Autor zdjęcia: Własne
Pazdan: Nie chciałem wyskakiwać ludziom z lodówki. Wyparło: ŁKS wykorzystywał moją lojalność. Kowalczyk: Szabanow to parodysta
Warto sięgnąć po dzisiejszą prasę choćby ze względu na liczbę rozmów - z Pazdanem, legendarnym Bodziem W., Sadlokiem, Janzą czy... Wiceprezydentem Częstochowy. Oprócz tego dużo ekstraklasowo-pierwszoligowego czytania.
PRZEGLĄD SPORTOWY
„Gole dla zmarłego brata”
„Gola ze Skënderbeu dedykuję bratu – powiedział po pierwszej bramce dla Dynama, którą zdobył w Lidze Europy w 2017 roku Nazarij Rusyn. – Wszystkie bramki są dla niego. Także mój pierwszy tatuaż jest jemu poświęcony – powiedział w rozmowie z magazynem „Futboł”. O tej tragedii jednak nie lubi mówić. Wiadomo, że Ołeh Rusyn poniósł śmierć 15 lipca 2016 roku, w przeddzień 20. urodzin. Zginął w wyniku wypadku w fabryce. O tragicznie zmarłym młodym piłkarzu (tyle że grał amatorsko) pamiętano również w rodzinnym Nowojaworowsku. Miejscowy stadion nosi jego imię. Teraz jego 22-letni brat Nazarij, podobnie jak Ernest Muci, wzmocnił atak Legii. Obaj w swoich krajach uważani są za zawodników z dużym potencjałem, ale więcej osiągnął Rusyn, który został wypożyczony z Dynama Kijów.”
Więcej TUTAJ
***
„17 razy głową w ścianę”
„W grudniu 2019 roku, Śląsk podejmował Legię po raz ostatni. Na Stadion Miejski przyszło blisko 32 tysiące ludzi. Gospodarze byli niezwykle umotywowani. Szybko mieli rzut karny. Robert Pich strzelił jednak źle i Radosław Majecki bez trudu obronił. A potem już tylko Legia pokazywała, jak się zdobywa bramki. Na zupełnym luzie wygrała 3:0. Dla fanów Śląska było to totalne rozczarowanie. W ubiegłym roku wrocławianie dwa razy grali w Warszawie i przegrali (0:2 i 1:2). Dla Vitezslava Lavički to feralny rywal. Jego Śląsk mierzył się z nim już pięć razy i tylko jeden raz uniknął porażki, kiedy w sierpniu 2019 roku zremisował w stolicy 0:0. Prawdziwych kompleksów względem Legii mógł się nabawić Tadeusz Pawłowski. Legendarny piłkarz, a potem szkoleniowiec Śląska jako opiekun wrocławskiej drużyny nigdy z nią nie wygrał, choć łącznie z Pucharem Polski próbował dziewięć razy. Zwykle były to zacięte starcia, ale Legia nigdy nie dała się stłamsić drużynie Pawłowskiego. Szczytem możliwości wrocławian stawał się remis.”
Więcej TUTAJ
***
„Piękni trzydziestoletni”
„Dąbrowski potrzebował czasu, by przekonać do siebie Runjaica. Niemiecki trener długo wystawiał go na zmianę z byłym reprezentantem portugalskiej młodzieżówki Tomasem Podstawskim, aż w trwających rozgrywkach postawił na Polaka, a ten odpłacił się grą na poziomie podobnym do tego sprzed kontuzji. – Cieszę się, że zacząłem występować mecz za meczem i czuję, że coraz więcej ode mnie zależy. To mnie nakręca. Pomaga mi odpowiedzialność – mówi nam. Dąbrowski zaczynał w Amico, małym klubie stworzonym przy parafii świętego Jana Bosko w Lubinie. Pogoń to znacznie większa marka, ale tuż obok stadionu jest kościół pod tym samym wezwaniem. – Poważnie? Nie wiedziałem. Jednak uznaję, że to nie przypadek – stwierdza. Jeśli nie przypadkowo, to po co pomocnik zjawił się w Szczecinie? Może po to, by po 20 latach wprowadzić Portowców do europejskich pucharów.”
Więcej TUTAJ
***
„Jacek Bayer: Jagiellonia to niewiadoma”
„Bogdan Zając eksperymentuje, chociaż prędzej powiedziałbym, że to jest miotanie. Miesza składem, udziwnia.
Racja. Bywa przecież, że chwalimy któregoś piłkarza dobrze grającego na swojej pozycji, a nagle znika on ze składu albo trener wystawia go w zupełnie innym miejscu. Nie ma stabilizacji. Fakt, zakażenia i kontuzje swoje robią, lecz nawet w czasie, kiedy szkoleniowiec miał do dyspozycji wszystkich graczy, wyraźnego pomysłu na zespół nie dostrzegłem. Ale znowu – każdą drużynę dopada wirus i urazy. Lecz ostatnie spotkanie przeciwko Piastowi nie wyglądało źle. Wyrwy w składzie były takie, że miałem obawy, czym to się skończy. A skończyło się fartownym golem, z wrzutki, pomijając błąd młodego bramkarza Jagi. Jednak nie można było zarzucić gospodarzom braku ambicji. Napocili się, ale coś w tym zespole nie gra.
Trener mimo potencjału kadrowego, którym dysponuje, wydaje się zadowolony z wyników i gry. „Szanujemy punkt z Podbeskidziem”. To już pewna przesada. W czasach Michała Probierza czy Ireneusza Mamrota podobne zadowolenie nie miało miejsca.
Sądzę, że trener Zając nawiązywał do wyników Podbeskidzia z tej rundy, choćby wygranej z Legią, ale ma pan rację – teraźniejsze wymagania nie są za wysokie. Owszem, Jagiellonia może starać się nawet o czwarte miejsce, bo nie ma dużych strat, jednak do tego potrzebna jest seria dobrych meczów, a je trudno dostrzec na horyzoncie. Jagiellonia jest dziś wielką niewiadomą. Trener kontynuuje misję rozpoczętą latem minionego roku. Na koniec sezonu zostanie rozliczony, a do tego momentu musi udowodnić, że ma na Jagę pomysł.”
Więcej TUTAJ
***
„Najtrudniejszy sprawdzian Żurawia”
„W minusa przekształcił się styl gry preferowany przez Żurawia. Konstruowanie akcji podaniami od własnego pola karnego, dominacja poprzez posiadanie piłki, nacisk na ofensywę – to fundamenty wizji trenera Lecha. Kiedy szło, wszystko było pięknie i zachwycano się, że właśnie o takiego Kolejorza walczyli kibice. Tyle że ostatnio nie idzie. Raz, że zespół ma kłopoty z tempem ataków, a dwa, rywale doskonale wiedzą, czego się spodziewać. – Brakowało nam pomysłu, na boisku musimy być mądrzejsi, dostosowywać się do sytuacji i czasem pogodzić się z tym, że przeciwnik zmusza nas do innego grania, niż byśmy chcieli. Musimy podejmować na murawie lepsze decyzje, nie tylko w ofensywie, lecz także w defensywie – to słowa Jespera Karlströma po starciu z Rakowem. Trudno o lepsze potwierdzenie braku elastyczności taktycznej Żurawia, prawda?”
Więcej TUTAJ
***
„Malutki wyfrunął z domu”
„Kiedy wracaliśmy z Lublina po wygranym fi nale, pod stadionem czekała na nas spora grupa kibiców. Nie dość, że autokar był wesoły, to jeszcze na parkingu też się chwilę wspólnie pobawiliśmy – opowiada 24-latek. Pół roku później z gratulacji, euforii i poklepywania po plecach przez fanów zostało już tylko to ostatnie. Zakończone życzeniami powodzenia w nowym klubie. Wdowiak rundę jesienną ekstraklasy spędził w rezerwach Cracovii, co dla wszystkich było ogromnym zaskoczeniem. Kiedy koledzy z drugiego zespołu zobaczyli go na pierwszym treningu, pytali, czy to żart. – Cóż, nie był. Ale starałem się pracować w drugim zespole tak, żeby później nie mieć zaległości – twierdzi. Żeby grać, musiał uciekać z piłkarskiego domu. Niechcianego w Krakowie zawodnika w Częstochowie powitano z otwartymi ramionami. Początkowo wszyscy myśleli, że na przeprowadzkę trzeba będzie pół roku poczekać, ale w Rakowie nie zamierzali zmarnować tego czasu. By jak najlepiej przygotować piłkarza do występów w barwach zespołu Marka Papszuna, Wdowiak odbył kilka indywidualnych odpraw z trenerami częstochowskiego klubu. – Dostałem instrukcje, jak mam się poruszać po boisku w systemie, którym gra Raków. To były bardzo przydatne rozmowy, bo dzięki nim łatwiej było mi wejść do zespołu – przyznaje Wdowiak, który po przeprowadzce do Częstochowy powoli wraca do żywych.”
Więcej TUTAJ
***
„Sztuka motywowania”
„Nową funkcję Modelski objął w niewdzięcznym czasie. Po rundzie jesiennej mogło się wydawać, że z Podbeskidzia nie będzie czego zbierać. W 14 meczach ugrało tylko dziewięć punktów, dało sobie wbić 38 goli i zamykało ligową tabelę. Z kolei ich wiosenne osiągnięcia to jedna porażka w pięciu meczach i osiem punktów, a więc niemal podwojenie dorobku. – Kluczem było poprawienie mentalnego nastawienia zespołu – przekonują wszyscy w klubie. – Niebagatelną rolę odegrał trener Kasperczyk. Trafnie zdiagnozował problemy zespołu. Wyciszył go i dał nam możliwość skoncentrowania się na pracy. Pomógł odciąć się od presji zewnętrznej, która po serii słabych meczów z ubiegłej rundy była ogromna. Trener jest człowiekiem doświadczonym, spokojnym i przelał to na nas wszystkich w szatni. Efekty widać na boisku. Zawodnicy, którzy jesienią popełniali proste błędy, teraz udowadniają, że potrafi ą grać w piłkę – opowiada Modelski”
Więcej TUTAJ
***
„Bogusław Wyparło: Za Bodzia W. pozwano mnie do sądu”
„Moje serce jest podzielone na pół, między Stal Mielec i właśnie ŁKS. Zawsze będę dobrze wspominał grę w Łodzi i nie żałuję, że nie odszedłem. Nawet kiedy spadaliśmy z ligi, zostawałem, bo czułem się lojalny wobec klubu. Wychodziłem z założenia, w piłce i w życiu, że jak coś spierniczyłem, najpierw musiałem to naprawić i dopiero wówczas mogłem odejść. Nigdy nie uciekłem ze Stali i ŁKS-u. Rozstawałem się z nimi dopiero wtedy, kiedy oba kluby się rozpadały. Jestem lojalny do końca.
Rzadka postawa w dzisiejszej piłce.
Futbol się zmienił. Dzisiaj można spotkać jednostki, dla których barwy mają jakieś większe znaczenie. Jeśli zawodnik dostaje dziesięć czy sto złotych więcej gdzieś indziej, idzie tam. Takie mamy teraz czasy, zresztą chyba nie tylko w piłce, ale w każdej dziedzinie życia. Wiem jedno: gdybym wówczas podchodził do kariery tak samo jak większość zawodników dzisiaj, byłbym o wiele bogatszy. Nie wiem, czy to wynikało z mojej głupoty, ale przez całą karierę zawsze miałem jeden z najniższych kontraktów w ŁKS. Za każdym razem były pilniejsze wydatki, więc kolejni prezesi wykorzystywali moją lojalność i przywiązanie. Wiedzieli, że i tak podpiszę nowy kontrakt, niezależnie, jaka kwota się w nim znajdzie. Zarabiałem więc tylko trochę więcej niż trzydziesty zawodnik w kadrze i po części jest to moja wina. A na koniec, kiedy ŁKS upadł, dodatkowo jeszcze nie byłem w stanie odzyskać pieniędzy z wielu miesięcy, bo ostatnie dwa lata płacono nieregularnie.”
Więcej TUTAJ
***
„Struś pędziwiatr z Coimbry”
„Wystarczyło kilka treningów, by koledzy z Olimpii zaczęli się zastanawiać, czy ktoś nie wprowadził Tiago Alvesa w błąd i nie oszukał go, sprowadzając do klubu grającego na trzecim poziomie rozgrywkowym w Polsce. – Był po prostu za dobry – śmieje się dziś Wawszczyk. Wysokie umiejętności na pewno pomogły pomocnikowi zaaklimatyzować się w nowym zespole. – Ale nie tylko dlatego. To po prostu pozytywny chłopak. Dobrze mówi po angielsku, więc nie miał problemu z dogadaniem się w najważniejszych sprawach – mówi Wawszczyk. Czasem jednak angielski nie wystarczał. W trakcie integracyjnego wyjścia, co zrozumiałe, większość rozmów toczyła się po polsku, ale Tiago zupełnie to nie przeszkadzało i siedział z kolegami do samego końca. – Pozytywny gość – wspomina gracz Motoru.”
Więcej TUTAJ
***
„Wiślacka młodzież w natarciu”
„Najnowszym odkryciem w zespole Wisły jest Piotr Starzyński. Urodzony w 2004 roku pomocnik trafił pod Wawel w sierpniu ubiegłego roku z Akademii Ruchu Chorzów. Kilka miesięcy gry w Centralnej Lidze Juniorów wystarczyło, by został włączony do kadry pierwszego zespołu. Starzyński debiutował w meczu z Piastem (3:4), który Wisła przegrała po strzale Jakuba Świerczoka z rzutu karnego. Jedenastkę sprokurował Starzyński, ale była to kontrowersyjna decyzja sędziego. – Oglądałem ten mecz z rodzicami Piotra. Złożyło się tak, a nie inaczej i to mogło wywrzeć na niego zły wpływ. W wieku 17 lat dostał szansę debiutu, po jego wejściu sędzia podyktował rzut karny i ostatecznie Wisła przegrała. Od razu po spotkaniu porozmawialiśmy z nim. Dostał dużo wsparcia od rodziców, brata, trenerów i władz klubu. Zaskakująco dobrze na to zareagował – mówi Adrian Filipek, który prowadził Starzyńskiego w zespole CLJ.”
Więcej TUTAJ
***
„Michał Pazdan: To była walka o przetrwanie, byłem jak robot”
„Ma pan poczucie, że dobrze wykorzystał czas pazdanomanii?
Pierwszy jej okres był dobry pod względem wizerunkowym. Pokazałem się, jako normalny gość. Wydałem książkę dla dzieci, zostałem ambasadorem SOS Wioski Dziecięce, brałem udział w reklamie Kubusia, która miała na celu propagowanie zdrowego stylu życia. Nie rzucałem się na każdą ofertę, a było ich naprawdę wiele. Mogłem reklamować Ubera, Media Expert, ale w tamtym czasie uważałem, że w ogóle nie wiąże się to z moim wizerunkiem. Z perspektywy zastanawiam się, czy takie podejście było dobre. Zdarzały się sytuacje, w których fi rma oferowała mi bardzo dużą sumę za sam przyjazd, niezależnie od tego, czy zgodziłbym się z nią współpracować. Żałuję jedynie dwóchtrzech naprawdę fajnych ofert współpracy reklamowej, które z różnych powodów nie doszły do skutku. Mógłbym na tym dodatkowo zarobić.
Minister obrony narodowej – pana przydomek i rozpoznawalność miały duży potencjał reklamowy.
Miały, wiem o tym. Po EURO 2016 nadszedł czas, w którym wszyscy chcieli ze mną rozmawiać. Gdybym się zgodził, mógłbym w ciągu tygodnia udzielić ze stu wywiadów. Nie przesadzam. Odmawiałem wielu wywiadów, umów. I przynajmniej nie mam wyrzutów sumienia, że „wyskakiwałem ludziom z lodówki”. Wychodzę z założenia, że co się odwlecze, to nie uciecze. Teraz gram w Turcji i tutaj to odbijam sobie finansowo.”
Więcej TUTAJ
SPORT
„Stracony sezon nabrał kolorów”
„Można pokusić się o stwierdzenie, że obecny Piast jest słabszy od tego, który zdobył mistrzostwo Polski, a może i od ubiegłorocznego, który zdobył brąz. Naszym zdaniem gliwiczanie są po prostu trochę innym zespołem, z nowymi ogniwami, które jednak coraz lepiej wpasowują się do maszyny. Inżynier Waldemar Fornalik wie, jak skalibrować maszynę, jak ją naoliwić, by działała równo i mocno. W tej chwili Piast to jeden z najbardziej niewygodnych rywali dla każdego. – Nie zawsze jesteśmy faworytem. W Warszawie nim nie byliśmy, ale pokazaliśmy, że Piast na wiosnę może wygrać z każdym i czuje się mocny. W drugiej połowie meczu z Legią faktycznie to była duża praca w obronie, ale ona także została wynagrodzona – mówił po awansie do półfinału Pucharu Polski Jakub Czerwiński.”
***
„Piotr Grzybowski, wiceprezydent Częstochowy: 17 kwietnia pierwszy mecz Rakowa znów przy Limanowskiego”
„Czy termin realizacji pierwszej części budowy stadionu przy Limanowskiego, a więc 21 marca, jest aktualny?
W poniedziałek, wraz z władzami klubu odwiedziliśmy teren budowy stadionu. Mamy deklarację, że do końca tego miesiąca wykonawca wystąpi do stosownych instytucji o odbiór wykonanej pracy. Będzie to więc nieduże opóźnienie w stosunku do terminu 21 marca. Firma zwracała uwagę na kłopoty z koronawirusem, trzeba pamiętać też o sporych mrozach, które były w lutym. Wraz z klubem planujemy, żeby mecz, który odbędzie się 17 kwietnia (rywalem Rakowa będzie wtedy Lech Poznań - przyp. red.) mógł zostać rozegrany już w Częstochowie i wtedy chcielibyśmy przyjąć gości z Poznania na zmodernizowanym obiekcie przy Limanowskiego.
Czy w dalekiej perspektywie jest szansa, aby wybudować całkowicie nowy stadion, nawet wspólny dla Skry i Rakowa, w innej lokalizacji niż ulica Limanowskiego?
W tym oraz kolejnym roku prace będą miały miejsce na Limanowskiego. Aby myśleć o innej lokalizacji trzeba spojrzeć przede wszystkim na to, na co pozwoli nowy Program Operacyjny Województwa Śląskiego, a więc czy projekty unijne będą dopuszczać inwestycje w infrastrukturę sportową. Jeżeli w ogóle rozmawiamy o nowym obiekcie, to mówimy raczej o stadionie komercyjnym, czyli takim, w którego powstaniu uczestniczyłaby także strona biznesowa. Stadion jako stadion nie ma obecnie racji bytu, bo nie byłby w stanie się utrzymać. Nie chodzi o to, żeby stworzyć sobie kosztowną zabawkę, którą trudno później utrzymać. Natomiast jeżeli chodzi o stadion połączony z inwestycją deweloperską i biurową, to w dłuższej perspektywie możemy się nad tym zastanawiać.”
***
„Wrócić na zwycięską ścieżkę – wywiad z Erikiem Janzą”
„Macie tylko trzy punkty przewagi nad Wisłą Kraków i Piastem, które są odpowiednio na pozycji numer 10 i 11…
Właśnie o tym mówię, przegrasz jeden czy dwa kolejne mecze i będzie problem. Teraz jeszcze w tabeli nie wygląda to najgorzej, ale to moment, kiedy samemu trzeba zacząć ponownie wygrywać. To nasz cel przed kolejnymi grami. Mam nadzieję, że od piątku znowu zaczniemy wygrywać, tym bardziej, że to nie jest tak, iż prezentujemy się źle. Małe błędy decydują o tym, że nie jest tak, jakbyśmy chcieli.
Z czego to wynika? Z braku koncentracji?
Tak. Spójrzmy choćby na nasz ostatni mecz z Legią i drugą przez nas straconą bramkę w końcówce. To był kryminał. To pokazuje, jak jedna sytuacja, jak jeden moment może wszystko zmienić.”
***
„Niech nikt nie będzie syty”
„Opolanie po cichu liczą, że wiosną włączą się do walki o czołową szóstkę tabeli. Przez najbliższy miesiąc mierzyć się będą z rywalami z dolnej części stawki. - Jeśli chcemy być zespołem ambitnym, walczącym o wyższe cele, musimy punktować. W innym razie popadniemy w przeciętność. Dwa najbliższe mecze, ze Stomilem i Zagłębiem, są naprawdę ważne. To może być moment przełomowy, który pokaże, czy jesteśmy zespołem głodnym. Obserwowałem mecze drużyn z dołu, Resovii, kilku innych. Tam walczy się o życie. My też mamy walczyć o życie. Jeśli ktoś w Odrze czuje się najedzony i zadowala go przeciętność, to na pewno nie jestem to ja. Chcę pracować z ludźmi mającymi swoje wyzwania, cele. Mam nadzieję, że zawodnicy w najbliższych meczach udowodnią, że tacy są. Chcemy zagrać w naszej fortecy dobry mecz ze Stomilem i potwierdzić, że trzeba się z nami liczyć – podkreśla trener Odry.”
***
„Żądza odwetu”
„Drużyna z Bełchatowa jest zespołem z charakterem, co wielokrotnie udowodniła w rundzie jesiennej. Teraz też nie będzie raczej chłopcem do bicia, bo zimą dołączyli do niej m.in. obrońca Mateusz Bartków, pomcnik Bartosz Żurek (obaj Puszcza Niepołomice) czy obrońca Sebastian Zalepa (Resovia). Na kogo piłkarze Miedzi muszą zwrócić szczególną uwagę, by uniknąć kłopotów? - Na wypożyczonego z Podbeskidzia Damiana Hilbrychta, który jest dobrze wyszkolony technicznie i ma dobry przegląd pola - przekonuje Makuch. - Zawodnikiem, którego trzeba dobrze przypilnować jest też Łukasz Wroński. Oba zespoły będą chciały wygrać, więc spodziewam się meczu walki. Musimy pokazać, że porażka z Sandecją była tylko potknięciem.”
***
„Trener Moskal wiedział co robi”
„Po meczu z Niecieczą w Sosnowcu pozostał spory niedosyt, ale gra Zagłębia dała nadzieję na lepsze jutro i punkty w kolejnych meczach. - Widać było, że zespół bardzo chciał wygrać. Tej zaciętości, woli zwycięstwa w ostatnim czasie brakowało. Radość po zdobytym golu, reakcje zespołu, gdy kolega był faulowany rzucały się w oczy. To pokazywało, że znów oglądamy zespół, a nie przypadkową grupę piłkarzy. Drużyna postawiła się liderowi, była o krok od kompletu punktów. Z jednej strony zwycięstwo uskrzydliłoby drużynę, ale może też być i tak, że remis, który trzeba szanować, jeszcze bardziej wyzwoli sportową złość przed meczem w Tychach - powiedział Arkadiusz Chęciński, prezydent Sosnowca, znany z zamiłowania do futbolu.”
***
„Wystrzegać się kiksów”
„Jak oceniam obecny GKS Jastrzębie? Gdy drużyna z „okręgówki” wspinała się na szczebel centralny, była naszpikowana miejscowymi chłopakami, a teraz jakby traci tożsamość. Nie wierzę, że w akademii nie ma utalentowanych zawodników, którzy mogliby być systematycznie włączani do kadry pierwszego zespołu. Bierzemy z Polski 18-letniego bramkarza, który i tak będzie grzał ławę... Dla mnie znacznie lepszą inwestycją byłoby postawienie na golkipera z miejscowej akademii, bo utalentowanych chłopaków w niej nie brakuje. Trzeba tylko ich oszlifować i dać szansę. Jak oceniam szanse GKS-u w najbliższym meczu? Na pewno żal straconych punktów w Gdyni, zwłaszcza że takiej kuriozalnej bramki nie mieliśmy prawa stracić. Bardzo lubię i szanuję Mariusza Pawełka, ale gola z Arką musi „wziąć na klatę”. Takie kiksy doświadczonemu bramkarzowi nie powinny się zdarzać. Chciałbym, żeby po meczu z Koroną punkty zostały w Jastrzębiu, ale chłopcy muszą zagrać bardzo odpowiedzialnie i nie mogą tracić goli w głupi sposób.”
***
„Optymizm uzasadniony”
„Tegoroczne wyniki, czyli sześć punktów wywalczonych w dwóch wyjazdowych meczach, na pewno sprawiły mi ogromną radość – mówi Leszek Bartnicki. - Ale największą radość sprawiło mi to, że obserwując grę naszego zespołu widzę kolektyw. To, że po każdym z pięciu goli strzelonym przez nasz zespół w tym roku, wszyscy zawodnicy, łącznie z rezerwowymi, biegli do strzelca i razem się cieszyli. To jest też coś, co widzę na co dzień, kiedy zaglądam do szatni, czy kiedy jestem na treningach. Na pytanie zadanie jeszcze przed startem rundy, co będzie naszym największym atutem, odpowiedziałem: kolektyw. Tej wersji się trzymamy. Jesteśmy razem i to, że widziałem ten kolektyw, że widziałem jak wszyscy są zaangażowani od tego pierwszego na boisku po tego dwudziestego siedzącego na ławce rezerwowych plus cały sztab, to jest na pewno coś, co mnie bardzo cieszy. Bo piłka nożna to jest sport zespołowy i chcąc odnosić sukcesy trzeba po prostu mieć zespół.”
SUPER EXPRESS
„Wojciech Kowalczyk: Szabanow to parodysta”
„Ten nowy obrońca Legii Szabanow jest taki dobry, że już zdążył przegrać jedno trofeum? Czekam ma więcej występów tego parodysty – tak jego występ bez ogródek ocenił Wojciech Kowalczyk, były napastnik Legii i kadry. Szabanow był zdruzgotany, bo zdał sobie sprawę, że to jego kiks kosztował lidera ekstraklasy pożegnanie się z rozgrywkami. Leżał na murawie, bijąc się z myślami. Zauważył to Gerard Badia, pomocnik Piasta. Hiszpan podbiegł do Ukraińca i wsparł go. – Szabanow grał poprawne zawody, a jeden błąd rzutuje na to, że przegraliśmy to spotkanie – powiedział trener Czesław Michniewicz. – Na pewno nie chciał wybijać piłki na oślep. Takie błędy się zdarzają. Szkoda tylko, że przydarzyło się to akurat nam – przyznał zawiedziony trener Legii na oficjalnej stronie.”
***
„Maciej Sadlok: Nigdy tak ciężko nie trenowałem”
„Nie śni się panu tablica w szatni, na której trener Hyballa omawia założenia taktyczne i przez cały czas widnieje na niej słowo „Gegenpressing”?
To jest część planu trenera, na który jesteśmy przygotowani, i chyba coraz lepiej realizujemy taktykę. Z tygodnia na tydzień wykonuje się już automatycznie detale tego pressingu. Jeśli przychodzi nowy piłkarz, to musi najpierw trochę „postudiować” i przyjrzeć się z boku zasadom tejtaktyki.
Intensywność treningów jest największa w porównaniu do poprzednich szkoleniowców?
Pracujemy naprawdę ciężko. Wcześniej może u trenera Smudy bywały podobne treningi, ale chyba ciut lżejsze. Dało się to odczuć na początku, gdy był duży przeskok w stosunku do zajęć u poprzedniego trenera. Trzeba było zaadaptować organizm przed okresem przygotowawczym do treningów. Dostaliśmy od trenera Hyballi zadania do wykonania, dużo kilometrów do przebiegnięcia. Pierwsze 2,5 tygodnia okresu przygotowawczego w styczniu były naprawdę ciężkie.”