Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Pawel Jaskolka / PressFocus

Drudzy napastnicy, czyli lista wstydu Lecha. Aron Johannsson ostatnią deską ratunku dla Kolejorza

Autor: Mariusz Bielski
2021-03-02 11:55:30

O wielu wtopach sterników Lecha z ostatniej dekady można byłoby napisać doktorat. Jednym z ważniejszych rozdziałów byłby na pewno ten, dotyczący skautingu napastników, który od wieeeelu lat pozostawia wiele do życzenia. Dlatego tym większe nadzieje wiąże się w Poznaniu z Aronem Johannssonem.

Bynajmniej nie chodzi o CV, które oczywiście też ma mocne jak na Ekstraklasę. Otarł się o Bundesligę w Werderze, sporo strzelał w Eredivisie w barwach AZ Alkmaar, a wcześniej jeszcze w lidze duńskiej. W Szwecji też raczej na niego nie narzekano, 19 występów w seniorskiej reprezentacji Stanów Zjednoczonych również robi swoje.

Czy mając to wszystko na względzie jesteśmy zdziwieni jego mocnym wejściem do Lecha? Ani trochę. Dla przypomnienia – nowy napastnik poznaniaków póki zagrał zaledwie 2 razy i wpakował po sztuce zarówno Śląskowi jak i Warcie. W dużym stopniu przyczynił się więc do przełamania kryzysu zespołu i wywalczeniu przez niego 6 oczek. Czyli dokładnie tyle samo, ile podopieczni Dariusza Żurawia ugrali w poprzednich 6 starciach. 

Ważne to o tyle, że przecież zespół ten nie zaczął nagle olśniewać nas blaskiem z końcówki poprzedniego i początku obecnego sezonu. Gole Johannssona wcale nie były efektami mozolnie budowanych, błyskotliwych akcji, lecz raczej efektem jego zmysłu sępa. Sytuacyjnego odnalezienia się w polu karnym, gdy musisz zrobić coś z niczego. A to z jednej strony kamyczek do ogródka całego zespołu, który nadla męczy bułę. Z drugiej rzecz godna pochwały w kontekście samego napastnika. Z trzeciej – duża nadzieja dla kibiców. Ci wreszcie mają prawo sądzić, iż pierwszy raz od dawna Lech będzie miał dwóch sensownych snajperów w kadrze, co pozwoli mu też znacznie częściej wygrywać mecze, w których ewidentnie nie układa mu się gra.

Sorry, drogi Filipie Szymczaku. Bez wątpienia masz talent, ale doświadczenie jeszcze nie na tyle duże, by godnie zastępować Mikaela Ishaka.

– Obecność Arona w zespole daje nam możliwość gry na 2 napastników – stwierdził zresztą sam Dariusz Żuraw, a przecież wiemy doskonale, że nie jest on wielkim orędownikiem takiego ustawienia. Opcje opcjami, lecz przede wszystkim liczy się to, iż nowy nabytek Kolejorza nie zawiódł, kiedy Szweda zabrakło. Wcześniej, delikatnie mówiąc, wyglądało to cienko, gdy akurat Mikael zagrać nie mógł.

  • 0:1 z Wisłą Kraków
  • 1:1 z Górnikiem
  • 0:1 z Wisłą Płock
  • 3:2 ze Zniczem
  • 0:0 z Radomiakiem

Łącznie 5 meczów, 4 strzelone gole, z czego jednak jeden po rożnym, a pozostałe 3 wbite zespołowi z drugiej ligi. 

Oczywiście nie chcemy przez to powiedzieć i zapewniać was wszystkich, że Johansson będzie ładował bramki dosłownie w każdym kolejnym spotkaniu. Równie dobrze może się zaraz zaciąć i okazać się nie wypałem. Chodzi nam raczej o wykazanie faktu, jak bardzo Lech od wielu lat miał klopoty ze znalezieniem sensownych napastników. O ile jeszcze snajperów numer 1 udawało się w miarę dobierać, czego dowodami są Gytjkaer, Ishak czy wcześniej Robak, o tyle zawodnicy, którzy mieli z nimi rywalizować… No dramat.

Żeby znaleźć parę, która naprawdę udanie ze sobą konkurowała, należy cofnąć się do czasów Kownackiego oraz Robaka, chociaż też należy pamiętać, iż pierwszy z wymienionych często śmigał po skrzydle, a nie tylko na szpicy. Niemniej – to w zasadzie jedyny taki przypadek na niemal całą dekadę.

Mamy za to piękny wykaz pomyłek sterników Lecha – Kaczarawa, Żamaledtinow, Dioni, Koljić, Chobłenko, Nielsen, Thomalla czy Ubiparip to iście legendarne wtopy. Z wielu z nich kibice do dziś słusznie drą łacha. A jednocześnie mając ich wszystkich w pamięci modlą się, by Aron nie poszedł ich śladem. Nie można się temu dziwić ani trochę.

W porównaniu z innymi podupadłymi gwiazdami, które też niedawno trafiły do Ekstraklasy – jak Stoch czy Boakye – Amerykanin islandzkiego pochodzenia ma dodatkową zaletę. Mianowicie nie trzeba było go odbudowywać i marnować mnóstwa czasu. Wiecie przecież doskonale jak to czasem bywa. Przychodzi zawodnik, zanim dojdzie do siebie miają długie tygodnie lub nawet miesiące, w tym okresie zespół w sumie przegrywa walkę o cel, w którym ów nabytek miał pomóc i w sumie z teoretycznie sensownego wzmocnienia robi się niepotrzebna ekstrawagancja. Tak przecież może być na przykład ze wspomnianym Stoche, który z Zagłębiem Lubin podpisał kontrakt zaledwie do końca bieżącego sezonu. I tu jeszcze jedno pole do pochwały dla Lecha – Johannsson dołączył do niego na dłużej, a w dodatku istnieje ponoć klauzula, która pozwoli klubowi przedłużyć z nim kontrakt na 2 lata. O ile oczywiście facet się sprawdzi.

Lech zresztą czekać nie mógł, biorąc pod uwagę jego sytuację w tabeli oraz Pucharze Polski. Ostatniej nadziei na kwalifikację do pucharów kolejnym sezonie. Odpowiedzialność za powodzenie tej karkołomnej misji w dużej mierze spoczywa właśnie na barkach Arona. Nie oszukujmy się – bez niego szanse na ostateczny triumf przy jednoczesnej absencji Ishaka byłby znikome.


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się