Autor zdjęcia: Krzysztof Porebski / PressFocus
Czy dla defensywy Wisły Kraków nastaną wreszcie lepsze czasy?
Zwycięstwo 2:0 z Jagiellonią nie tylko pozwoliło Wiśle Kraków wydostać się z czeluści tabeli Ekstraklasy, ale też sprawiło, że Biała Gwiazda pierwszy raz od 24 października zachowała czyste konto w meczu u siebie. I zarazem drugi raz w tym sezonie. Mimo że nad szczelnością defensywy nie piejemy z zachwytu, to są przynajmniej przesłanki, by sądzić, że da się to w najbliższej przeszłości zmienić.
Kto w tym sezonie najczęściej w Wiśle obrywał? Nie licząc Aleksandra Buksy, którego afera stricte piłkarską bynajmniej nie jest, wskazalibyśmy na Fatosa Beqiraja, który jest totalną klapą transferową i jedyne co wzbudza, to raczej śmiech i politowanie. Z racji radykalnego spadku formy, wiele słów krytyki spadło na Giorgija Żukowa oraz - ostatnio - na Michała Buchalika, zwłaszcza po meczu z Piastem. Ubiegły sezon? Nieskuteczność Drzazgi i bardzo słaby Kamil Wojtkowski. Wcześniej byli jeszcze Patrykowie Plewka i Małecki, czy Tibor Halilović. Generalnie – zawsze znajdują się słabe ogniwa.
Tylko że poza wyżej wymienionymi, są również i te z formacji obronnej. Trudno, mówiąc o wtopach, nie wymienić Rafała Janickiego, czy – mimo niektórych przyzwoitych okresów – Lukasa Klemenza. Jeśli mówimy o dziurawej niczym durszlak linii obrony, pierwsza myśl to właśnie Rafał Janicki. Nie bramkarz, nie defensywny pomocnik, a stoper, którego w Wiśle już nie ma i który w Podbeskidziu radzi sobie lepiej niż ktokolwiek mógł przypuszczać.
Problemem jednak nie są zazwyczaj konkretne nazwiska, tylko to, co tworzą one na boisku jako kolektyw. Bo czego byśmy nie mówili o Janickim, jego okresie w Lechu, czy czasami wołających o pomstę do nieba niektórych występach w Wiśle, nie on sam był utrapieniem obrony. W ubiegłym sezonie ze wszystkich obrońców krakowian wyższą od niego notę dostał u nas tylko Hebert i Maciej Sadlok. Co – umówmy się – nie jest wielkim osiągnięciem, bo żadna średnia nie przekroczyła 4,60, czyli nie dobiła nawet do oceny wyjściowej, jednak każe patrzeć szerzej niż tylko na jedną czy drugą twarz.
Zresztą, kłopoty Wisły w defensywie nie dotyczą tylko ubiegłego sezonu. W trzech na cztery (nie licząc trwającego) liczba straconych bramek spokojnie mogła konkurować z najgorszymi pod tym względem zespołami.
2020/2021 – 23 stracone bramki, tylko Jagiellonia, Podbeskidzie i Stal gorsze* - 12. miejsce
2019/2020 – 56 straconych bramek, tylko spadkowicze gorsi – 13. miejsce
2018/2019 – tylko spadkowicze gorsi (63) – 9. miejsce
2017/2018 – 42 bramki stracone – tylko 3 drużyny lepsze – 5. miejsce
2016/2017 – 57 straconych bramek – tylko Korona Arka i spadkowicze gorsi – 6. miejsce
Trend jak widać się utrzymuje, przynajmniej na razie. Nie dziwi zatem próba wzmacniania akurat tej formacji. Latem przyszło do Wisły trzech obrońców: Dawid Abramowicz, Adi Mehremić i Michal Frydrych. Pierwszego w Krakowie już nie ma, za to dwóch pozostałych stanowi od pewnego momentu stały duet na środku. Wahania formy rzecz jasna są, akurat tak się składało, że gdy Mehremicia w klubie nie było, to Frydrych był czyścicielem pierwszej klasy, z kolei pod koniec rundy jesiennej role nieco się odmieniły, bo Czech w pewnym momencie złapał zadyszkę.
Zimą nastała spektakularna wtopa w postaci Tima Halla, który – w przeciwieństwie do Jacka Balcerzaka z kabaretu Paranienormalni – dał radę wejść i wyjść. I to dość szybko, bo rozwiązał kontrakt w mniej niż 2 tygodnie, wobec czego sięgnięto po 24-letniego Iworyjczyka Souleymane'a Kone z polecenia Hyballi i młodego Krystiana Wachowiaka z Chojniczanki. Ruchy może nie spektakularne, ale na pewno budujące jakąś bazę (o ile ten pierwszy zostanie na dłużej niż pół roku) rezerwową pod solidny duet w środku w przyszłym sezonie. Nie ukrywamy, że widzimy w tej roli Michala Frydrycha i Alana Urygę, który wróci do Krakowa w lipcu tego roku.
W Wiśle Płock jest liderem defensywy i wcale nie piszemy tego tylko dlatego, że strzelił kilka bramek w ostatnich sezonach. Po prostu, dobrze wychodzi mu gra głową nie tylko we własnym polu karnym, co razem z ustabilizowaną dyspozycją Czecha powinno dać niezłe skutki. Do tego na bokach dwaj młodzi: Krystian Wachowiak oraz Dawid Szot, ewentualnie Maciej Sadlok, więc na ten moment Peter Hyballa może spać spokojnie!
Oczywiście wyolbrzymiamy, przez kolejne kilka miesięcy zaskoczyć może nas wiele, nie bierzemy też za pewnik tego, że wspomniana dwójka posprząta całą Ekstraklasę jednym machnięciem ręki, ale patrząc na realia, w jakich porusza się Wisła i na jej potencjał defensywny w ostatnich latach, można być dobrej myśli przynajmniej teraz. Dopóki wszystko jeszcze nie zostało sprawdzone w praktyce.
Sporo zależy też od tego, czy zarząd Wisły planuje kolejną rewolucję nie przedłużając wygasających latem kontraktów z Mehremiciem i Sadlokiem, czy postwi jednak na stabilizację i budowanie drużyny wokół tych ludzi, których ma. Ale o tym sie przekonamy zapewne dopiero za jakiś czas.