
Autor zdjęcia: Własne
Szabanow: Lucescu nie chciał mnie puścić. Kosecki: Sportowo w Turcji było fatalnie. Szysz: Po wizycie w kopalni doceniam piłkę
Wywiady z Szabanowem, Koseckim, Szyszem, Papszunem, Kuchtą czy Kurzawą, sylwetka Nawrockiego, teksty o kryzysie Pogoni, szybkim dorastaniu Biegańskiego, misji ratowniczej Kolewa, szukaniu napastników w Rakowie... Jest dziś co czytać!
PRZEGLĄD SPORTOWY
„Atak znów komfortowy”
„Świderski to zawodnik, który gra w lepszej lidze niż ekstraklasa. Nie mam wątpliwości, że zasłużył, by dostać powołanie. Nie sądzę, by był w stanie zmienić oblicze gry ofensywnej kadry, bo nie jest na tym poziomie co Lewandowski, Milik i Piątek, ale warto mieć alternatywę – ocenia były reprezentant Polski. Świderski wyjechał z Polski w 2018 roku. Od tamtej pory gra w Grecji, w 91 meczach strzelił dla PAOK 29 goli, miał dziewięć asyst. Brzęczka to nie przekonywało, dlatego ten zawodnik nigdy jeszcze w dorosłej drużynie narodowej się nie znalazł. Szansę na to może mieć w marcu. O ile Sousa nie skreśli go z ostatecznej listy. Zdaniem Wichniarka nie powinien tego zrobić. Ekspert Polsatu Sport uważa, że nie ma podstaw, by na zgrupowaniu kadry pojawił się Kownacki.”
Więcej TUTAJ
***
„Kompania braci”
„Zanim przeprowadził się do Brescii jeszcze na pożegnanie pokazał, jak wiele znaczyły dla niego trzy lata w Poznaniu. Po podpisaniu umowy z klubem z Lombardii już nie mógł uczestniczyć w mistrzostwach kraju jako reprezentant WZPN (większość kadrowiczów była z Lecha), więc na własną rękę przyjechał do Polic, by być z zespołem. Uprzedził dwie, może trzy osoby, a reszcie sprawił niespodziankę. O nocleg naturalnie nie musiał się martwić – koledzy po chichu przygarnęli go do pokoju. – Dla mnie to dobitnie świadczy, jakim człowiekiem jest Bartek. Jako jedyny z klasy podpisał zagraniczny kontrakt, ale nie odleciał i nie myślał tylko o sobie, a przejechał kawał drogi, by nas wspierać chociaż kilka dni – tłumaczy Rumak. Po ponad 13 latach we Włoszech Salamon wrócił do Lecha i ostatecznie jako jedyny z tamtej drużyny zadebiutował w barwach Kolejorza w ekstraklasie (w międzyczasie zmieniła mu się pozycja – wyjeżdżał jako środkowy pomocnik, wrócił jako stoper). Jurga okazjonalnie ćwiczył z pierwszym zespołem, Ratajczak nawet był ofi cjalnie w kadrze, ale żaden nie zadebiutował.”
Więcej TUTAJ
***
„Dobra zmiana”
„Jednak ostatni mecz – ze Stalą (2:1), dał niezbity dowód na to, że ostatnio Fornalik ma niezwykłe wyczucie do zmian. W pierwszej połowie spotkania z beniaminkiem jego zespół grał beznadziejnie. To goście byli zespołem znacznie lepszym i jeszcze przed przerwą powinni prowadzić 3:0. Udało im się trafi ć ledwie raz i sprawa zwycięstwa wciąż była otwarta. Po przerwie szkoleniowiec Piasta dokonał dwóch zmian, wpuszczając na boisko Tiago Alvesa i Patryka Lipskiego. Wystarczy spojrzeć na listę strzelców, by wiedzieć, że te roszady były warte trzy punkty. – Cieszę się nie tylko ze swojego dobrego występu, ale też z wysokiej dyspozycji Tiago. Weszliśmy z ławki i udało się pomóc w wygranej. To pokazuje jak mocny i wyrównany mamy zespół – mówił po spotkaniu ze Stalą zadowolony Lipski.”
Więcej TUTAJ
***
„Artem Szabanow: Po błędzie było mi trudno”
„Nie miał pan jednak praktyki meczowej. Dlaczego w Kijowie grał pan w tym sezonie tak mało?
Złożyło się na to wiele rzeczy. Najpierw byłem kontuzjowany, dlatego latem nie mogłem przygotowywać się z drużyną. Nie trenowałem przez półtora miesiąca. Potem zaczęła się liga, zespół wygrywał, awansował do Ligi Mistrzów i trener nie widział sensu zmieniać składu. Potem dobrze wypadłem w dwóch spotkaniach, ale zachorowałem na koronawirusa i znów miałem dwa tygodnie przerwy. Później z kolei pojawiły się inne kłopoty.
Rozmawiał pan z trenerem Mirceą Lucescu o swojej sytuacji w Dynamie?
Tak, podczas zimowego zgrupowania. Nie popierał mojej decyzji, żebym poszedł na wypożyczenie, ale ja bardzo tego chciałem, bo zależało mi, aby więcej grać. Potem jeszcze rozmawialiśmy i po wielu namowach, dostałem pozwolenie.”
Więcej TUTAJ
***
„Nie cichy, a konkretny!”
„Urodziłem się w Niemczech, dlatego od początku miałem obywatelstwo tego kraju. Kiedy usłyszeliśmy o możliwości bycia powołanym do reprezentacji Polski, zaczęliśmy załatwiać również polski paszport. Słyszałem, że niemiecka reprezentacja też się mną interesowała i parę razy byłem obserwowany, ale nigdy nie doszło do zaproszenia. Polska jako pierwsza starała się o mnie i zawsze czułem się w niej jak w domu. Pod koniec marca jest następna konsultacja kadry U-21 trenera Macieja Stolarczyka i mam nadzieję, że znow będę powołany, tak jak jeszcze przed przejściem do Warty (…) Jeździliśmy do Polski kiedy tylko była okazja i oczywiście moje treningi na to pozwoliły. Mamy dużą rodzinę w kraju, dzięki niej zawsze byłem połączony z Polską. Podróże były długie, bo to były inne czasy, ale jako dziecko tego tak nie czułem. Dziś nie ma kontroli na granicach i jest dużo autostrad, dlatego jest szybciej. W Polsce zawsze było fajnie. Nie ma to jak przy rodzinie i w polskim towarzystwie. Myślę, że nasza gościnność jest jedna z najlepszych na całym świecie i miło wspominam każdy przyjazd do Polski.”
Więcej TUTAJ
***
„Szybki kurs dorastania”
„Jestem młodym zawodnikiem, mam swoje obowiązki, których muszę pilnować. To, że jestem pewny siebie i to pokazuję, uważam za plus. W życiu to jest bardzo potrzebne, żeby iść do przodu, ale nie ma taryfy ulgowej. W Lechii wykonuję swoje obowiązki, tak samo było w Tychach. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której bym miał odpyskować któremuś ze starszych kolegów. Trzeba znać swoje miejsce w szeregu. Tak się buduje wzajemny szacunek do siebie, co procentuje na boisku. Dlatego też w Tychach jest świetna atmosfera, bo tam każdy się szanuje, nie było negatywnej energii. W Lechii jest tak samo – wyjaśnia Biegański.”
Więcej TUTAJ
***
„Spokojnie, to tylko kryzys”
„Runjaic nie ma także oporów przed krzykiem, jeżeli uzna, że tego wymaga sytuacja. Kiedyś tak huknął w stół, że Radosław Majewski myślał, iż trener złamał rękę. – Bałem się, że zejdzie na zawał – mówił nam pomocnik, który kilka dni później zapytał szkoleniowca, czy wie, jakie ma tętno w takich sytuacjach. – Odpowiedział z uśmiechem, żebym się nie martwił, ponieważ w Niemczech przy jakiejś okazji mu to mierzyli i nie przekraczało 150 uderzeń na minutę – wspomina Majewski. Poza tym wydaje się, że w obecnej drużynie jest więcej doświadczenia niż latem 2018. Wielu zawodników swoje w Szczecinie przeżyło, a inni – jak Alexander Gorgon czy Luka Zahovič – przywykli do presji w trakcie występów za granicą, więc teoretycznie nie powinni bać się odpowiedzialność w tym trudnym momencie.”
Więcej TUTAJ
***
„Trudny byt snajperów”
„Bez strzelca zapewniającego 15 i więcej goli w sezonie Rakowowi może być trudno zrobić kolejny krok w rozwoju i na stałe wejść do ekstraklasowej czołówki. Patrząc na obecne rozgrywki, w Częstochowie z pewnością pojawiają się takie ambicje. – Z powodu specyfiki zadań powierzonych na boisku, naszych napastników czasami może brakować w odpowiednim czasie w polu karnym, bo nie można być w kilku miejscach na raz. Taki sposób budowania drużyny oraz taka gra zespołu zaprowadziła Raków w miejsce, w którym jest. Wiadomo, że w miarę jak klub pokonywał kolejne szczeble, to trafiali do niego coraz lepsi piłkarze. Pojawiali się gracze z większymi umiejętnościami oraz tacy, który robią systematyczny postęp wraz z awansami drużyny. Tak też jest u nas. Nasza gra znowu będzie się zmieniać. Tak jak cały klub, który z roli kopciuszka, później ligowego średniaka przeistoczył się w ekipę, od której coraz więcej się wymaga – zaznacza Tomczyk.”
Więcej TUTAJ
***
„Lekcja dla innych młokosów”
„Zimą Michalskim interesowało się kilka klubów z I ligi. Najbardziej konkretny był Widzew, który chciał go wypożyczyć. Takim rozwiązaniem nie były zainteresowane władze Nafciarzy. – Zapytań z I ligi kilka było. To z Łodzi faktycznie przyszło, ale szefostwo Wisły w ogóle nie podejmowało rozmów. Słyszałem, że mam pracować, a występy w końcu przyjdą. Być może mój przykład uświadamia, że wiek młodzieżowca nie trwa wiecznie. Młodzi zawodnicy, tacy jak ja, nie mogą spocząć na laurach czy odpuścić po tym, jak zagrali kilka meczów w ekstraklasie. Wiem teraz po sobie, że trzeba udowadniać wszystkim dookoła swoją wartość na każdym pojedynczym treningu, zajęciach czy sparingu. Jednego jestem pewny, to ostatnie pół roku było dla mnie świetną lekcją pokory – kończy niespełna 23-letni piłkarz.”
Więcej TUTAJ
***
„Jakub Kosecki: Ludzie lubią dorzucić gnoju”
„Wraca pan do Polski po dłuższym pobycie w Adanie. Jak ocenia pan przygodę w Turcji?
Jeśli chodzi o sprawy finansowe, gra w Turcji to był duży plus. Gdy jednak popatrzymy na aspekt sportowy, to nie tak to sobie wyobrażałem. Nie narzekam na to, co się tam stało. Być może na początku było mi ciężko. Nie rozumiałem pewnych spraw i fatalnie się czułem. Gdy patrzę z perspektywy czasu, nie wiem do końca, czego się spodziewałem. Miałem około dziewięciu trenerów przez 2,5 roku, piłkarze w drużynie również cały czas się zmieniali. W jednym oknie transferowym przychodziło np. dziesięciu zawodników i ośmiu odchodziło. I tak w kółko. Po słabszym meczu zawodnicy byli zrzucani do rezerw i trenowali indywidualnie. Potem nagle ich przywracano. Wszystko działo się za pieniądze właściciela i to on przyjął taki sposób zarządzania. Zdaję sobie sprawę, że jeśli chodzi o suche liczby, to nie dawałem zbyt wielu argumentów, by na mnie stawiać. W ciągu całego pobytu strzeliłem jedną bramkę i miałem kilka asyst. Ale w obecnym sezonie świetnie rozpoczęliśmy rozgrywki, mieliśmy siedem punktów po trzech meczach, ja dołożyłem dwie asysty, a nagle w czwartej kolejce usiadłem na trybunach. Nikt mi niczego nie powiedział, a ja nie wiedziałem, co było powodem tej decyzji. To był ten moment, kiedy sam sobie powiedziałem dość. Wiedziałem, że trzeba odejść. Pieniądze w Turcji były dobre, ale mam dopiero 30 lat. Przede mną kilka ładnych sezonów, więc chciałem jeszcze czerpać radość z gry w piłkę.”
Więcej TUTAJ
***
„Misja ratunkowa Kolewa”
„Bułgar może odetchnąć z ulgą, ponieważ ze skutecznością w ostatnich miesiącach było u niego na bakier. Dość powiedzieć, że Kolew nie potrafi ł strzelić gola przez dwa i pół roku. Na tę serię składały się występy najpierw w Arce Gdynia, a następnie w Rakowie Częstochowa, gdzie nie potrafi ł przebić się do składu. Później napastnik wyjechał do Kazachstanu, ale w klubie Kajsar Kyzyłorda również nie znalazł drogi do bramki. Bułgar częściej zatem zmieniał kluby, niż strzelał gole. – Nie czytałem komentarzy w internecie, więc nie wiem, czy bardzo mi wypominano tę nieskuteczność. Wiem, że napastnika rozlicza się z bramek i sam tego od siebie wymagam. Ale w Kajsarze w większości meczów występowałem na skrzydle, a ta pozycja mi nie odpowiada. Pobytu w Kazachstanie na pewno nie mogę zaliczyć do udanych. Pieniądze? No tak, to jedyna rzecz, z której mogłem być zadowolony – opowiada napastnik.”
Więcej TUTAJ
***
„Patryk Szysz: Białek to dla mnie drogowskaz”
„Trudno narzekać na grę w piłkę, kiedy w domu widzi się o wiele ciężej pracujących rodziców.
Mama jest nauczycielką fizyki, jest też opiekunką w ośrodku wychowawczym. To trudna robota, ale sobie radzi. Widziałem to na co dzień, tak samo, jak i funkcjonowanie taty. Chodził do kopalni na czwartą zmianę. Wyjeżdżał o północy, wracał o godzinie 8–9 rano. Trochę się przespał, a potem na godzinę 16:30 czy 17 zawoził mnie na trening. Na pewno było to dla niego męczące, ale też to lubił, bardzo mnie wspierał, jeździł na wszystkie moje mecze oraz turnieje.
O pracy taty tylko pan słyszał, czy też ją widział?
Raz miałem okazję zjechać pod ziemię. Kiedy grałem w Górniku Łęczna, zorganizowano nam wycieczkę do kopalni. Wtedy zobaczyłem, jak pracują górnicy i nabrałem do nich jeszcze większego szacunku. Zdałem sobie sprawę, że naszej gry w piłkę w żaden sposób nie można porównywać do ich pracy: zjeżdżają tysiąc metrów pod ziemię, nigdy nie wiadomo, czy uda im się wrócić. To niesamowite, że tata przez 25 lat robił to codziennie. Zdałem sobie z tego sprawę właśnie podczas tej wycieczki. Uświadomiłem sobie, że górnicy, idąc do pracy, by zarobić, narażają swoje życie, aby utrzymać i siebie, i rodzinę, a piłkarz zarabia spełniając marzenia. Po tym doświadczeniu powiedziałem ojcu, jak bardzo doceniam to, że jestem piłkarzem i jak ogromne mam w życiu szczęście, że robię to, co kocham.”
Więcej TUTAJ
SPORT
„Miasto smutnych doznań”
„Motywacja do dobrego występu w niedzielę jest. Piłkarze Piasta udadzą się do Poznania wypoczęci i w dobrych nastrojach. - Po podróżach do Białegostoku, później w środku tygodnia do Warszawy i po trudnym meczu u siebie ze Stalą Mielec, który wymagał od nas dużego zaangażowania, faktycznie potrzebowaliśmy odpoczynku. Zasłużyliśmy na niego. W środę wznowiliśmy treningi i myślami jesteśmy już przy niedzielnym meczu z Lechem Poznań - mówi Jakub Czerwiński. Defensor Piasta spodziewa się trudnej przeprawy. - Im bliżej spotkania, tym więcej uwagi poświęcamy na analizy, dowiadujemy się coraz więcej o przeciwniku. Lech ostatnio wygrał na ciężkim terenie z Pogonią Szczecin, co sugeruje, że musimy być gotowi na bardzo trudny bój. Na historii spotkań z Lechem nie koncentrujemy się – dodaje Czerwiński. Tak czy owak w niedzielne popołudnie kibiców czeka ciekawy mecz.”
***
„Marek Papszun: Nie dam się zepchnąć do narożnika”
„Słuchając pana wypowiedzi na konferencjach po przegranych lub zremisowanych meczach, odnoszę wrażenie, że stara się pan przenieść odpowiedzialność za wynik z piłkarzy na sędziego czy stan murawy. Czy nie jest to czasami uciekanie od odpowiedzialności?
Nie do końca. Pamiętam moje jedyne narzekanie na stan murawy po wygranym meczu z Podbeskidziem. Wygraliśmy to spotkanie, choć boisko nie nadawało się do gry w piłkę. Mówiłem to przed, jak i po spotkaniu. Nigdy nie uciekałem i nie uciekam od odpowiedzialności za wynik. Tak samo jest i tym razem. Nie można zwalać na trenera czy na zawodników, że boisko nie nadaje się do gry, a sędziowanie jest jakie jest. Biorę na siebie to, że nie potrafimy trafiać do bramki. Pracujemy nad tym i będziemy pracować, by takie sytuacje wykorzystywać, ale inni też muszą swoją pracę wykonać dobrze. Krytykę przyjmuję, ale nie dam się zepchnąć do narożnika, że „proszę nauczyć kogoś strzelać czy grać w piłkę nożną” czy inne zarzuty. Oczywiście, to jest moja rola, staram się to robić i myślę, że całkiem nieźle nam to wychodzi, biorąc pod uwagę nasze możliwości. Oczekuję jednak od innych, że będą wykonywali swoją pracę jak należy.”
***
„Za duże to manko”
„Kostrzewa pytany o zabrzańską obronę dodaje: - Jakkolwiek patrzeć Wiśniewski, Gryszkiewicz czy Paluszek to są wciąż młodzi zawodnicy. Mają już trochę ligowych występów na koncie, ale nie są jeszcze doświadczeni. Tak bywa, że w jednym sezonie czy rundzie ci chłopcy dobrze się zaprezentują, bo jednocześnie wiedzie się całej drużynie; ale warunkiem jest dobra gra w defensywie całej drużyny, a nie tylko tej formacji. A o wynikach decydują małe rzeczy - jeden się poślizgnie, drugi zabiegnie... Wcześniej to się nie zdarzało, mieli szczęście - mówi obrazowo Marek Kostrzewa.”
***
„Daleko od euforii”
„Zdawaliśmy sobie sprawę, jakiego rodzaju będzie spotkanie z Zagłębiem - dodaje 28-letni obrońca tyszan. - Wiedzieliśmy, że przeciwnik będzie wykonywał skoki pressingowe i atakował wysoko, ale mimo to pojawiło się w naszej grze troszkę niedokładności w rozegraniach. Było trochę głupich, prostych strat i początek był trudny, bo straciliśmy gola. Ale w tym momencie wyszedł tyski charakter. Trzeba też przyznać, że dostaliśmy dobre narzędzia od sztabu szkoleniowego, a my - piłkarze - wykorzystaliśmy je na boisku i odnieśliśmy okazałe zwycięstwo. Znamy się już sporo czasu. Znamy swoją wartość jako drużyny oraz każdego z zawodników, więc zachowujemy spokój na boisku. Wiemy, że w każdym momencie poszczególna jednostka czy cały zespół może tak wpłynąć na grę, że wynik się odmieni. I to jest w tym naszym zespole najpiękniejsze. Nawet przegrywając u siebie 0:1, grając z drużyną niżej notowaną, robiliśmy swoje. Konsekwentnie stwarzamy zagrożenie pod bramką rywala, aż w końcu te mury pękają i zdobywamy bramki.”
***
„Mateusz Kuchta: Zacznijmy od zera z tyłu”
„W meczu z Widzewem zrehabilitował się pan za gola puszczonego ze Stomilem bezpośrednio po rzucie rożnym.
Powiedziałem głośno, że to była jednoznaczna sytuacja i „moja” bramka. Nie ma o czym mówić. Wydawało mi się, że napastnik ma już piłkę na głowie i uznałem, że jedyne co mi pozostało, to spróbować pójść na niego blokiem. Albo trafi, albo nie. Wyszło tak, że napastnik nie dotknął piłki, a ja byłem już w powietrzu i nie miałem szans zareagować. Popełniłem błąd nie tyle techniczny, co w ocenie sytuacji, a w zasadzie, to w przestrzeni. Bardzo istotne jest dla mnie, że z Widzewem zagraliśmy na zero. Udowodniłem sam sobie, że jestem mocny psychicznie. Nie jest łatwo wyjść na boisko i nie myśleć o błędzie popełnionym pięć dni wcześniej. Cieszę się, że on nie miał już wpływu na decyzje podejmowane przeze mnie w środę. To wypadek przy pracy, z którego trzeba było wyciągnąć wnioski i naukę. Nie można zamiatać błędów pod dywan, tylko traktować je jako bodziec do stałego rozwoju i tego, by czegoś się nauczyć.
Z ostatnich 11 meczów Odra wygrała ledwie jeden. Jesteście sfrustrowani?
Mamy świadomość, że od dłuższego czasu zdobywamy mało punktów. Ale zdajemy też sobie sprawę z tego, jak przepracowaliśmy zimę. Jesteśmy dobrze przygotowani, co mimo porażek pokazało 60 minut z ŁKS-em i mecz ze Stomilem. Spotkanie z Widzewem było dla nas o tyle ważne, by po dłuższym czasie zagrać na zero z tyłu. To się powiodło. Pamiętam, gdy rok temu zaczęliśmy wiosnę od porażki 2:4 w Olsztynie. Potem graliśmy u siebie z GKS-em Bełchatów i postawiliśmy na skuteczną defensywę, nie straciliśmy gola, wygraliśmy 1:0. Tym razem też chcemy zacząć od zera w tyłach, ale wiedząc, że generalnie starcie z Widzewem nie było ani piękne, ani dobre.”
***
„Niewesołe wspomnienia”
„Jesteśmy zadowoleni z wyniku - rozpoczął pomeczowy komentarz trener Radomiaka, Dariusz Banasik. - Wygraliśmy trudny mecz, bo wiedzieliśmy, że zespół Jastrzębia jest po dwóch porażkach i postawił nam wysokie wymagania. Sprostaliśmy temu i wywozimy trzy punkty. Wydaje mi się, że nasz zespół rozegrał dobry mecz, było dużo walki, zaangażowania i gry w piłkę, natomiast momentami mecz mógł się nie podobać, ponieważ był dosyć brutalny, było dużo fauli. Przykro mi to stwierdzić, ale sędzia nie reagował na te sytuacje na boisku. Należały nam się w tym meczu trzy rzuty karne, a jeżeli nie trzy, to przynajmniej jeden, ale wydaje mi się, że trzy. Po tym trzecim niepodyktowanym karnym opuściłem ławkę i udałem się na trybuny, bo nie chciałem dalej denerwować się. Faul piłkarza Jastrzębia był ewidentny i to jest nieporozumienie, że czterech sędziów jest na boisku i żaden z nich nie widzi ewidentnego rzutu karnego po faulu na Leandro.”
***
„Kamil Rakoczy: Nie ma u nas świętych krów”
„Jak zapatruje się pan na sprowadzenie tej ligi do walki między Ruchem a Polonią?
W gronie sztabu na pewno tak tego nie odbieramy. Patrzymy, co się dzieje u przeciwników. Ruch ma bardzo mocną drużynę, to jasne, ale sądzę, że nie tylko on będzie walczył o czołowe miejsce. Patrząc po zimowych sparingach można stwierdzić, że Ślęza Wrocław wykonała ogrom pracy, wzmocniła się transferami. To drużyna, którą stać na to, by „pogodzić” Ruch i Polonię.
Polonia też się wzmocniła.
Powtarzam, że drużyna musi się rozwijać również od środka. Ukłon dla dyrektora Tomasza Stefankiewicza, z którym mamy wspólny język. Wykonał zimą dobre transfery i dzięki temu poszliśmy do przodu. Działka sztabu to sfera motoryczna, taktyczna. W tym kontekście też poszliśmy do przodu, dokonaliśmy małej zmiany w systemie gry, którą chłopcy w okresie przygotowawczym załapali. Jesteśmy o poziom wyżej motorycznie, korzystamy z sond, nowoczesnej technologii, co pomaga nam w pracy. Jesteśmy w pełni przygotowani do startu rundy wiosennej. Widzę w tym tygodniu, że na treningach po prostu się pali.”
SUPER EXPRESS
„Jakub Kosecki: Cracovia wyciągnęła do mnie rękę”
„Zagrałeś już w barwach Cracovii trzy mecze: dwa w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jesteś zadowolony z tych występów?
Tak, bo myślałem, że będzie wyglądało to o wiele gorzej. Brakowało mi grania, ale początek jest obiecujący. Wiem, że przyjdzie zmęczenie materiału. Trzeba będzie sobie poradzić z tym kryzysem. Jeśli chodzi o wyniki zespołu w lidze, to nie możemy być z nich zadowoleni.
Zostaniesz w Cracovii na dłużej czy będziesz szukał nowego klubu?
Cracovia wyciągnęła do mnie rękę, oferując kontrakt do końca sezonu. Jestem wdzięczny, że trener Probierz mnie chciał. Jeżeli będzie zainteresowanie tym, abym został, to Cracovia ma pierwszeństwo. Nie chciałbym, aby ktoś pomyślał, że nie zależy mi na niej, że wpadłem na chwilę.”
***
„Kurzawa zrobi zadymę? Rozmowa z pomocnikiem Pogoni”
„Jest pan gotowy na grę w pełnym wymiarze czasowym?
Od pierwszego dnia w Pogoni trenowałem z drużyną, więc nie jest ze mną tak źle. Wcześniej przez pięć miesięcy trenowałem indywidualnie, ale wszystko konsultowałem z fachowcem. Dużo rozmawiam z trenerem Runjaicem i jego asystentami, którzy wiedzą najlepiej, na ile jestem gotowy do gry.
Czemu nie zdecydował się pan wrócić do ekstraklasy od razu po rozwiązaniu kontraktu z francuskim Amiens w październiku ubiegłego roku?
Miałem dużo zapytań zarówno z zagranicznych klubów, jak i z polskich. Nie ukrywam, że chciałem spróbować sił za granicą, ale w innym kraju niż Francja. Czasami tak bywa, że zbyt długie czekanie nie jest najlepszym rozwiązaniem. Teraz jestem w Pogoni, cieszę się z tego i skupiam się na tym, żeby pomóc drużynie.”
GAZETA WYBORCZA
„Wykopana Barcelona”
„Czy i kiedy gehenna w Lidze Mistrzów się skończy, nie wiadomo, w klubie żyją w permanentnej niepewności. Ilekroć Barcelonie coś się uda – wygrany mecz, usunięcie znienawidzonego prezesa Josepa Bartomeu, wybranie na następcę dającego nadzieję Joana Laporty itd. – wraca nadzieja, że po sezonie Messi nie ucieknie z klubu. Gdy natomiast rzeczywistość zaskrzeczy, w przestrzeni publicznie zaczynają krążyć sugestie, że rozstanie jest nieuniknione. Nikt nie ma pojęcia, co się dzieje w głowie piłkarza, więc komentatorzy zgadują, opierają prognozy na aktualnych nastrojach na Camp Nou. Wartości informacyjnej w tym niewiele, za to czuć unoszący się nad klubem lęk.”
Więcej TUTAJ
***
„Presja na futbol, by zerwać z katarem”
„W środę holenderska firma Hendriks Graszoden, jeden z największych dostawców murawy zakomunikował, że rezygnuje z kontraktu z Katarem. - Odwiedziliśmy Katar kilka razy. Zauważyliśmy, że standardy bezpieczeństwa znacznie odbiegały od tych, do których byliśmy przyzwyczajeni w Europie. Robotnicy imigranci pracowali w tragicznych warunkach. Nie mieliśmy co do tego zbyt dobrych przeczuć. Z czasem pojawiało się coraz więcej danych dotyczących liczby osób, które zginęły przy budowie stadionów. Na koniec naprawdę zaszokowała nas informacja o liczbie 6500 zgonów od momentu zdobycia przez Katar praw do organizacji mistrzostw. Nigdy nie rozumieliśmy, dlaczego FIFA nie interweniowała - powiedziała Gerdien Vloet, rzeczniczka firmy w radiu 1Limburg.”
Więcej TUTAJ