Autor zdjęcia: wisla.krakow.pl
Był w jedenastce niedocenianych w Rosji i… wyrzucił Spartę z europejskich pucharów. Radaković ma jednak papiery na granie
Wisła Kraków musiała w ostatnich godzinach okna transferowego wzmożyć poszukiwania stopera, bo w tej chwili z nominalnych graczy na tej pozycji zostali jej tylko Michal Frydrych oraz dwóch młodzieżowców. Wydaje się jednak, że wybrała naprawdę naprawdę nieźle, mimo że kibice Sparty Praga o Urosu Radakoviciu nie mają, mówiąc łagodnie, najlepszego zdania.
Z jednej strony to już trzeci sprowadzony w tym roku środkowy obrońca przez „Białą Gwiazdę”. Z drugiej jednak, z żadnego z nich trener Peter Hyballa pożytku nie ma. Tim Hall zwiał po paru dniach, a Souleymane Kone na jednym z pierwszych treningów doznał kontuzji, która wyeliminuje go na kilka tygodni. Ze zdrowych graczy mogących grać na pozycji stopera pozostali więc tylko przestawiony z lewej obrony Maciej Sadlok, ściągnięty z wypożyczenia do Stomilu Olsztyn Serafin Szota oraz Daniel Hoyo-Kowalski, którego Wisła chce wprowadzać bardzo ostrożnie.
W aktualnej sytuacji klubu z Grodu Kraka trzeba było więc ściągnąć doświadczonego środkowego obrońcę i osoba Urosa Radakovicia na pierwszy rzut oka wygląda bardzo w porządku.
Po pierwsze, z uwagi na jego CV. Piłkarsko ukształtowany został w Bolonii, dokąd wyjechał z Crvenej zvezdy Belgrad. W swojej karierze występował w klubach raczej wyżej notowanych od Wisły, może z wyjątkiem Sigmy Ołomuniec.
Po drugie zaś z powodu, że powinien być gotowy do gry w zasadzie od razu. Ostatni mecz 26-letni Serb rozegrał wprawdzie 30 listopada, więc blisko trzy miesiące temu, ale od początku tego roku regularnie trenował ze Spartą Praga, jednocześnie poszukując nowego klubu.
W stolicy Czech występował przez półtora roku, przychodził z mianem jednego z najlepszych obrońców czeskiej ligi, gdy występował w Sigmie. Pochwał nie szczędzili mu ówczesny trener Sparty Vaclav Jilek oraz Roman Hubnik, który niegdyś przez chwilę tworzył z nim parę stoperów na Morawach. - Był kreatywnym stoperem o przyzwoitej technice i świetnych warunkach fizycznych, dzięki czemu był niebezpieczny przy stałych fragmentach gry. Z tego powodu Sparta go kupiła, szukali takiego zawodnika - wtóruje im Jakub Dvorak, dziennikarz Denik Sport. Spodziewano się, że będzie obrońcą, jakiego na Letnej szukano od dawna. I początkowo faktycznie miał pewne miejsce w składzie praskiej drużyny, ale z biegiem czasu zaczął popełniać coraz więcej błędów. Jego dalszy pobyt w stolicy Czech ostatecznie przekreślił przegrany 1:3 mecz ze Slovanem Liberec, w którym był niezwykle elektryczny, a na domiar złego jeszcze bezpośrednio przyczynił się do utraty pierwszego gola, gdy niedokładnie wybił piłkę i Tomas Malinsky wyprowadził niżej notowanego rywala na prowadzenie.
Gdy był w Sigmie tworzył dobrze uzupełniający się duet z Vaclavem Jemelką. Bez niego jakoś się pogubił, w pierwszym sezonie w Sparcie trochę błędów popełniał (inna sprawa, ze cała Sparta była kulawa). Ostatnio, gdy grał poza Czechami, nie przyglądałem mu się. Ale rozgarnięty kluk
— Grzegorz Rudynek (@GRUdynek) February 24, 2021
W Rosji i Kazachstanie jednak nie zawodził tak, jak w Pradze. Ba, po pierwszej rundzie gry dla FK Orenburg trafił nawet do jedenastki najbardziej niedocenianych zawodników, przygotowanej przez portal championat.com. W uzasadnieniu pisano, że bardzo dobrze gra w powietrzu, był skuteczny w odbiorze, a do tego dobrze wypadał w statystykach zablokowanych strzałów oraz wybić. - Jesień w jego wykonaniu wyglądała naprawdę dobrze. Nie pękał w starciu z dużymi markami. Spotkania ze Spartakiem i Krasnodarem na wyjeździe oraz Dynamem Moskwa u siebie należały do najlepszych jego występów podczas pobytu w Orenburgu. Wiosną było już gorzej, bo klub posypał się organizacyjnie i finansowo. Radaković z kolei końcówkę rundy stracił przez koronawirusa – mówi nam Karol Bochenek, specjalista od futbolu w krajach wschodnich.
W Astanie z kolei świetne mecze przeplatał fatalnymi. Na ogólnie całkiem niezłe wrażenie, jakie pozostawił po sobie w Kazachstanie, rzutuje mecz z Kajratem Ałmaty, po którym podjęto decyzję, że nie zostanie wykupiony. Został wkręcony wtedy w ziemię przy pierwszym golu, potem niedbale wybił piłkę przy drugim, a na koniec jeszcze zdobył samobójczą bramkę. Choć dograł sezon do końca w pierwszym składzie, to nikt w kazachskim klubie nie wiązał z nim większych planów.
Nie sprzyjają mu też europejskie puchary. Jeszcze w Sparcie uczestniczył w kompromitującej porażce 0:2 ze Spartakiem Subotica, a potem w rewanżu przy wyniku 2:0 dla prażan i zbliżającej się dogrywce sprokurował w zupełnie niegroźnej sytuacji rzut karny, za co czescy kibice do dziś mają do niego pretensje, twierdząc, że wyrzucił ich klub z Ligi Europy. Mówiąc krótko, w Pradze nie jest wspominany z uśmiechem na ustach.
Już grając dla mistrza Kazachstanu wziął natomiast udział w strzelaninie z Dinamem Brześć 3:6, chociaż akurat po tym spotkaniu nikt nie miał do niego większych pretensji, bo skład lepiony był naprędce. Za to więcej wymagać trzeba było od niego w batalii z Buducnostią Podgorica, przegranej 0:1. Generalnie jednak, choć słabe spotkania mu się zdarzały, to nie były regułą. - Jego pobyt w lidze kazachskiej można ocenić jako całkiem okej, ale jednak częściej się mylił niż w Orenburgu. W Astanie presję miał większą niż w Rosji, dlatego jego błędy były bardziej uwypuklane – twierdzi Bochenek.
Generalnie jednak jak na szukanego w ostatniej chwili stopera, Wisła wcale nie trafiła źle. - To interesujący zawodnik. Ma odpowiedni wzrost, świetne warunki fizyczne i dobre podanie. Nie jest jednak liderem, czasem popełnia błędy pod presją - podsumowuje Dvorak.
Może nie jest to więc poziom Michala Frydrycha, ale powinien być wartościowym uzupełnieniem Czecha. Podczas gry Radakovicia w Sparcie mówiono, że brakuje mu starszego partnera ze środka obrony, który by go wspierał. Lepiej sprawdzał się w parze z Lukasem Stetiną jako numer dwa niż grając z młodszym od siebie Davidem Hancko czy Costą Nhamoinesu, z konieczności przestawianym na środek obrony. Wydaje się zatem, że duet z doświadczonym Frydrychem powinien wypalić.