Autor zdjęcia: Adam Starszynski / PressFocus
Klub bez struktur i szklany sufit nad nim. Jak Cracovia cierpi na wielofunkcyjności Probierza?
Wciąż świeża w pamięci pozostaje burza, którą wywołał Michał Probierz swoją rezygnacją z pracy w Cracovii i rychłym powrotem do niej. Nie zdziwimy się jednak, jeśli za jakiś czas znów zastosuje podobny fortel. A wtedy Cracovia będzie w czarnej… Wiadomo gdzie.
Jakiś czas temu ubolewaliśmy nad losem Michała Probierza, szczerze mu współczując. Burzę z jego rezygnacją wywołały ponoć sprawy rodzinne, a że nie jesteśmy pudelkiem, to tematu nie zamierzamy rozwijać. Ostatecznie Probierz na swym stanowisku – pardon, stanowiskach – pozostał, wyszła z tego klasyczna dla niego szopka, ale pokazuje ona jeszcze jedną rzecz, na którą chyba mało kto zwrócił uwagę.
Odnosząc się do tej historii zwracaliśmy uwagę głównie na wymiar ludzki. Problem pracoholizmu, poświęcania siebie i swojego życia prywatnego dla sportu, harowanie naście godzin dziennie kosztem rodziny czy własnego zdrowia psychicznego. Presja, stres, skrajnie mało odpoczynku, multitasking przegięty do granic możliwości. Na dłuższą metę nawet największy twardziel by nie wytrzymał.
ALE!
Problem w zasadzie by nie zaistniał, gdyby nie to, w jaki sposób ukształtowany został pion sportowy. Albo wyrażając się bardziej precyzyjnie – w jaki sposób pion sportowy NIE został ukształtowany.
Dla porządku rozpiszmy zatem funkcje poszczególnych osób pracujących w Cracovii:
• Właściciel – Filipiak
• Wiceprezes do spraw organizacyjno-finansowych – Tabisz
• Wiceprezes do spraw sportowych – Probierz
• Trener pierwszej drużyny – Probierz
• Dyrektor sportowy – Probierz
• Osoba odpowiedzialna za skauting – w dużej mierze też Probierz
Aż dziwne, że jeszcze nie został mu powierzony obowiązek prowadzenia zespołu rezerw czy koordynowania akademii. Spokojnie jednak, na powyższych zajęcia bohatera tego tekstu się nie kończyły, bowiem w wolnych chwilach (hehe) musiał także doglądać prac budowlanych w Rącznej, gdzie powstawała nowoczesna baza treningowa dla Pasów. Obowiązków pana Michała jako trenera i dyrektora sportowego tłumaczyć nie trzeba. Natomiast warto wspomnieć, iż w kwestii skautingu pomagał mu Mirosław Mosór. Cała reszta to efekt ewentualnych znajomości Probierza. Zresztą, pamiętacie kto swego czasu wybrał się do Brazylii, by obserwować potencjalne przegapione talenty i ściągnąć je do Cracovii. Brawo, zgadliście – Probierz! Śmieszne to i straszne zarazem.
Ktoś powie: „Chwila, chwila. On jest po prostu menedżerem w angielskim stylu. Tam funkcjonują podobnie i jakoś żyją!” Niby racja, aczkolwiek nie do końca. Różnica jest bowiem gigantyczna. Na Wyspach Brytyjskich menedżerowie piłkarscy rzeczywiście angażują się w wiele sfer funkcjonowania klubów, ale właśnie dlatego takie określenie pasuje do nich lepiej niż zwykły „szkoleniowiec”. Menedżer to z definicji ktoś, kto nie tylko podejmuje decyzje formalne w danym przedsiębiorstwie, lecz również zarządza całym sztabem ludzi. Oddelegowuje konkretne obowiązki. „Ty, trenerze, popracuj na dzisiejszych zajęciach nad tym. Ty, skaucie, obserwuj w najbliższych meczach tego gościa. Ty, dyrektorze sportowy, zajmij się proszę sprawą nowego kontraktu tego zawodnika”. W Cracovii wszystkie te zadania musiał wykonywać Probierz. De facto zatem do zakresu jego obowiązków bardziej niż „menedżer” pasowałoby określenie „jednoosobowa armia”.
I żeby jeszcze wszystkie swoje baaaardzo szeroko pojmowane obowiązki wykonywał idealnie – wtedy dałoby się powiedzieć, że model Pasów się broni. O ile jednak nasz protagonista faktycznie trenerem jest topowym (w skali Ekstraklasy), o tyle dyrektorem sportowym – sorry, po prostu kiepskim. Być może wynika to z faktu braku większego doświadczenia w tej kwestii. Być może zwyczajnie z niewystarczającej ilości czasu, jaką jest w stanie poświęcić tej sferze. W zasadzie nieważne, skoro nic to nie zmienia w skali oceny ostatecznych efektów. Jedyny pozytyw z tej jednoosobej symbiozy jest taki, że przynajmniej szkoleniowiec z dyrektorem sportowym się nie pokłóci i nie będziemy świadkami mydlanej opery na łamach mediów.
OBSTAWIAJ MECZE CRACOVII U NASZEGO PARTNERA BETSAFE!
W szerszej perspektywie jednak to, jak (nie) został ukształtowany pion sportowy Cracovii w pewnym momencie może ją po prostu, za przeproszeniem, zaorać. Wracając do modelu angielskiego – tam, kiedy odchodzi menedżer, zostaje reszta organizmu, a przynajmniej zdecydowana większość. W przypadku Pasów natomiast, gdyby pan Michał faktycznie odszedł, zniknąłby praktycznie cały kręgosłup. Nagle w klubie nie byłoby żadnych struktur. I z tej perspektywy zupełnie nie dziwi fakt, że Janusz Filipiak tak bardzo pragnął pozostania Probierza na stanowiskach. Zamiast wielkiego problemu ma wielki spokój. Zrozumiałe, prawda?
Owszem, ale przede wszystkim cholernie niebezpieczne. Co się stanie z tą drużyną, gdy Probierz rzeczywiście zrezygnuje? Prędzej czy później to nastąpi, nie ma się co oszukiwać. Może z przyczyn sportowych, a może prywatnych, bo przecież w końcu faktycznie może poczuć się zajechany kilkunastogodzinną pracą 7 dni w tygodniu przez 365 dni w roku. Jesteśmy sobie w stanie wyobrazić sytuację, w której jedzenie bożonarodzeniowych pierogów panu Michałowi przerywają konieczne obserwacje w WyScoucie.
Pytanie, czy sam Probierz nie widzi zaistniałego problemu? Że w tym modelu działania zwyczajnie sobie nie radzi, a przynajmniej nie we wszystkich kwestiach? Że Cracovia mogłaby funkcjonować z pięć razy lepiej, gdyby miał obok siebie kilka osób więcej, w tym ze dwóch analityków, dodatkowego skauta i dyrektora sportowego? Czy w ogóle próbował namówić Janusza Filipiaka do zatrudnienia ich?
Czy sam Janusz Filipiak nie widzi, że w ten sposób Pasy doszły już do szklanego sufitu i nie będą w stanie go przebić?