Autor zdjęcia: Paweł Jaskółka / PressFocus
Jak bardzo sytuacja w tabeli może zmienić się przez miesiąc?
Przy tak spłaszczonej tabeli, jaką mamy w Ekstraklasie w tej chwili, dziać się mogą różne rzeczy. Klif, z którego spada się do otchłani wcale nie jest perspektywą odległą, tak samo zresztą, jak i raj jest na wyciągnięcie ręki.
Albo mówiąc po piłkarsku – na wyciągnięcie kilku meczów. Bo tak się składa, że do miejsca w tabeli nie ma co się w tym sezonie zbytnio przywiązywać. Z psychologicznego punktu widzenia może jest ono ważne dla kibiców, czy samych piłkarzy. Przecież kilka punktów przewagi nad ostatnim miejscem to już wizja walki o utrzymanie do końca sezonu, rwanie włosów z głowy i snucie czarnych scenariuszy, a sama pozycja w tabeli może być tylko początkiem efektu kuli śniegowej. Dramatyzowanie albo przesadna ekstaza dostrzegana jest na każdym etapie sezonu. Jednak patrząc trzeźwym okiem, cyferka przy nazwie klubu, gdy jest do rozegrania jeszcze kilkanaście meczów, nie ma w zasadzie większego znaczenia.
Udowadnia to przede wszystkim kilka klubów, którym na wiosnę idzie albo wybitnie dobrze, albo skrajnie źle. A przypominamy, minęły dopiero cztery kolejki w tym roku.
Warta Poznań
Gdyby ktoś pod koniec roku nam powiedział, że Warta będzie najlepszą drużyną w lidze po czterech meczach rundy wiosennej, to byśmy go wysłali do Tworek. Gra słów jest w tym wypadku przypadkowa, bo Piotr Tworek nie ma żadnych powodów sportowych, by tam się wybierać. No chyba że zda sobie sprawę, że wiosną zdobył ze swoim zespołem tylko trzy punkty mniej niż w całej rundzie jesiennej – wtedy może doznać lekkiego szoku. Przecież po grudniowej porażce we Wrocławiu Wartę i ostatnie Podbeskidzie dzieliły tylko cztery punkty. Ba, poznaniacy byli na trzecim miejscu od końca, a jak jest teraz, zaledwie niecały miesiąc po wznowieniu rozgrywek? 9. miejsce w tabeli, więcej punktów niż Lech Poznań i strata do podium wynosząca mniej niż przewaga nad ostatnią Stalą. Jak niewiele czasu potrzeba, by zmienić tak wiele…
Podbeskidzie Bielsko-Biała
W Bielsku-Białej wiedzą o tym jeszcze lepiej, mimo że w tabeli nie jest to może aż tak widoczne. Ale w liczbie punktów – owszem. Kogo nie zapytać po rundzie jesiennej – wszyscy jako pierwszego kandydata do spadku wymieniali właśnie Podbeskidzie. I trudno się dziwić, w końcu najgorsza od ponad 16 lat na tamtym etapie defensywa w lidze nie zwiastowała niczego dobrego. Transfer Rafała Janickiego odbierano częściej śmiechem aniżeli poklaskiem. A tu się okazuje, że sam Janicki zrobił beniaminkowi 6 punktów na wiosnę! Podopieczni Roberta Kasperczyka z czteropunktowej straty do 15. lokaty wybili się na wiosnę właśnie na tę pozycję – co prawda Stal ma w zanadrzu jeszcze zaległy mecz, przez co sytuacja może ulec zmianie, ale ważniejsza od samych liczb jest tutaj przemiana psychiczna oraz jakościowa widoczna w konkretnych spotkaniach. To już zupełnie inne Podbeskidzie, wcale nie będące murowanym kandydatem do spadku.
Cracovia
Co prawda najszerszym echem odbiła się nieprzyjęta przez Janusza Filipiaka dymisja Michała Probierza po pierwszym spotkaniu, ale wyniki Cracovii, mimo że nie tak nośne, są znacznie gorszym sygnałem. Dwie porażki, dwa remisy, jeden gol i gra, która wypala oczy. Szybko się okazało, że nikt nie może czuć się w tej lidze pewnie dopóki nie ustabilizuje formy. „Pasy” zimą okupowały środek tabeli, nie rzucały się w oczy, a raczej niewielu brało ten zespół pod uwagę w kategoriach degradacji. Teraz? Sytuacja wygląda co najmniej nieciekawie, bo wielkimi krokami w tył Cracovia zbliża się do ściany i nie mamy wrażenia, jakoby ktokolwiek tam był w stanie wcisnąć hamulec. Tylko cztery mecze, a przewaga nad przedostatnim Podbeskidziem stopniała z siedmiu punktów do jednego.
Raków Częstochowa
Przykład z przeciwległego bieguna, ale wniosek ten sam. Bęcki w trzech pierwszych meczach tego roku i od razu rzeczywistość ligowa się zmienia. Była pozycja wicelidera i punkt straty do Legii, jest trzecie miejsce z pięcioma oczkami do tyłu i topniejącą przewagą choćby nad Lechią Gdańsk. Lechią, która jeszcze dwie kolejki temu pałętała się w drugiej połowie tabeli, a los trenera Stokowca wydawał się być przesądzony. Gdyby nie ostatnie zwycięstwo Rakowa nad żenującym ostatnimi czasy Zagłębiem, mogłoby się zrobić gorąco. Ale i tak perspektywa walki o mistrzostwo Polski, która przecież dopiero co była tak realna, nagle nieco odjechała.
Tylko że za chwilę może znowu być realna. Tabela, w której 13. Piast Gliwice do 4. Górnika traci sześć punktów jest na tym etapie wyłącznie ciekawostką.