego gola od niespełna 11 miesięcy, a konkretniej od 11 marca 2020 roku.
Co do Śląska, to tak jak wspomnieliśmy – po okresie przygotowawczym niewiele się zmieniło. Ze Stalą Mielec zawiodła głównie formacja ofensywna z Bartłomiejem Pawłowskim, czy Erikiem Exposito na czele, ale to raczej dziwić nie powinno, bo już od jakiegoś czasu podopiecznym Lavicki brakuje zęba z przodu. Ostatnie 10 meczów to 10 strzelonych goli – mniej ma tylko Górnik i Podbeskidzie (7). Dla porównania, taki Piast Gliwice nazbierał ich prawie dwukrotnie więcej, bo 19.
Nie spodziewamy się wybitnego widowiska. Jesteśmy w zasadzie przygotowani na najgorsze, co nie zmienia faktu, że dzisiejsze spotkanie waży całkiem sporo, głównie dla Piasta. Co prawda, każdy pamięta, że podopiecznym Waldemara Fornalika udało się odrobić 10 punktów w 8 kolejek, gdy sięgali po mistrzostwo Polski, ale każdy też raczej zdaje sobie sprawę z tego, że to już nie tak samo stabilna, zgrana ekipa. Obecna ma wyraźnego lidera, zawodnika, od którego zależy bardzo dużo, wtedy tajemnica sukcesu tkwiła w odpowiednio ułożonych puzzlach.
Zaczyna się runda rewanżowa, do końca 15 spotkań, więc czas usiąść drugi raz do tej samej układanki. Za pierwszym razem Piast dostał w trąbę 0:2 i długo się nie podniósł. Jak będzie teraz?