Autor zdjęcia: Własne
Mucha: Wolę gorszego, ale pracowitego bramkarza niż leniwy talent. Borek: W Pogoni nie ma obsesji mistrzostwa
W poniedziałkowej prasie - jak zwykle - większość futbolowego miejsca zajmują pomeczówki. Są jednak również ciekawe teksty, jak wywiad z Janem Muchą, czy felietony Mateusza Borka i Antoniego Bugajskiego
„PRZEGLĄD SPORTOWY”
„Dudek: Ważne pierwsze wrażenie”
Za niewiele ponad miesiąc Paulo Sousa będzie miał okazję sporo wygrać u zawodników pierwszym wrażeniem. Pierwszy kontakt z drużyną jest bardzo ważny. Wszyscy piłkarze są bardzo ciekawi stylu, jaki preferuje nowy trener i jaką ma osobowość. Zawodnicy będą go obserwować, czy jest jakiś dopuszczalny margines żartu, czy nie ma na to miejsca. Piłkarze, którzy do tej pory mieli w zasadzie gwarantowane miejsce w wyjściowym składzie, niemal od nowa zmuszeni będą do budowania zaufania u szkoleniowca. Ci, którzy czuli się pomijani i niedoceniani u poprzedniego selekcjonera, także dostaną czystą kartę. Widać, że Portugalczyk jest pod dużym wrażeniem Roberta Lewandowskiego. Pokazało to już pierwsze spotkanie panów, zanim Sousa przyleciał do Polski. Wie, że kluczem do sukcesu są relacje z kapitanem naszej kadry, a te były mocno kwestionowane za kadencji Jerzego Brzęczka. Widać, że Sousa jest osobą wymagającą i ambitną. Wątpię, że będzie się uśmiechał po przegranym meczu albo chwalił zespół. Budujące jest to, że pracując krótko z FC Basel i Macabbi Tel Awiw potrafi ł osiągnąć z nimi sukces. Na podobną skuteczność liczę w kadrze.
Więcej TUTAJ
***
„Dziekanowski: Słowa a czyny – dwa różne światy”
Jaki jest wniosek? Trzeba się tu odwołać do teorii przedstawionej w książce Malcolma Gladwella „Poza schematem”, że na sukces składają się trzy czynniki: talent, odpowiednia liczba przepracowanych godzin oraz... szczęście. O ile dwa pierwsze czynniki są w jakiś sposób mierzalne – talent widać, w większości przypadków łatwo się na nim poznać, godziny też można policzyć – to z tym trzecim jest problem. Czy dopisze nam szczęście, czy nie dopisze, tego przewidzieć się nie da. I to szczęście jest bardzo pojemnym pojęciem: czy znajdziemy się w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu, czy trafi my na ludzi, którzy w nas uwierzą, dadzą nam szansę, czy znajdziemy bratnie dusze w zespole, czy się w nim dobrze poczujemy, zaaklimatyzujemy etc. Szczęściu można jednak w jakiś sposób pomóc determinacją, wiarą we własne możliwości, cierpliwością. Potrzebna jest jeszcze… osobowość.
Więcej TUTAJ
***
„Borek: Runjaić i Adamczuk – bezcenni dla Pogoni”
Klubu ze Szczecina rzecz jasna nie stać na odmowę sprzedaży najdroższych piłkarzy, albo takich, których oczekiwania płacowe zdecydowanie przewyższają możliwości finansowe imperium Jarosława Mroczka, więc odejścia Sebastiana Walukiewicza, Jakuba Piotrowskiego, Lashy Dvalego, Zvonimira Kožulja, Adama Buksy, Marcina Listkowskiego, Srdjana Spiridonovicia i innych były jak najbardziej naturalne i niemożliwe do zablokowania. Imponujące jest to, w jakim stylu te ubytki kadrowe uzupełniono. To świadczy o spokoju, przygotowaniu i rozeznaniu całego sztabu ludzi, którym przewodzi dwóch liderów – trener Kosta Runjaic i dyrektor sportowy Dariusz Adamczuk.
W Szczecinie nie ma obsesji mistrzostwa, bo w klubie wiedzą, jakim dysponują potencjałem i jest to myślenie długofalowe, nie nastawione tylko na jednorazowy, ulotny wynik. Czy awans do pucharów jest realny? Nie podejmę się takiego proroctwa. Ale chyba właściciel w skrytości o tym myśli, skoro pojawiła się koncepcja zatrudnienia doświadczonego i klasowego gracza. To na pewno byłby duży impuls. Turbo impuls rzekłbym nawet.
Więcej TUTAJ
***
„Efekt motyla oczami Muchy”
Bednarz, który stał za transferami do ekstraklasy pana, Putnockiego czy Placha, chwali słowackich bramkarzy za pracowitość. Według niego są nastawieni na karierę i niezmanierowani, a jeżeli mają trochę talentu i zapewni im się dobre warunki do rozwoju, to musi się udać.
To wynika z naszej mentalności. Wolę bramkarza, który ma gorsze warunki, ale chce pracować niż wielki talent, tylko leniwy. Słowacja nie jest wielkim krajem, większość z nas mieszka w górach, w wioskach. To pracowici chłopcy, którzy chcą coś zrobić. Sam pochodzę z gór.
I jak na pana wpłynęły?
No jesteś góralem. Masz charakter, nie jesteś miękki.
A co to dla pana znaczy?
Niczego nie dostaniesz, wszystko musisz sobie wywalczyć. Moja rodzina była biedna. Ojciec był zatrudniony w tartaku, mama już nie pracowała z powodu problemów ze zdrowiem. Na jednym z turniejów zauważył mnie skaut Interu Bratysława i zjawił się w domu rodziców. Z zaskakującą dla nich propozycją, że zabierze mnie 600 kilometrów dalej do akademii Interu. Mama nie chciała mnie puścić, powiedziała, że nie jadę. Ja powiedziałem, że jadę i tyle.
Czy 40-letniego Artura Boruca można jeszcze czegoś nauczyć?
Nie uważam, że Artura trzeba czegoś uczyć. Idzie według swojego reżimu i nie mam z tym problemu, podobnie jak trener Dowhań. Pomaga mu doświadczenie, ma za sobą świetną karierę. Jego nie trzeba niczego uczyć, choć oczywiście... zawsze można. Artur musiał zmienić styl, teraz częściej używa nóg. Dla niego nie stanowi to żadnego kłopotu. Choć gdy ja czy on zaczynaliśmy bronić, to takich oczekiwań wobec nas nie było. Bramkarz był od tego, żeby złapać piłkę i…
***
„Bugajski: Suma wszystkich pechów”
Trener Wisły Kraków Peter Hyballa o pechu głośno nie mówi, mimo że akurat jego przypadek trzeba potraktować wyjątkowo. Gdy przychodził na Reymonta, patrzyliśmy na niego z ostrożnym dystansem. Nie był trenerem znikąd, jak na wymagania polskiej ligi przeszłość miał całkiem sensowną. Zachowywał się jednak niekonwencjonalnie, usta miał pełne efektownych frazesów rodem z podręcznika w stylu „Dziesięć praktycznych porad, jak osiągnąć sukces”. Chciał zupełnie innej Wisły, energetycznej, pozytywnej, radosnej. Zasadniczo istniały dwie opcje: albo był niepoprawnym optymistą i „odjechanym” wizjonerem, albo miał starannie opracowany, niekonwencjonalny plan, oparty na własnym praktycznym doświadczeniu. Ciągle upłynęło zbyt mało czasu, by wyciągać daleko idące wnioski, ale w tej chwili są powody, by w ocenie Hyballi skłaniać się ku opcji numer dwa.
Więcej TUTAJ
***
„Lewy wraca do ligi”
Robert Lewandowski i koledzy z Bayernu wracają do ligowej rzeczywistości po miłym przerywniku, jakim okazał się triumf w Klubowych Mistrzostwach Świata. Bawarczycy wywalczyli w ich trakcie szóste trofeum w ciągu roku.
Nie wszyscy mieli jednak równie dużo powodów do radości. Thomas Müller tuż przed finałem miał pozytywny wynik testu na koronawirusa. Zawodnik od razu został odizolowany od drużyny i nie mógł wrócić z nią z Kataru jednym samolotem. Władze mistrza Niemiec zorganizowały mu więc specjalny transport. Samolot z zawodnikiem na pokładzie wylądował w Monachium w piątek tuż przed północą.
Więcej TUTAJ
„SPORT”
„Z Boakye na Stal”
- Niestety, dwa stałe fragmenty gry pod koniec meczu zadecydowały o naszej porażce. Szkoda, że przygoda z Pucharem Polski się zakończyła, bo chcieliśmy zajść naprawdę daleko. Do rozegrania pozostaje jednak jeszcze sporo meczów, dlatego szybko musimy wyciągnąć wnioski, wstać, otrzepać się i wreszcie zagrać tak jak chcemy i potrafimy - mówi Bartosz Nowak, który jeszcze w poprzednim sezonie decydował o obliczu Stali, a obecnie jest jednym z kluczowych graczy Górnika. To także od jego postawy będzie dziś wiele zależało. Jeżeli będzie grał tak, jak w wielu jesiennych meczach, to będzie dobrze, jeżeli jednak jak ostatnio, to mogą być problemy.
W przełamaniu złej serii ma pomóc nowy napastnik. Przypomnijmy, że przed kilkoma dniami „górnicy” zakontraktowali Richmonda Boakye. Reprezentant Ghany zdążył już zadebiutować, wchodząc na końcówkę pucharowego meczu z Rakowem. Być może dziś dostanie szansę od pierwszej minuty. Górnik ma o co grać. Zwycięstwo i przełamanie pasy pięciu meczów bez wygranej pozwoli mu wrócić na 4. miejsce i odrobić stratę do czołówki.
***
„Zaciemniony obraz”
Na tydzień przed inauguracją wiosennych rozgrywek trener trójkolorowych Artur Derbin postanowił solidnie „przepalić” organizmy swoich podopiecznych. Podzielił kadrę na dwie jedenastki i każdy piłkarz - nie licząc leczących drobne urazy pierwszego bramkarza Konrada Jałochy i młodzieżowego stopera Bartosza Zarębskiego - miał pierwszy raz w tym roku okazję do zaliczenia 90-minutowego występu. Zawodnicy, którym w minioną sobotę było bliżej do zajęcia miejsca w wyjściowej jedenastce na zaległy mecz rundy jesiennej z ŁKS-em Łódź, wybiegli na sztuczną murawę bocznego boiska Stadionu Miejskiego, żeby stawić czoła Puszczy Niepołomice.