Autor zdjęcia: Piotr Matusewicz / PressFocus
Ekstraklasa i Jaroslav Mihalik? Małżeństwo od dawna skazane na rozwód
Polska kariera Jaroslava Mihalika jest jednym wielkim pasmem niepowodzeń. Gdy Cracovia wykupiła Słowaka po niezłych w jego wykonaniu Mistrzostwach Europy do lat 21 (wcześniej wypożyczenie) na pewno nie przewidywała, że już za chwilę będzie nim rzucała po klubach, jak workiem ziemniaków.
Czy można zakup Słowaka uznać za jedną z najgorszych inwestycji „Pasów” ostatnich lat? Bez wahania. Żeby zobaczyć skalę dramatu, wystarczy porównać liczby, jakie 26-latek wykręcił w sezonie poprzedzającym przyjście do Cracovii z tym, co udało mu się zrobić w Cracovii i w Lechii łącznie. 7 goli i 10 asyst w barwach MSK Żylina i Slavii Praga w trakcie w sezonie 2015/2016 (29 meczów) kontra 4 gole i 3 asysty w 56 spotkaniach na polskich boiskach. Stwierdzenie, że coś poszło nie tak jest bardzo eufemistyczne.
Mihalik w Krakowie wytrzymał zaledwie rok. Po słynnych wywiadach dla „Gazety Krakowskiej” i „Przeglądu Sportowego”, w których mówił, że myślał, iż zostanie odsprzedany z zyskiem, przez co nie był zadowolony z pozostania w Polsce oraz, że on to w sumie nie chce grać w Cracovii i marzy mu się liga zagraniczna, popadł w konflikt z Januszem Filipiakiem. W konsekwencji też spełnił swoje marzenie.
Co prawda nie został sprzedany z zyskiem oraz nie trafił do żadnej ze swoich ulubionych lig (włoska i hiszpańska), tylko wrócił do Żyliny, dla której przez trzy miesiące więcej zdziałał w ofensywie niż – znowu – dla Cracovii i Lechii łącznie, ale w końcu trafił zagranicę! Co prawda z perspektywy polskiej, ale jednak. Może więc Słowak niepotrzebnie wyjeżdżał, skoro u siebie w domu czuł się, jak ryba w wodzie? Cracovia nie musiałaby wykładać na stół rekordowych 850 tysięcy euro, a zawodnik nie straciłby kilku lat ze swojego sportowego CV – sytuacja win-win. A tak prawie każdy przegrał. On, Cracovia i Lechia. Tylko Żylina może być względnie zadowolona.
Mihalik jest dla Cracovii niczym worek ziemniaków rzucany z miejsca na miejsce. Właściciel kupił, po jakimś czasie stwierdził, że jednak nie lubi, ale nie może go wyrzucić przed terminem, więc po kolei proponuje sąsiadom. Problem w tym, że oni też nie za bardzo chcą ten worek opróżniać. Piotr Stokowiec próbował, starał się, ale co z tego wyszło?
No niewiele. Trener Lechii myślał chyba, że pod jego skrzydłami Słowak z jakiegoś powodu odpali, ale skończyło się na tym, że ten ogień, który Słowak potrafił z siebie wykrzesać, gasł tak szybko, jak pali się słoma. Innymi słowy – momenty to za mało. Sam początek jego przygody w Gdańsku idealnie zobrazował całość. W pierwszym meczu po 6 minutach złapał kontuzję, która go wykluczyła na kilka miesięcy, w efekcie czego, mimo że do Lechii dołączył we wrześniu 2019 roku, pierwszy mecz w większym wymiarze czasowym rozegrał w lutym 2020 roku.
Dziękujemy za występy w Biało-Zielonych barwach i życzymy powodzenia w dalszej karierze! 👊https://t.co/U7Z1wAht5A
— Lechia Gdańsk SA (@LechiaGdanskSA) February 8, 2021
Dobre mecze możemy policzyć na palcach jednej ręki, gole i asysty również. Błędem było przedłużenie tego wypożyczenia przez Lechię latem ubiegłego roku. Nie dlatego, że jesienią Słowak był kompletnie nieprzydatny (między innymi przez COVID), ale dlatego, że nie dał wystarczająco dużo argumentów do tego, by rzeczywiście stanowić jakąś siłę ofensywną u Stokowca. Wzięto go raczej z braku laku. Na zasadzie: skoro mamy możliwość, a skrzydłowych nam brakuje, to czemu nie? Temu, że patrząc długodystansowo, Lechii dał co najwyżej tyle, ile dał Konrad Michalak. Od czasu do czasu szybszy sprint skrzydłem, ale nic poza tym. Z tą różnicą, że Polak przynajmniej przyniósł zysk w postaci miliona euro, a Mihalik po skróceniu wypożyczenia przez Lechię znowu bierze tobołek i rusza na podbój kolejnego klubu. Tym razem czeskiej Sigmy Ołomuniec.
Jako zawodnik wypożyczony z Cracovii rzecz jasna. Na szczęście dla „Pasów” pozostało już tylko pół roku męczarni i kontrakt Słowaka wreszcie się skończy. W sumie, to na szczęście również dla Mihalika, bo w tym małżeństwie obie strony od dawna potrzebowały rozwodu.