Autor zdjęcia: Krzysztof Porebski / PressFocus
Kurminowski w Żylinie skuteczny jak nigdy. „W Polsce trudniej zdobywać bramki niż na Słowacji”
Na Słowacji za kilka dni wystartuje runda wiosenna rozgrywek Fortuna ligi, a co za tym idzie – do gry wrócą też nasi. Jakub Kiwior i Dawid Kurminowski w ubiegłym roku wywarli w Żylinie bardzo dobre wrażenie, dzięki czemu znaleźli się w jedenastce rundy jesiennej. Przede wszystkim jednak mamy na myśli tego drugiego.
Trzecie miejsce w klasyfikacji strzelców to już coś, zwłaszcza, gdy ma się 21 lat. Dawid Kurminowski zaskakuje chyba nie tylko Żylinę i Lecha Poznań, z którego definitywnie odszedł rok temu, ale również siebie. Najpierw mogliśmy tonować nastroje, bo co prawda w sezonie 2019/2020 strzelił 13 bramek, ale aż 9 z nich w drugiej lidze słowackiej. Patrzyliśmy z uznaniem, ale też z dystansem. Jednak w obecnych rozgrywkach piłkarz Żyliny potwierdza, że jego dobra forma to żaden tam wypadek przy pracy.
Jeśli zsumujemy Fortuna ligę, Puchar Słowacji i eliminacje do Ligi Europy, wyjdzie nam, że Kurminowski grał w tym sezonie w 20 spotkaniach, W 11 z nich notował bramkę lub asystę, a prawdziwym popisem w jego wykonaniu było spotkanie z Zemplinem Michalovce. Żylina wygrała 6:2, a 21-latek strzelił 2 gole (przy jednym z nich wywalczył rzut karny) i zaliczył dwie asysty, między innymi przy bramce innego Polaka Jakuba Kiwiora. Z czego wynika taka skuteczność młodego Polaka?
- Żylina jest młodym zespołem, a młodość ma swoje prawa. W klubie konsekwentnie stawiają na ofensywną piłkę. Może to czasem skutkuje błędami, ale jeśli cała drużyna nastawia się w ten sposób, to napastnik jest tego największym beneficjentem. Z tego właśnie wynika tak dobra skuteczność Dawida Kurminowskiego. Żylina wykupywała go z Lecha pod inwestycję na przyszłość i na ten moment raczej nie żałuje tego ruchu – mówi nam osoba obeznana w realiach słowackiej piłki.
Występy Dawida Kurminowskiego w lidze słowackiej w tym sezonie
Fot: Transfermarkt
W Lechu za to chyba powinni żałować, że go puścili na wypożyczenie z opcją pierwokupu. Nawet nie dlatego, że zaraz z Poznania ulotni się Mohammad Awwad, a Mikael Ishak zmaga się z kontuzją, ale ze względu na sam potencjał. Dariusz Żuraw ma u siebie innego młodego napastnika Filipa Szymczaka, który jednak dostaje szanse tylko wtedy, gdy sytuacja kadrowa jest zła. Tak jak teraz.
– Zdarzają mu się mecze, w których jest mniej widoczny, ale to kwestia młodego wieku, wahań formy. Prezentuje się jednak naprawdę dobrze. Myślę, że to taki zawodnik, z którego MSK Żylina będzie miała dużą pociechę. Przyznam, że jestem zaskoczony, że Lech tak łatwo pozbył się takiego zawodnika jak Kurminowski – mówił w listopadzie dla dziennika „Sport” Mojmir Stasko, dziennikarz słowackiego „Sportu”.
Doceniając wyczyny Kurminowskiego nie możemy jednak pozbyć się myśli, że bramki w lidze słowackiejnie zawsze są reprezentacją prawdziwego potencjału i prawdziwych umiejętności. Albo że trudno jest je odwzorować choćby w polskiej lidze. Taki Jaroslav Mihalik, który z Żyliny trafił do Slavii Praga, a potem też do słowaciej ligi był wypożyczony z Cracovii, robił tam świetną robotę.. U nas jednak nie było przełożenia – w Lechii znowu popadł w przeciętność.
Przykładów jest więcej. Kristopher Vida który w Dunajskiej Stredzie był najlepszym strzelcem drużyny oraz czwartym najskuteczniejszym zawodnikiem całej ligi słowackiej (11 goli i 5 asyst), w Piaście kompletnie się nie sprawdził i jest raczej kulą u nogi. Z kolei Tomas Vestenicky w Nitrze swego czasu strzelił 7 goli w sezonie, a w Cracovii przez 73 mecze nie potrafił tego dorobku przebić. Z drugiej strony, Dejan Drazić w Slovanie Bratysława spisywał się bardzo dobrze (7 goli i 7 asyst) i gdy wzięło go Zagłębie Lubin, stał się jednym z lepszych piłkarzy „Miedziowych”. Na tyle dobrym, że postanowiono ponownie go wypożyczyć.
- Robert Bozenik i Laszla Benes odchodzili z Żyliny do lepszych klubów takich, jak Feyenoord, czy Borussia Moenchengladbach i sobie radzili. Nie ma reguły, nie ma złotego środka. Wiadomo, jeśli chodzi o fizyczność, polska liga jest dla napastników troszkę trudniejsza. To podkreśla każdy, kto przychodzi do nas ze Słowacji. Tam jest nastawienie na grę techniczną i operowanie piłką, a nie ma takiej bezpośredniości w grze i siły fizycznej. Pod tym kątem na pewno trudniej się zdobywa bramki w lidze polskiej niż w słowackiej – przyznaje nasz rozmówca.
Wygląda na to, że – paradoksalnie – problemy z koronawirusem i postawienie klubu w stan likwidacji pozwoliły Żylinie się „oczyścić”. Odeszli ci piłkarze, którzy sprzeciwiali się cięciem pensji, postawiono na młodych, a teraz – po awansie w ubiegłym sezonie – klub Polaków zajmuje w lidze słowackiej mocną trzecią pozycję. Oby wszystko szło w dobrym kierunku, bo dzięki regularnej grze możemy w przyszłości jeszcze mieć pociechę z Kurminowskiego i Kiwiora.