Autor zdjęcia: Marcin Bulanda PressFocus
Takiego meczu nie wymyśliłby nawet Cameron. Sezon dla Kolejorza jeszcze się nie kończy. Radomiak - Lech 1:2 pk. (PP)
Chyba cały pech, który Lech Poznań miał jesienią, w końcu ich opuścił. Podopieczni Dariusza Żurawia bardzo szczęśliwie, po rzutach karnych, wygrali w Sosnowcu z Radomiakiem Radom. Sposób, w jaki to uczynili jest wręcz niewiarygodny...
Bo, umówmy się, jeśli drużyna X prowadzi w serii rzutów karnych 2:0, to nie ma prawa tego nie wygrać. A tymczasem Radomiak Radom wynik wypuścił. O ile w Lechu Poznań spudłowali dwaj pierwsi wykonawcy, o tyle w zespole gospodarzy tego spotkania, dwaj ostatni. Mecz mógł zamknąć Miłosz Kozak, ale obudził w Filipie Bednarku wspomnienia z Charleroi. 28-letni golkiper najpierw obronił tę "jedenastkę", a potem jeszcze wyciągnął uderzenie Mateusza Cichockiego. Chyba najbardziej ze wszystkich w brodę pluje sobie jednak trener Dariusz Banasik, bo tak długo zwlekał z wprowadzeniem na boisko Leandro w końcówce dogrywki, że sędzia Artur Aluszyk zakończył drugie 30 minut. Brazylijczyk rzadko myli się z jedenastego metra, więc pewnie domknąłby mecz i zakończył sezon przeciwnikom. A tak? Ostatnie życzenie poznańskiej ekipy brzmiało: niech strzela Cichocki.
A przez już w dogrywce Radomiak miał "Kolejorza" na łopatkach. Debiutujący w Lechu gruziński pomocnik Nika Kwekweskiri zagrał ręką we własnej "szesnastce", a szefa przy rzucie karnym zagrał Mateusz Radecki i podcinką umieścił piłkę w siatce. Poznaniacy nie mieli najmniejszego pomysłu, jak wyrównać. NAJMNIEJSZEGO. Aż w polu karnym szybszy od Karola Podlińskiego okazał się Michał Skóraś i arbiter ze Szczecina po analizie VAR znów zdecydował się podyktować karnego. Zawodnicy z Radomia od razu ruszyli w kierunku wapna, zryli ten punkt mocno, ale Tymoteusz Puchacz specjalnie się tym nie przejął i pewnie pokonał Mateusza Kochalskiego. Gracze Żurawia dostali tlen i zaczęli oddychać pod respiratorem. Ostatecznie okazało się, że pacjent przeżył, choć przez zdecydowaną większość czasu balansował na granicy śmierci.
Takiego meczu nie wymyśliłby nawet bardzo kreatywny filmowiec James Cameron. Ten cały pech z meczów jesiennych i nałogowo traconych bramek w końcówkach przeobraził się teraz w masę szczęścia Lecha. Jeszcze kilka miesięcy temu Podliński trafiłby nie w słupek, tylko w okno. Karolowi Angielskiemu z półobrotu wszedłby zaś gol życia. A Damian Jakubik zdobyłby w tym meczu tyle samo bramek, ile przez ostatnie dwa sezony. No i sędzia Aluszyk nie myślałby nawet o anulowaniu gola Dominika Sokoła po wątpliwym faulu Mateusza Bodziocha na Pedro Tibie. Fart jednak tym razem trzymał się poznaniaków. I to mimo że na potęgę pudłował Filip Szymczak, aż Dariusz Żuraw stwierdził w 80. minucie, że w sumie woli grać bez napastnika.
Nie wiemy, czy to był mecz na przełamanie dla ekipy z Poznania i czy po nim błyskawicznie ruszą w kierunku podium w Ekstraklasie, ale wydaje się, że lepszej okazji na odbudowanie morale i wiary w siebie mieć nie będą. Jedną nogą i czterema palcami drugiej byli już poza Pucharem Polski. W zasadzie skończyłby się dla nich sezon. A tak ciągle mogą mieć nadzieję.
Radomiak Radom - Lech Poznań 1:1, karne 3:4 (0:0, 0:0)
1:0 - Radecki 102' karny
1:1 - Puchacz 117' karny
Radomiak: Kochalski - Cichocki, Rossi, Bodzioch - Jakubik, Radecki, Gąska (80' Kozak), Karwot, Abramowicz - Angielski (66' Podliński), Sokół.
Lech: Bednarek - Czerwiński, Dejewski, Milić, Kraweć - Karlstrom (109' Pacławski), Tiba - Sykora (66' Skóraś), Ramirez (66' Kwekweskiri), Kamiński (81' Puchacz) - Szymczak (80' Marchwiński).
Sędzia: Artur Aluszyk (Szczecin)
Żółte kartki: Karwot, Rossi, Podliński - Kraweć, Milić