Autor zdjęcia: Łukasz Sobala / PressFocus
Tak wyglądają osoby, które piątek zaczęły z Ekstraklasą. Cracovia 1:1 Śląsk
Nikt nie chciałby zaczynać piątkowego wieczoru z włączonym meczem Cracovii ze Śląskiem, no chyba że miałby pilot w zasięgu ręki. Końcówka może i była interesująca, ale nie może (niestety) przysłonić tego, co działo się wcześniej. Czyli w skrócie: niczego.
Całkiem niedawno był taki mecz, w którym mierzyły się ze sobą dwie Wisły. Koszmarny, uwłaczający wręcz. Oglądanie go można było zaliczyć do grona czynności szkodzących zdrowiu i gdyby nie praca, pewnie przełączylibyśmy na coś innego przy pierwszej możliwej okazji. ALE. Gol dla Wisły Płock zmienił całkowicie obraz tego spotkania, posypał się grad bramek – tamtą pomeczówkę zatytułowaliśmy: „Marzenie? Żeby każdy paździerz przeradzał się w takie widowisko”. Czy w tym przypadku możemy zrobić to samo?
Otóż tak. Może nie była to podobna skala, bo wtedy skończyło się na wyniku 3:1 dla krakowian, ale nadal – przez ostatnie 10 minut działo się dzisiaj więcej niż przez pierwsze 80. A gol Sergiu Hanki z 62. minuty, mimo że widowiskowy, był tylko pojedynczym smacznym okruszkiem ohydnego zakalca. Który na szczęście trochę złagodził nasz ból. Potem musiało jeszcze minąć trochę czasu, ale ostatecznie i Śląskowi i Cracovii zachciało się grać. Szkoda tylko, że tak krótko. Akcje cios za cios, parada Putnocky’ego, zmarnowana setka i bramka Piaseckiego, rzut wolny z 17. metra – gdyby takie tempo utrzymało się przez całe spotkanie, moglibyśmy ten piątkowy wieczór zaczynać z uśmiechem na twarzy.
Ale nie możemy przymknąć oka na to, co działo się wcześniej. Po prostu nie, to by było niesprawiedliwe. Uprzejmie zatem zaznaczamy, że najciekawszymi fragmentami pierwszej połowy był moment, w którym Sergiu Hanca pomagał sędziemu Łukaszowi Szczechowi poprawić sprzęt pod koszulką oraz gdy ten sam sędzia błędnie nie pokazał Pelle van Amersfoortowi jednej z najgłupszych czerwonych kartek w tym sezonie. Tyle się działo. A że Bartłomiej Pawłowski i Waldemar Sobota w przerwie zgodnie stwierdzili, że brakowało tylko tego jednego, ostatniego podania? Cóż, to, że nawet największy smród potrafią popsikać dezodorantem i udawać, że pachnie, jest już wyłącznie ich problemem.
Co z pozytywów? Chyba tylko zmiany dokonywane przez trenerów, bo gdyby nie one, moglibyśmy tych dwóch kojących nasze wnętrze bramek w ogóle nie zobaczyć. Marcos Alvarez zmienił Filipa Piszczka i po dwóch minutach zaliczył asystę. Z kolei Marcel Zylla i Fabian Piasecki weszli na boisko kolejno w 67. i 75. minucie, po czym pod koniec podstawowego czasu gry dali Śląskowi wyrównanie. Choć zastanawiamy się, czy zasadnym nie byłoby postawienie na równi w tej sytuacji też obrońców Cracovii, którzy przykleili się do okolic pola bramkowego, dzięki czemu wrocławianie mogli przed strzałem jeszcze spokojnie zaparzyć wodę na herbatę.
Samotność. pic.twitter.com/5x24AuJXsS
— Damian Smyk (@D_Smyk) March 12, 2021
Cracovia 1:1 Śląsk Wrocław (0:0)
1:0 – 62’ Hanca (asysta Alvarez)
1:1 – 89’ Piasecki (asysta Zylla)
Cracovia: Niemczycki (5) – Rapa (5), Szymonowicz (4), Rodin (4), Rocha (5) – Hanca (6) (79’ Siplak), Dmun (4), Amersfoort (4), Kosecki (3) (60’ Sadiković 3) – Rivaldinho (2) (79’ Strózik), Piszczek (3) (60’ Alvarez 6).
Śląsk: Putnocky (5) – Celeban (5), Bejger (4), Tamas (4), Stiglec (5) – Scalet (4), Janasik (4) (75’ Piasecki 6), Pich (4) (80’ Praszelik), Musonda (3) (75’ Sobota), Pawłowski (4) (67’ Zylla 6) – Exposito (3).
Sędzia: Łukasz Szczech.
Nota 2x45: 2.
Żółte kartki: Rodin, van Amersfoort, Rapa – Scalet.
Piłkarz meczu: Marcel Zylla.