Autor zdjęcia: Tomasz Folta / Press Focus
W Lechii jest synonimem sukcesu, ale jak daleko na nim pojedzie? Trzy lata Stokowca w Gdańsku
W piątek minęły trzy lata od dnia, w którym Piotr Stokowiec przejął Lechię Gdańsk. Został najdłużej pracującym trenerem w historii gdańskiego klubu, ma najwyższą średnią punktów na mecz i niepodważalny udział w historycznych sukcesach drużyny.
Trudno więc stwierdzić, że nie był tym „naj”. Pierwszy raz w jednym sezonie wprowadził Lechię na podium Ekstraklasy oraz zdobył Puchar Polski. Dał Gdańskowi po 36 latach przerwy znów zasmakować europejskich pucharów i stał się symbolem klubu, który zagnieździł się na szczycie ligowej tabeli w ostatnich latach. Generalnie, czego by o nim nie powiedzieć – był kreatorem emocji, których nad morzem dawno nie widziano, przecież w ubiegłym roku gdańszczanie też nie próżnowali – zajęli 4. miejsce w Ekstraklasie i drugi raz z rzędu dotarli do finału Pucharu Polski przegrywając w nim po dogrywce. Ciąg sukcesów lub prawie-sukcesów nie jest przypadkowy, gdy pracuje się w danym klubie już tyle czasu.
Teraz też, mimo że gra Lechii długo nie porywała, a sam Stokowiec mógł się obawiać o swoją posadę, zespół znajduje się w TOP 4. Dzisiejszy mecz z Podbeskidziem może lechistów przybliżyć do podium, co, patrząc na grę w całym sezonie, wydaje się być niezłym absurdem. Ale taka w tych rozgrywkach jest tabela – spłaszczona. Wszystko może się odwrócić zaledwie w ciągu kilka tygodni.
Źródło: Transfermarkt
Co możemy po tych trzech latach powiedzieć o Piotrze Stokowcu w Lechii?
Ofensywa na papierze
Obok ciepłych słów muszą się, mimo wszystko, pojawić też te cierpkie. Bo umówmy się, gdyby trzy lata były w wykonaniu trenera bezbłędne, pracowałby dzisiaj zapewne nie w Lechii, a gdzieś na zachodzie Europy. Tam, gdzie piłką gra się szybciej. Może nie zawsze ofensywnie i z polotem, ale szybciej. A Stokowiec nie budował drużyny pod kontem ani pierwszego, ani tego drugiego aspektu. Choć zapowiedzi, które szły w tym kierunku, było całkiem sporo.
Czerwiec 2019:
- Celem też jest, aby kibice byli z nas dumni i utożsamiali się z takim stylem, który będziemy prezentować. Zależy mi na grze solidnej w defensywie, ale też by było trochę więcej błysku w ofensywie, żebyśmy wypracowali sobie taki model, który przynajmniej w Polsce będzie naszych znakiem rozpoznawczym.
Sierpień 2019:
- Teraz skupiamy się na meczach PKO Ekstraklasy i przygotowujemy programy motoryczne oraz techniczno-taktyczne. Mamy do dyspozycji coraz więcej zawodników ofensywnych i będziemy z nich korzystać. Nie zapominamy o młodzieży i będziemy pracować dużo oraz ciężko. Chcemy trzymać postęp w grze ofensywnej, by była ona jeszcze bardziej klarowna i widowiskowa, a przy tym efektywna, bo nic tak nie cieszy kibiców jak miejsce w tabeli.
Grudzień 2020 (trójmiasto.pl):
- (…) To nie oznacza, że rezygnujemy z naszej gry i naszych wartości. Chcemy grać odważnie, ofensywnie.
Styczeń 2021 (sport.tvp.pl):
– Z polotem i szybko. Czyli tak, jak w meczu z Cracovią. Zawsze będę dążył do tego, by grać ofensywnie. Myślę, że było to widać w sparingach. Bo choć – oprócz Wisły Płock – mierzyliśmy się z niżej klasyfikowanymi rywalami, to liczba wypracowywanych sytuacji robiła wrażenie.
No więc widzimy, że Stokowiec stawiał przed sobą dość jasne cele. Lechię miało się przyjemnie oglądać. Brzmiało to całkiem fajnie. Ale rzeczywistość – od kiedy trener Lechii zaczął powtarzać te sformułowania – wygląda zupełnie inaczej.
2020/2021 – 27 stworzonych okazji do zdobycia bramki (mniej ma tylko Warta – 22)
2019/2020 – 69 stworzonych okazji (9. miejsce)
Jednak liczby to jedno, a obraz, jaki widzimy na boisku – drugie. Zdarzały się mecze, w których Lechię chciało się oglądać (choćby w dwumeczu z Broendby), ale no właśnie – zdarzały się. Nie było w nich takiej konsekwencji, jak w słowach trenera Stokowca. Kto ogląda Ekstraklasę regularnie, ten wie, że znakiem rozpoznawalny gdańszczan od początku czasów byłego trenera Zagłębia Lubin był pragmatyzm, minimalizm i defensywne zabezpieczenie wydartego wyniku. Ba, po deklaracji przed rundą wiosenną o tym, że Lechia ma być ofensywna, przyszła seria porażek oraz niepowodzeń w lidze i Pucharze Polski. A gdy wydawało się, że posada trenera wisi na włosku, nadeszły mecze takie, jak:
1:0 z Rakowem
2:0 z Górnikiem
1:0 ze Stalą Mielec
Których punktami wspólnymi był albo szybko strzelony gol i efektywna defensywa, albo szczęście w obronie (ze Stalą), strzelony gol i… efektywna defensywa. Czyli gdańskie korzenie. Wymowne.
Zarządzanie i przemiana
Z czym Piotr Stokowiec będzie nam się jeszcze kojarzył? Nie tylko z boiskiem i sprawami sportowymi, również z zarządzaniem materiałem ludzkim. Tym bardziej, że działania wymagające odważnych decyzji nie były wcale jednorazowe. Dość szybko trener Lechii pozbył się Marco Paixao, który, gdy był kontuzjowany, nie wrócił na czas z Portugalii do Polski. Co z tego, że był najlepszym strzelcem? Niesubordynacja to niesubordynacja. Prędko przekonaliśmy się, że Stokowiec jeńców nie bierze, nawet jeśli ma to przypłacić negatywnymi opiniami w mediach. Wszak Portugalczyk nie miał oporów przed tym, by nazwać szkoleniowca rasistą.
Z Milosa Krasicia zrezygnował, bo – jego zdaniem – ten miał „uczulenie na pot”. Serb odpowiedział na łamach sport.pl, że Stokowiec nie lubi ludzi z charakterem i że nie okazał mu szacunku.
Sławomir Peszko w październiku 2018 roku skonfliktował się z asystentem Lechii na treningu, miał go obrażać. Przez to Stokowiec odesłał piłkarza do rezerw i wypożyczył do Wisły Kraków. W następnym sezonie – wiosną – odsunął od drużyny, po czym ten zaczął go atakować w wywiadach. Mówił między innymi, że jest śliskim człowiekiem.
Po tym, jak Artur Sobiech odszedł do Turcji, stwierdził, że gorszego człowieka niż Stokowiec nigdy nie spotkał.
Rafał Wolski, posługując się emotką z długim nosem zasugerował na Twitterze, że trener Lechii jest kłamcą.
Trudno nie zauważyć, że wszyscy, z którymi Stokowiec miał na pieńku albo odwrotnie, to duże nazwiska, jak na polskie realia. A jednak trener nie miał skrupułów, by część z nich po prostu odrzucić. Co więcej – Lechia na tym bynajmniej nie traciła. Gdy zabrakło Marco Paixao, seryjnie zaczął strzelać jego brat aż został najskuteczniejszym obcokrajowcem w historii Ekstraklasy. Milos Krasić pod koniec przygody z Lechią był już tylko boiskowym człapakiem. Łukasz Zwoliński już teraz ma lepszy dorobek bramkowy niż Artur Sobiech. Sławomir Peszko ma swoje lata i bynajmniej nie dawał Lechii takich liczb, jakich można było oczekiwać. Rafał Wolski dopiero w czwartek zagrał pierwsze spotkanie od czasów gry w Gdańsku.
I to nie tak, że Stokowiec był jakimś tyranem społecznym. Gdyby tak było, negatywne głosy dochodziłyby zewsząd. A Stokowiec poza tym, że ma ttudny charakter, potrafił sportowo odbudować wielu piłkarzy. W sezonie 2017/2018 Lechia była pośmiewiskiem, szczególnie w defensywie. Straciła wówczas najwięcej goli zaraz po spadającym z ligi Bruk-Becie, a twarzą tej parodii byli między innymi Michał Nalepa i Błażej Augustyn. Ci sami, którzy w następnym sezonie stanowili jeden z najlepszych duetów środkowych obrońców w lidze.
Dokładnie dziś mijają 3 lata odkąd Piotr Stokowiec objął posadę szkoleniowca Lechii Gdańsk! Przez ten czas został on najbardziej utytułowanym trenerem w historii naszego Klubu! 👏 pic.twitter.com/748xYzYBQw
— Lechia Gdańsk SA (@LechiaGdanskSA) March 5, 2021
Młodzież bez błysku
Gdy w 2018 roku Stokowiec przychodził do Lechii, jednym z jego celów było wprowadzanie młodzieżowców. Bo wcześniej w Gdańsku było z tym – łagodnie mówiąc – słabo. Zapowiedzią tego był ostatni meczu sezonu 2017/2018 z Sandecją, gdy biało-zieloni zapewnili sobie utrzymanie, a trener zrealizował krótkoterminowe zadanie. Posłał w bój rezerwowy, młodzieżowy skłąd.
Patrząc z perspektywy trzech lat, nie widać jednak konkretnego planu działania. Jedyną osobą, która przebiła się na stałe i robiła wrażenie nie tylko na gdańskich kibicach, ale ogólnie w całej Polsce, był Karol Fila. A miejsce w składzie wywalczył poniekąd dzięki odejściu Pawła Stolarskiego do Legii – wówczas rywalizacja na prawej stronie obrony była znacznie mniejsza. Poza nim pojawiało się wielu, ale w zdecydowanej większości były to epizody.
-
Mateusz Sopoćko – 11 meczów, 357 minut. Obecnie Warta
-
Adam Chrzanowski – 13 meczów, 706 minut. Obecnie Pordenone
-
Daniel Mikołajewski – brak debiutu. Obecnie Raków
-
Filip Dymerski – 2 mecze, 2 minuty. Obecnie Bytovia
-
Rafał Kobryń – 12 meczów, 826 minut. Obecnie Korona
-
Paweł Żuk – 2 mecze, 93 minuty. Obecnie bez klubu
-
Kacper Urbański – 5 meczów, 222 minuty. Obecnie Bolonia
-
Mateusz Żukowski – 21 meczów, 384 minuty
-
Konrad Michalak – 26 meczów, 1495 minut. Obecnie Rizespor
-
Jakub Kałuziński – 14 meczów, 809 minut
-
Jan Biegański – 5 meczów, 362 minuty
-
Tomasz Makowski – 77 meczów, 5847 minut
O regularnej grze możemy mówić jedynie w przypadku wspomnianego wyżej Karola Fili oraz ostatniej czwórki w tym zestawieniu. Z takim zastrzeżeniem, że Jakub Kałuziński nie był nigdy w dłuższym okresie podstawowym wyborem Piotra Stokowca, czyli piłkarzem, nad którego wystawieniem do składu trener by się nie zastanawiał ani chwili. Konrad Michalak piłkarsko nikogo nie zachwycił, a jego transfer do Rosji i zarobienie przez Lechię pieniędzy rzędu miliona euro można było traktować w kategoriach cudu. Do tej pory nie znamy atutów Tomasza Makowskiego – nie wyróżnia się niczym na tle kolegów, jest szarą myszką i dobrze świadczy o tym fakt, że w ostatnich tygodniach sprowadzony z GKS-u Tychy Jan Biegański wygryzł go ze składu.
Lechia do tej pory nie zarobiła względnie dużych pieniędzy na żadnym z młodzieżowców. Milion za Michalaka to może i dobry deal odnosząc go do umiejętności zawodnika, ale w rzeczywistości to pieniądze niewielkie. Tak samo, jak kilkaset tysięcy euro, które Bolonia wyłożyła za Kacpra Urbańskiego. Generalnie, jeśli chcecie szukać „fabryki” piłkarzy na eksport, to w Gdańsku na pewno jej nie znajdziecie. Przynajmniej na razie.
Z drugiej strony – nic nie jest czarno-białe, nie ma co wieszać psów tylko na Stokowcu. W 2018 roku Tomasz Byszko, ówczesny trener juniorów Lechii, mówił nam w wywiadzie tak:
- Tak swoją drogą, bardzo mi się podobała jedna rzecz u trenera Stokowca. Jeszcze w poprzednim sezonie jeździł prawie na każdy mecz Centralnej Ligi Juniorów U-19 i bardzo skrupulatnie obserwował chłopaków. Traktował to mega poważnie i na pewno nieprzypadkowo włączył Mateusza Sopoćkę i Karola Filę do pierwszej drużyny – pokazali się z dobrej strony, zyskali uznanie w oczach trenera i teraz mają swoją nagrodę.
Może więc problem leży nie w podejściu Stokowca, a w samej jakości gdańskiej młodzieży?
Zmiana transferowa
Z kolei odnosząc się do transferów w ogóle, to widać pewną przemianę. Już abstrahując od problemów finansowych gdańszczan, bo na to Stokowiec raczej nie miał wpływu, zmieniła się taktyka. Zrezygnowano ze sprowadzania wagonów pewłnych piłkarzy, a postawiono na jakość. Przynajmniej na papierze.
Lato 2018: Egy, Sobiech, Alomerović, Kubicki
Zima 2018: ?
Lato 2019: Maloca, Udovicić, Żuk, Gajos, Mihalik
Zima 2019: Zwoliński, Haydary, Conrado, Saief, Tobers, Pietrzak, Kryeziu, Ze Gomes
Lato 2020: Kopacz
Zima 2020: Biegański, Musolitin, Ceesay
Umówmy się, zdecydowana większość nazwisk nie była wyciągnięta z kapelusza, argumenty na ich obronę były. Natomiast nie jest też tak, że nie widzimy wad. Kilka najważniejszych to:
- Brak wzmocnień zimą 2018 roku, kiedy walka o mistrzostwo stała się faktem, a potem okazało się, że kołderka jest za krótka
- Permanentnie niezałatana dziura w środku pola. Stokowiec uparcie stawiał na Patryka Lipskiego, przez co cała Lechia cierpiała
- Dziwna logika stawiania na bezobjawowego napastnika Jakuba Araka
Musimy rzecz jasna przyznać, że nie o wszystkim można pisać ze stuprocentową pewnością. Od października 2019 roku Lechia nie ma dyrektora sportowego, Janusza Melaniuka nie zastąpił nikt. I jest to data, którą możemy chyba uznać za początek większego wypływu samego Stokowca na to, kto do Gdańska przychodzi. Wszak zawsze, gdy były jakieś wątpliwości, pytania, rozważania kadrowe, odpowiadał na nie trener, nie prezes Mandziara. On może i zarządza finansami, ale na pewno nie jest jednoosobową komisją sportową, która decyduje, kogo odpalić, a kogo sprowadzić.
Sam Stokowiec mówił w ostatnich tygodniach, że oszczędność transferowa wynika z oszczędności finansowej. Lechia nie ma już problemów z wypłatami. Jednak trudno nie odnieść wrażenia, że jakości w gdańskim zespole jest teraz mniej niż jeszcze rok, czy dwa lata temu. Z jednej strony liczy się jakość, nie ilość. Z drugiej jednak, często, żeby długoterminowo mieć jakość, trzeba mieć też szeroką kadrę, o czym Lechia niejednokrotnie się przekonywała.
Dowód słabości
Stokowcowi zdarzały się też akcje, które trudno było zrozumieć. Na przykład wypowiedzi kompromitujące jego podejście do tego, jak ma grać drużyna. Najświeższa pochodzi z konferencji prasowej po meczu z Wartą Poznań (1:1):
- Trochę inaczej wyobrażaliśmy sobie drugą połowę. Nie chcieliśmy się za bardzo odkrywać. Mieliśmy w planach poczekać na zespół Warty i ich skontrować.
Albo po meczu z Legią z grudnia 2020 roku (0:2):
- Liczyłem, że mając pięciu rosłych zawodników zdobędziemy bramkę ze stałego fragmentu gry, niestety to nie przyniosło efektu. Nastawialiśmy się, aby zdobyć bramkę w taki sposób, ale to się nie udało - mówił trener Lechii, Piotr Stokowiec, po spotkaniu przeciwko Legii.
Dla nas to brzmi, jak wołanie o pomoc. Jest świadectwem na brak pomysłu i może swego rodzaju wypalenie. Nie ma co się oszukiwać – większość zespołów już Lechię Stokowca rozszyfrowało. Dlaczego? Ano dlatego, że nie robi ona postępów, nie zmienia się. Przypomina nam się w tym momencie Adam Nawałka przed mundialem w Rosji i wypowiedź selekcjonera Danii Age Hereide. Z trenerem Lechii jest podobnie. I to niewątpliwie duży problem, który prędzej czy później może poskutkować zmniejszonym zaufaniem zarządu. Stokowiec pokazywał, że potrafi zarządzać kryzysem, ale sam fakt ich występowania (a ostatnio są one dość częste) powinien w pewnym momencie zapalić komuś lampkę.
Jednak – zbierając to wszystko do kupy – Lechia nie miała lepszego trenera. Okej, Stokowiec dostał najlepsze warunki, miał możliwości finansowe do budowania silnej drużyny, ale posiadanie materiałów to jedno, a ich mądre wykorzystanie to drugie. Najważniejsze fakty? Brązowy medalista, zwycięzca Pucharu Polski i finalista Pucharu Polski. Co by się nie działo w najbliższych miesiącach, z tego będzie najbardziej pamiętany. No, chyba, że w tym sezonie jescze coś dołoży, o ile wcześniej nie poleci ze stanowiska.