Autor zdjęcia: Marcin Bulanda / PressFocus
Błyskotliwy, a teraz także skuteczny. Zmiana ustawienia uwolniła potencjał ofensywny Luquinhasa
Znamy w Ekstraklasie wielu zawodników, którzy mają opinię kozaków (słusznie), ale nie potrafią tego przelać na papier, czyli udokumentować liczbami. Najbardziej jaskrawym przykładem z tego sezonu jest Kenny Saief, ale przez długi czas podobny problem trapił Luquinhasa, który na wiosnę jednak udowadnia, że nie zapomina, jak strzelać gole.
Potrafi o robić, tylko musi mieć do tego odpowiednie warunki, czyli – mówiąc prościej – pozycję na boisku. Właściwie od początku jego pobytu w Legii, czyli lata 2019 roku, Aleksandar Vuković ustawiał Brazylijczyka na lewym skrzydle. Przynosiło to różne skutki – również pozytywne, nie ma co psioczyć – ale pełnia potencjału została z zawodnika wydobyta dopiero, gdy poczuł na plecach ciężar dychy. Jeśli chodzi o efektywność, wystarczy spojrzeć na liczby, jakie wówczas notował w zależności od pozycji.
Lewoskrzydłowy – 26 meczów, 2 gol, 2 asysty
Ofensywny pomocnik – 13 meczów, 3 gole, 6 asyst
I to nie jest tak, że Brazylijczyk nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zaczął grać świetnie w piłkę przy okazji zmiany pozycji. Owszem, na środku wyglądał lepiej, ale nie na tyle, by mówić o wielkiej przemianie. Po prostu jego swoboda przemieszczenia się i mobilność to cechy które potrafi wykorzystywać, gdy ma więcej przestrzeni. Na środku daje mu to większe pole do popisu niż w przypadku biegania po skrzydle. Tam nie może sobie aż tak często pozwalać na wypady do środka, czy łamanie schematu. Choć i tak nie może narzekać, bo nie każdy klub ma takich piłkarzy, jak Filip Mladenović, dla których wchodzenie w buty skrzydłowego jest normalnością. Wtedy Brazylijczyk ma więcej możliwości, ale tak czy siak – jedna zmiana determinuje kolejną.
Jesienią ubiegłego roku sytuacja się powtórzyła. Z jednej strony, oglądając mecze Legii, widzieliśmy, że bliżej Luquinhasowi do kozaka niż średniaka. Był postacią wyróżniającą się, na pewno lepszą jakościowo niż Wszołek, czy Kapustka, ale nie odbijało się to na liczbach. Ktoś może powiedzieć, że się czepiamy, ale fakt faktem – od zawodników ofensywnych oczekuje się konkretów. Nikt nie piałby z zachwytu nad Pekhartem, gdyby ten – mimo że świetnie prezentuje się na boisku – zgromadził 1/3 swojego obecnego dorobku bramkowego, ale bardzo dobrze się zastawiał w polu karnym. Nie, ostatecznie nie na tym to polega.
Dlatego, z perspektywy Luquinhasa, jak i samej Legii, jednym z lepszych kroków Czesława Michniewicza była zmiana ustawienia z najbardziej preferowanego w ubiegłym roku 4-2-3-1 na to z trójką obrońców, czyli 3-4-3. W tym systemie Brazylijczyk jest – razem z Bartoszem Kapustką – mobilną „10”. Zaletą jest tutaj częsta wymienność pozycji w fazie ataku – obaj piłkarze na początku schodzą głębiej do środka, a gdy akcja postępuje, wchodzą w buty typowych rozgrywających, bocznych lub środkowych napastników – w zależności od potrzeb. Podobnie to wygląda w Rakowie, gdzie trudno tak naprawdę przypisać jedną pozycję Iviemu Lopezowi, czy Davidovi Tijaniciowi.
Ale dobra, jesteśmy przy Luquinhasie. Jak na dłoni widać zatem, że jego efektywność wraz ze zmianą ustawienia (czyli od meczu z Rakowem) znacznie wzrosła. Wystarczy spojrzeć na suche liczby:
Pierwsze 13 meczów tym sezonie w lidze – 17 strzałów na bramkę, w tym 2 celne, 3 asysty
Ostatnie 3 mecze w tym sezonie w lidze – 11 strzałów na bramkę, w tym 8 celnych, 3 gole
Ponad cztery razy mniej minut spędzonych na boisku, cztery razy więcej strzałów celnych przy mniejszej o około 1/3 liczbie strzałów i tyle samo kluczowych cyferek przy nazwisku. Czesław Michniewicz wreszcie znalazł Luquinhasowi miejsce na boisku, dzięki któremu ten może wykrzesać swój potencjał ofensywny w pełni (?). Dzięki temu również boczni obrońcy (Mladenović i Juranović), mimo że mają więcej do roboty jeśli chodzi o samo poruszanie się po boisku, to nie tracą swoich atutów. To powoduje, że siła rażenia jest najzwyczajniej w świecie większa niż wcześniej, a potencjał osobowy niezmienny.
Mamy tylko nadzieję, że Czesław Michniewicz w pewnym momencie nie zrezygnuje z tego stylu, bo jak widać, konkretnym zawodnikom ważnym dla zespołu pomaga on się odpowiednio wkomponować. I jak na razie w większości przynosi to profity zarówno w aspekcie widowiskowym, jak i punktowym.