Autor zdjęcia: Własne
Tułacz: Ofertę Podbeskidzia odrzuciłem z ciężkim sercem. Mecz na Wembley na razie niezagrożony. Kapustka musi poczekać
W poniedziałkowej prasie przeczytamy między innymi duży wywiad z trenerem Puszczy Tomaszem Tułaczem, dowiemy się, czy mecz z Anglią na Wembley jest zagrożony i czy jest ewentualnie jakaś alternatywa
„PRZEGLĄD SPORTOWY”
„Dziekanowski: Kapustka, czyli trzeba poczekać do wiosny”
Wiemy, ile Kapustka w Leicester pograł (niewiele), ale wiemy też, że talentu mu nie brakuje. Ale czy można już powiedzieć, że w Polsce jest jednym z najlepszych piłkarzy? Że na nim opiera się gra Legii? Czy może na razie ma tylko przebłyski? Moim zdaniem poprzeczka musi wisieć o wiele wyżej. Dla mnie te przebłyski to jak tych kilka cieplejszych dni w ubiegłym tygodniu: zwiastują coś dobrego, ale do wiosny jeszcze kawałek. Trzeba wymagać od niego znacznie więcej w Legii, tym bardziej w perspektywie powołania do reprezentacji. Ja nie widzę w nim jeszcze ani wysokiej, stabilnej formy, ani aż tak wyraźnej determinacji.
Zbyt wczesny powrót mógłby na niego źle podziałać, zdemotywować. Przekonać go, że już jest dobrze, a byłoby to zakłamywaniem rzeczywistości. Inna sprawa to fakt, że w Legii trener Czesław Michniewicz znalazł mu miejsce na środku pomocy, w kadrze grał zazwyczaj na skrzydle. Dla zawodnika, który jest w wysokiej formie, nie jest to wielki problem, pomaga mu rozszerzyć możliwości, ale jeśli nie czujesz się pewnie, nie jesteś w najlepszej dyspozycji, grając na jednej pozycji w jednej drużynie, nie będziesz się lepiej czuł na innej pozycji w innej drużynie. Krótko mówiąc: poczekajmy z tymi komplementami pod adresem Kapustki jeszcze chwilę, co najmniej do tej prawdziwej wiosny. Dajmy mu się wykazać, osiągnąć jakiś sukces (mistrzostwo lub Puchar Polski). A wtedy, może latem, nie będzie już żadnych wątpliwości co do jego powołania.
Więcej TUTAJ
***
„Dudek: Przyjazd Sousy to coś więcej niż kurtuazja”
Za każdym razem, gdy selekcjoner pojawia się na naszych stadionach, to w głowach piłkarzy pojawia się myśl, że selekcja nie została jeszcze zamknięta. To wyzwala dodatkowe nadzieje i pokłady energii. Myślę, że przyjazd Sousy to coś znacznie więcej niż kurtuazja. Portugalczyk poszukuje i będzie to robił do samego końca, bo widzimy, że sytuacja w kadrze może być bardzo podobna do tej, którą obserwujemy w piłce klubowej. Mam na myśli sporą liczbę kontuzji i natężenie spotkań. W tym aspekcie trener nie może dać się zaskoczyć tak, jak Jürgen Klopp, który nie był na to odpowiednio przygotowany. Niemiec liczył na to, że poradzi sobie z tą kadrą, którą posiada, a jednak w obliczu wielu kontuzji Liverpool ma problem. Ogromnym kapitałem Sousy jest obecność w sztabie Huberta Małowiejskiego, który zna dokładnie wszystkich zawodników od mojego pokolenia do dzisiejszego. Pytanie brzmi, jak będzie chciał grać nowy selekcjoner? Czy zastosuje wariant z trzema obrońcami, co dla naszej reprezentacji byłoby pewną modyfikacją, czy nie będzie zbyt wiele zmieniał? Słyszeliśmy, że Sousa rozmawiał z kadrowiczami za pomocą wideokonferencji. Ważne, żeby oni już teraz usłyszeli od Portugalczyka kluczowe informacje taktyczne. Po to, żeby grając w swoich klubach, mieli świadomość i czas na przeanalizowanie swojej roli w kadrze. Najważniejsze, żeby Sousa był gotowy na problemy poszczególnych piłkarzy, a tych nie brakuje.
Więcej TUTAJ
***
„Co z tym Wembley?”
Mecze Polaków na Wembley zawsze wyjątkowo ekscytują kibiców. 31 marca nasza reprezentacja ma rozegrać w Londynie spotkanie eliminacji mistrzostw świata z Anglikami i powalczyć o to, by po raz drugi w historii wygrać z tą drużyną – jedyny raz udało się to 6 czerwca 1973 roku. Czy jednak ten mecz na pewno odbędzie się w Wielkiej Brytanii?
– Na ten moment ma być rozgrywany tam, gdzie od początku planowano, czyli na stadionie Wembley – informuje nas sekretarz generalny PZPN Maciej Sawicki. Jednak kilka razy powtarza sformułowanie „na ten moment”. Pewności nikt w czasach pandemii mieć nie może, a w tej kwestii wątpliwości są o tyle większe, że sytuacja w Wielkiej Brytanii jest wyjątkowo trudna.
– Federacje rozmawiają ze swoimi rządami, by był specjalny korytarz dla piłkarzy, którzy są grupą bardzo często badaną. Wydaje mi się, że uda się to wypracować – twierdzi Sawicki. Specjalny korytarz, o którym mówi, to wyjęcie danej grupy spod lokalnych regulacji dotyczących m.in. kwarantanny. To bardzo ważna informacja i dla klubów, i dla zawodników.
Więcej TUTAJ
***
„Borek: Zaczynamy maraton”
Jeszcze tylko trzy tygodnie i zaczniemy poznawać pomysł Paulo Sousy na grę reprezentacji Polski. Terminarz gier kadry w 2021 roku jest niesamowicie intensywny, by nie powiedzieć przeładowany. W ciągu niespełna ośmiu miesięcy Biało-Czerwoni rozegrają minimum piętnaście meczów, a oceniając realnie siłę naszej kadry, regulamin EURO oraz zasady kwalifikacji do mistrzostw świata, powinno ich być prawie dwadzieścia. Marcowy plan zajęć jest też niesamowicie napakowany, bo przecież tak naprawdę w ciągu tygodnia rozegramy trzydzieści procent eliminacji mundialu w Katarze. Kibice kadry czekają na start tych rozgrywek z utęsknieniem, podekscytowaniem, nadzieją, ale też i jednak z pewną niepewnością oraz znakami zapytania. Jestem bardzo ciekawy, ile czasu, jednostek treningowych, odpraw taktycznych i wreszcie meczów będzie potrzebował Paulo Sousa, by postawić swoją pieczątkę na futbolu Roberta Lewandowskiego i kolegów. Zastanawiam się, czy w naszym podstawowym ustawieniu taktycznym nastąpią tylko drobne korekty, czy też zajdą rewolucyjne zmiany. Wreszcie ilu graczy ze starej gwardii nie dostanie powołania, a ilu do tej pory nieobecnych w kadrze przyjedzie na najbliższe zgrupowanie.
Więcej TUTAJ
***
„Strzelił gola dla taty”
W Zabrzu błysnął Kostorz, ale nie tylko o nim warto wspomnieć. Gdybyśmy mieli jeszcze kogoś wyróżnić, byłby to Bartosz Kapustka. Golem strzelonym w Zabrzu potwierdził właściwy kurs obrany na powrót do formy. Wielu widzi już legionistę w reprezentacji, ale o zaufanie Paulo Sousy musi jeszcze się postarać. Na razie nie znalazł się w gronie czterdziestu piłkarzy, z którymi nowy selekcjoner chciał porozmawiać. Ale Kapustce taki spokój wokół niego służy i niech z niego korzysta.
***
„Bugajski: Tiba, czyli milion w rozumie”
Są mecze, w których o zwycięstwie decydują jednostki. Lech nie pokonałby Warty (2:1), gdyby na boisku nie było Pedro Tiby. Jeśli na każdym kroku apelujemy, by do ekstraklasy sprowadzać w miarę solidnych obcokrajowców, którzy mogą podnieść poziom krajowych rozgrywek, a nie tylko zapełniać składy i wypychać z nich polskich zawodników, mamy na myśli takich gości jak środkowy pomocnik Lecha. Co ważne, nie był to żaden eksperyment. Lech zatrudniał piłkarza z dobrą przeszłością. Nawet miał epizod w kadrze narodowej Portugalii, a to już nie są żarty. Powołanie dostał od Paulo Bento. W reprezentacji co prawda nie zagrał, ale w 2014 roku był rezerwowym w meczu kwalifikacji do mistrzostw Europy z Albanią. O tyle nie powinien się tym przesadnie chwalić, że Portugalczycy na własnym terenie sensacyjnie przegrali 0:1. Ha, może dlatego, że na boisku nie było Tiby?
Więcej TUTAJ
***
„Tułacz: Nie wszyscy odnajdą się w Puszczy”
Ile razy mógł pan odejść z Puszczy?
Nie chcę teraz opowiadać, ile to miałem propozycji. Zabrzmi to, jakbym był próżny. Jedne oferty były bardziej konkretne, inne mniej.
Jaka była ta z grudnia od Podbeskidzia?
Tajemnicą już nie jest, bo publicznie opowiedział o niej prezes Bogdan Kłys. Mogę o tym mówić.
Spotkaliście się w Wieliczce. Beczki soli może nie zdążyliście zjeść, ale stał się pan dla prezesa pierwszym wyborem. Wracał z przeświadczeniem, że znalazł trenera dla Podbeskidzia.
Złapałem kontakt z pionem sportowym Podbeskidzia, prezesem. Miałem przekonanie, że wiem, w jaki sposób utrzymać zespół. Podobny pomysł stosuje teraz trener Robert Kasperczyk.
Czyli futbol skrojony na miarę, pragmatyczny.
W rozmowie z prezesem zgodziliśmy się, że w sytuacji, w jakiej znalazło się Podbeskidzie, efekt mogą przynieść właśnie takie środki. Patrzę dziś na ten zespół i to się potwierdza. Trzymam kciuki za trenera Kasperczyka i Górali, żeby utrzymali się w ekstraklasie.
Z ciężkim sercem odrzucał pan tamtą propozycję?
Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie.
Zadecydowały sprawy rodzinne.
Mam 51 lat. Może się wydawać, że piłka nożna jest dla mnie najważniejsza, ale jeszcze ważniejsza jest rodzina. Jej trzeba się trzymać. Na szczęście dziś problemy zdrowotne są już poza nami. Szczególnie ostatni okres staram się spędzać z dziećmi. To mi trochę uciekło, jeśli chodzi o moje życie jako ojca.
„SPORT”
„W pogoni za legendą”
Dla polskiego snajpera były to ligowe bramki nr 27 i 28, a ich zdobycie dziwić nikogo nie mogło. W ostatnich 13 kolejkach „Lewy” tylko raz nie wpisał się na listę strzelców, w starciu z Herthą Berlin, kiedy – to ironia losu - nie wykorzystał rzutu karnego. Do końca sezonu zostało 11 kolejek, więc chyba zasadne jest prześledzenie, jakie szanse ma 32-latek na pobicie legendarnego rekordu Gerda Muellera, który w rozgrywkach 1971/72 zdobył aż 40 goli. Na tym samym etapie sezonu Niemiec miał wtedy 25 bramek, lecz zaczynał wówczas swoją niesamowitą serię 5 meczów, w których zdobył 11 goli. Między kolejkami 24 i 34 „Bomber” aż trzy razy skompletował hat trick, zaś w kolejce 21. strzelił 5 bramek drużynie RW Oberhausen!
Na tym właśnie polegała siła Muellera - na wybitnych, acz „pojedynczych” występach. Lewandowski częściej strzela po jednym golu, jest bardziej regularny. Warto tylko dodać, że po 9 kolejkach sezonu 1971/72 Niemiec miał na koncie ledwie... trzy bramki. Jedno jest jednak pewne - jego rekord z całą pewnością może zostać pobity, choć „Lewemu” przydałby się „profilaktyczny hat trick”.
„GAZETA WYBORCZA”
„100 lat Górskiego, 80 lat Wagnera”
Wagner – hałaśliwy, zawsze na wojnie, wystrzeliwujący rozkazy, już jako zawodnik wzbudzał u kolegów strach; Górski – cichy, miły, unikający wchodzenia w bezpośrednie zwarcie, podejmujący decyzje bez manifestowania światu, kto rządzi. Wagner – niesterowalny, obejmuje reprezentację w wieku zaledwie 32 lat, tuż po zejściu z boiska, i posadę właściwie bierze sobie sam, po uprzednim poinstruowaniu szefów siatkówki, że nikt inny się nie nadaje. Górski – pasowany na selekcjonera po długim gromadzeniu trenerskich doświadczeń, po przejściach i z reputacją potulnego, potrafi się podzielić zasługami z otoczeniem.
I wreszcie – pyskaty Wagner na powitanie wypala, że „interesuje go tylko złoto”, a potem werbalną kanonadę jeszcze wzmaga, natomiast Górski wzbudza emocje letnie, niczego nie obiecuje i nie musi, bo Polacy przyzwyczaili się do porażek, a w trakcie kadencji rzuca filozoficznymi sentencjami o „meczu, który można wygrać, przegrać albo zremisować”. Współczesna publika zareagowałaby bezzwłocznie, potencjał memogenny widać tutaj niezmierzony.
Więcej TUTAJ