Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Własne

Lis: Hyballa powiedział: „Jedź do szpitala i nie myśl o pierd... piłce”. Hora: W Polsce są lepsi piłkarze

Autor: zebrał Maciej Golec
2021-02-22 08:00:43

Poniedziałkowa prasówka - poza pomeczówkami - wita nas dużą rozmową z Mateuszem Lisem między innymi o Peterze Hyballi oraz wywiadem z Jakubem Horą. Do tego felietony Mateusza Borka, czy Dariusza Dziekanowskiego.

„PRZEGLĄD SPORTOWY”

„Borek: Paradoks Kurzawy”

Dyrektor Płatek twierdzi, że z nim i z Górnikiem Kurzawa postąpił nie fair. Ponoć piłkarz podał rękę, dał słowo, a w zamian otrzymał potwierdzenie akceptacji swoich żądań wobec Górnika na piśmie. Płatek jest przekonany, że Kurzawa wykorzystał Górnika i dzięki ich ofercie uzyskał lepsze warunki w Pogoni. Piszę ponoć, bo piłkarz ma w tej sprawie kompletnie różne zdanie. Kiedy do Polski wracali na zakończenie swoich długich, zagranicznych karier Tomasz Kłos, Tomasz Hajto, Piotr Świerczewski, bracia Michał i Marcin Żewłakowowie, Waldemar Sobota, Jakub Błaszczykowski, Marcin Wasilewski czy Artur Boruc, to miało to wymiar symboliczny, lidze dodawało kolorytu i bezcenne doświadczenie. Ale kiedy wraca do ekstraklasy piłkarz w najlepszym wieku, to trzeba to traktować jako porażkę sportową i zastanowienie, co poszło nie tak i dlaczego się nie udało. Przedziwne w tej sytuacji jest to, że ten teoretycznie przegrany za chwilę jest w sumie wygranym, bo przecież przebiera w coraz lepszych krajowych ofertach i rozdaje karty. Ot, taki paradoks.

***

„Hora: W Polsce są lepsi piłkarze”

Co pan pomyślał, kiedy dostał ofertę z Podbeskidzia? Wtedy był to ostatni zespół w ekstraklasie, który w każdym meczu tracił mnóstwo goli. 

Wiele wyjaśniła mi rozmowa z Janem Nezmarem (od początku roku doradca zarządu Podbeskidzia ds. sportowych – przyp. red.), który jako dyrektor sportowy Slavii Praga sprowadził mnie do tego klubu, a wcześniej z trenerem Jindřichem Trpišovskym kilka razy chcieli mnie ściągnąć do Slovana Liberec. Opowiedział mi o klubie, w jakich warunkach funkcjonuje. Potem miałem jeszcze spotkanie z prezesem. Przedstawił plan, który ma dać utrzymanie miejsca w lidze i powiedział, jak ma wyglądać dalszy rozwój Podbeskidzia. 

Co już pan wie o polskiej lidze, a co wiedział wcześniej? 

O samym futbolu wiedziałem nie wiele. Jakieś pojedyncze wyniki, kto został mistrzem – to wszystko. Meczów jednak nie oglądałem. Miałem jednak świadomość, że stadiony i cała okołofutbolowa infrastruktura stoi na bardzo wysokim poziomie. Po tych kilku spotkaniach z moim udziałem mogę powiedzieć, pod względem umiejętności indywidualnych w Polsce są lepsi piłkarze. Natomiast czeska liga na tle waszej wyróżnia się przygotowaniem taktycznym drużyn.

***

„Bugajski: Klub niespokojnych pomocników”

Pogoń posiada niezwykłą moc przyciągania niebanalnych pomocników – takich po przejściach, którym coś w duszy gra i mają coś do udowodnienia. Pojawiają się w różnych klubach, ale w Szczecinie w ostatnich latach jest ich najwięcej. Nie wiadomo, skąd się bierze ta szczecińska cecha, najwygodniej byłoby powiązać ją z osobowością trenera Kosty Runjaica. W meczu z Wisłą Kraków (1:2) w wyjściowym składzie pojawił się Tomas Podstawski, co w ostatnich miesiącach jest wydarzeniem wartym zaznaczenia. Defensywny pomocnik z portugalskim i polskim obywatelstwem, przez dziewięć lat szkolony w FC Porto, był kiedyś w polskiej lidze objawieniem, do Pogoni wniósł nową wartość. Paradoksalnie ten sezon ma słabszy. Paradoksalnie – bo Pogoń radzi sobie w nim wyjątkowo dobrze (nawet przy uwadze, że jej ostatnie występy to porażka w Pucharze Polski oraz punkcik w dwóch ligowych meczach) i okazuje się, że nie potrzebuje do tego dobrej dyspozycji Podstawskiego. Istniało już uzasadnione podejrzenie, że zasiedział się w Szczecinie i zmiana otoczenia będzie dla niego pożądanym bodźcem. Skoro jednak Pogoń w tym sezonie włącza się do walki o mistrzowski tytuł, trudno o lepszą motywację także dla Podstawskiego.

Więcej TUTAJ

***

„Wszyscy zdrowi i gotowi”

Najważniejszy będzie oczywiście powrót Świerczoka. To najskuteczniejszy gracz Piasta i jeden z najlepszych piłkarzy w lidze, więc normalne, że kiedy wypadł ze składu na ligowy mecz ze Śląskiem (2:0) i pucharowo-ekstraklasowe starcia z Pogonią (2:1; 0:0), większość fanów zespołu z Gliwic obawiała się, że ich zespół nie będzie w stanie wygrywać bez swojego lidera. Jak się okazało, martwili się na wyrost, bo Piast spokojnie sobie poradził, w lidze zdobył cztery punkty, a do tego wyeliminował Portowców z Pucharu Polski. 

Szczególnie w meczu z wrocławianami świetnie zaprezentował się duet Michał Żyro – Arkadiusz Pyrka. O ile temu pierwszemu trudno będzie utrzymać miejsce w składzie, to już Pyrka niekoniecznie musi z niego wylecieć. – To jeden z tych graczy, którzy od razu rzucają się w oczy. Niski, szybki, z dobrym dryblingiem – charakteryzował swojego byłego zawodnika Artur Węska, który współpracował z Pyrką w Zniczu Pruszków. To właśnie tam urodzony w Radomiu zawodnik stawiał pierwsze kroki w seniorskim futbolu. Szybko poradził sobie z przestawieniem się na grę ze starszymi od siebie. – Już po pierwszym obozie trafi ł na stałe do pierwszego zespołu – wspomina trener.

***

„Mateusz Lis: U rywali Wisły widzimy respekt”

Przyzwyczailiście się już do wymagań Petra Hyballi? 

Nie słyszę narzekania. Każdy robi, co trener każe. On nie pozwoli sobie na głosy, że komuś się nie chce. Gdyby coś takiego zobaczył, to od razu out. Może tak trzeba. Z Pogonią graliśmy w piątek, w sobotę spotkaliśmy się na pomeczowym treningu, a w niedzielę odpoczywaliśmy. Trener nie daje nam długiego wolnego. W poniedziałek i wtorek trenujemy po dwa razy dziennie. Ten poranny trening spokojnie trwa dwie i pół godziny. 

Dla bramkarzy treningi też są cięższe niż wcześniej?

Zdarzało się, że biegaliśmy z zespołem. Z powodu intensywności treningów nawet straciłem na wadze. Jem cały czas tyle samo, a ubyły dwa– trzy kilogramy. Michał Buchalik mówi podobnie, też trochę stracił.

W sobotę skończy pan 24 lata. Młody tata. 

Jak syn dorośnie, to z Natalią będziemy jeszcze w fajnym wieku. 

Z powodu jego narodzin nie zagrał pan w meczu z Piastem. 

Dzień wcześniej przyjechali teściowie. Umówiliśmy się, że jeżeli wypadnie mi mecz i nie będę mógł być przy Natalii, to mnie zastąpią. Zbliżał się termin porodu. A dokładnie to było już dzień po, teraz mi Natalia podpowiada. Wieczorem napisała, że idzie spać. Odpowiedziałem: „Dobra, to ja nie wyciszam telefonu, jakby się coś działo w nocy, to pisz”. Nic nie napisała. Wstałem o ósmej rano, patrzę w telefon, a tam wiadomość sprzed pół godziny: „Nie chciałam cię budzić. Zaczęło się. Jedziemy z mamą do szpitala”. O trzeciej w nocy miała pierwsze skurcze, po których jeszcze zasnęła. Pojechali do szpitala o 7.30, a o ósmej zrobili badanie. Chciałem zadzwonić do położnej, fanki Wisły, jak ona to widzi: czy poród będzie przed meczem, po, w trakcie? Podczas kolejnego badania odeszły wody i wątpliwości już nie było. 

A były przy tym, czy w takich okolicznościach ma pan wystąpić z Piastem? 

Poszedłem do trenera Hyballi z pytaniem, co robić. Chciałem zagrać i być przy narzeczonej, ale tak się nie dało. Myślałem o tym, że opuszczę mecz. Wie pan, jak to jest. Mnie nie ma, mój zastępca za gra mecz życia i od następnej kolejki mogę trafić na ławkę.

Jak zareagował trener?

Zaproponował, żebym zamknął oczy na pięć sekund i odpowiedział na pytanie: piłka nożna czy żona? Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden. Żona. Spojrzał na mnie: „No to wszystko jasne, jedziesz do szpitala”. Myślę, że spodziewał się takiej odpowiedzi, ale chciał mi uświadomić, jak ważny to dzień w moim życiu, wyjątkowy. Kamień spadł mi z serca. Z taksówki wysłałem mu wiadomość: „Dziękuję trenerze jeszcze raz”. Odpisał: „Jedź do szpitala, zajmij się żoną, dzieckiem i nie myśl o pierd... piłce”.

***

„Dziekanowski: Jak pokazać klasę w trudnym momencie”

Dwie refleksje po rozegranych w minionym tygodniu meczach Ligi Mistrzów oraz weekendowych spotkaniach Premier League. Pierwsza dotycząca kultury trenerskiej, druga – roli wielkiej gwiazdy w zespole. Ostatnio było dużo szumu wokół Jürgena Kloppa. Jego Liverpool w tym sezonie spisuje się gorzej niż w ubiegłym, kiedy sięgnął po mistrzostwo kraju. Przypomnijmy, że kibice The Reds czekali na kolejny tytuł 30 lat. W minionych tygodniach, a można to już liczyć w miesiącach, zespół niemieckiego szkoleniowca nie spisuje się aż tak dobrze. W sobotę po raz pierwszy od 22 lat The Reds dali się pokonać na własnym stadionie lokalnemu rywalowi, czyli Evertonowi. Faworytem rozgrywek jest Manchester City, który nad obrońcą tytułu ma już kilkanaście punktów przewagi. Tekst piszę przed spotkaniem City z Arsenalem, więc nie wiem czy jest to 19 punktów, 16 czy może 17, w każdym razie wydaje się, że szanse na mistrzowski tytuł ekipa Kloppa już pogrzebała.

Więcej TUTAJ

***

„Dudek: Liverpool musi… spotkać się na grillu”

Po 22 latach Everton wygrał na Anfi eld w derbach Merseyside. Z bólem serca muszę przyznać, że zasłużenie. Ktoś wyraźnie rzucił klątwę na zespół Jürgena Kloppa. Ostatnie sezony oszczędzały szatnię The Reds, ale teraz skumulowały się wszystkie nieszczęścia. Porażki, kontuzje i niemoc mentalna. To już nie jest dołek, to potężny dół! Jak z niego wyjść? Myślę, że teraz pochylają się nad tym wszystkie tęgie głowy, którym zależy na sukcesach Liverpoolu. Datę graniczną najprościej można byłoby postawić przy kontuzji Virgila Van Dijka, ale myślę, że problem The Reds jest znacznie szerszy. W ataku także się coś wypaliło. Tercet Salah, Mane, Firmino już nie czaruje. Wszystko posypało się jak domek z kart. Żeby przypomnieć sobie równie wielki kryzys The Reds, musiałem mocno pogrzebać w kartach historii, ale wreszcie znalazłem. Ostatni raz cztery domowe porażki miały miejsce w 1923 roku! To tylko pokazuje, że Anfield Road traci swoją siłę bez kibiców.

Więcej TUTAJ

***

W "Sporcie" same pomeczówki.


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się