Autor zdjęcia: Warta Poznań
Jak zostać wyrzutem sumienia? Lekcja na przykładzie Łukasza Trałki
Ironia losu to jedna z piękniejszych rzeczy w piłce nożnej. Oczywiście póki nie dotyczy ciebie czy twojego klubu, ale z perspektywy postronnego widza – wspaniałe. Dokładnie tak, jak fakt, że przez ostatni tydzień wyżej od Lecha w tabeli była Warta Poznań. Warta, którą do utrzymania prowadzi Łukasz Trałka.
Oczywiście aktualnie ten stan rzeczy znów się zmienił, ponieważ Kolejorz wygrał wczorajsze spotkanie ze Śląskiem, co prawdopodobnie dało też Dariuszowi Żurawowi chwilę oddechu. Nie jest jednak powiedziane – choć nie spodziewamy się tego – że Zieloni dziś nie przywiozna trzech oczek z Gliwic. A wtedy znów przeskoczyliby bogatszego i bardziej popularnego sąsiada.
Nie byłoby w tym jednak nic zdrożnego, gdyby nie rola defensywnego pomocnika w całej tej historii. Pamiętamy przecież w jaki sposób żegnał się z ekipą z Bułgarskiej. Albo nawet nie tyle z drużyną, co jej fanami. Delikatnie rzecz ujmując kapitan nie odchodził w glorii i chwale. Wręcz przeciwnie, fani Kolejorza prawie że na drugie imię dali mu „porażka”. Jakby to właśnie Łukasz, jeden jedyny, odpowiadał za przegrywane seriami mistrzostwa Polski czy kompromitacje z Żalgirisami i Stjarnanami. Chociaż faktycznie trzeba powiedzieć sobie jasno – polotu i finezji drużynie również nie dodawał.
W Warcie z kolei miał spokojnie dokończyć karierę przez rok-dwa i zawiesić buty na kołku. Tymczasem niespodziewanie Zieloni awansowali do Ekstraklasy, ekstraklasowy weteran ma się dobrze i nic nie wskazuje na to, by miało się to zmienić. Jednocześnie w „Przeglądzie Sportowym” zaznaczał: – Absolutnie dla mnie nie ma żadnego, bo my nie rywalizujemy z Lechem. Szczerze mówiąc, trzymam kciuki za Lecha, żeby wiodło mu się jak najlepiej i żeby na koniec zajął możliwie najwyższe miejsce.
Chcąc czy nie, robi jednak sporo, aby przynajmniej kibice uznali go za chodzący wyrzut sumienia. Jakkolwiek spojrzeć Trałka w tym sezonie liczbowo prezentuje się znacznie okazalej od wielu zawodników Kolejorza. Uzbierał już bowiem 6 oczek w klasyfikacji kanadyjskiej, na co złożyły się 2 trafienia oraz 4 asysty. A jak to wygląda u lechitów?
• Tymoteusz Puchacz – 0 goli, 1 asysta
• Alan Czerwiński – 0 goli, 3 asysty
• Jakub Moder – 4 gole, 2 asysty
• Filip Marchwiński – 1 gol, 0 asysty
• Dani Ramirez – 4 gole, 2 asysty
• Pedro Tiba – 2 gole, 4 asysty
• Jakub Kamiński – 1 gol, 1 asysta
• Jan Sykora – 0 goli, 2 asysty
• Michał Skóraś – 0 goli, 1 asysta
Dobrze, że chociaż Ishak nastukał więcej (7+1), bo już naprawdę ręce by nam opadły. Niemniej to dość ciekawy dysonans, iż dorobek polskiego weteran wygląda praktycznie identyczznie jak ten Tiby, podobnie do Ramirezowego i Moderowego, a znacznie lepiej od statystyk kilku innych piłkarzy. Żebyśmy się jednak dobrze zrozumieli – nie będziemy dowodzić, że lepiej byłoby odpalić Ramireza i wstawić tam Trałkę, albo że w ogóle spisałby się on lepiej na skrzydle niż Kamiński czy Sykora. To przecież byłby absurd. Trochę to jednak dowodzi, iż wieszanie na nim psów i snucie teorii typu „Lech nic nie osiągnie, póki będzie mu przewodził Trałka” było skrajnie niesprawiedliwe.
Ten sezon pokazuje zresztą dwie rzeczy. O jednej z nich opowiedział sam piłkarz w „PS”, więc oddajmy mu głos:
– Udowadnia pan bardziej doświadczonym zawodnikom, że mimo wieku można się rozwijać i poszerzać swoje możliwości w grze.
Absolutnie, jeśli tylko ma się chęci i pozytywną zajawkę do grania w piłkę, to można próbować nowych rzeczy. Oczywiście, to też musi być spójne z wizją trenera Piotra Tworka, który daje mi więcej swobody w ofensywie (…) Liczby są w porządku, ale to jest tylko dodatek. Pewnie, że to cieszy, ale najważniejsza jest drużyna, punkty i cel, jaki mamy do zrealizowania.
Po drugie pomocnik faktycznie pokazuje znacznie szerszy wachlarz możliwości niż ten, do którego przyzwyczaił nas w Lechu. Jakie byłyby wasze skojarzenia? Przecinak, przeciętny technicznie, nie podejmował ryzyka w rozegraniu, asekurancki. W Warcie natomiast… – Nie ma co się oszukiwać, że teraz jest więcej swobody i może trochę więcej radości – twierdzi sam bohater tego tekstu. Rzeczywiście widać to po nim. Częściej podłącza się do ataku, wchodzi w pole karne, posyła znacznie więcej kluczowych podań. Tych ma na koncie już 25 po 17 meczach, wcześniej przez cały sezon zaliczał co najwyżej kilkanaście. No i stałe fragmenty – nagle okazał się ich świetnym egzekutorem, zwłaszcza jeśli chodzi o rogi.
Czy zatem Lech powinien żałować, że ponad 1,5 roku temu puścił wolno doświadczonego defensywnego pomocnika? Nie, broń boże. Może właśnie dlatego Trałka jeszcze na koniec tak odpalił, ponieważ tamta formuła już się wyczerpała, a u Zielonych, jak sam wspomniał, gra sprawia mu po prostu więcej frajdy z racji znacznie mniejszej presji. I pod kątem marki klubu, i wymagań kibicowskich.
Cała ta historia jest jednak bardzo symboliczna, skoro w chwili największego kryzysu Lecha od lat, Łukasz Trałka zalicza jeden z lepszych sezonów w swej karierze. Emocjonujący jest ten ich korespondencyjny pojedynek, nieprawdaż?