Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Paweł Andrachiewicz / PressFocus

5 grzechów głównych Lavicki, które sprawiają, że jego posada wisi na włosku

Autor: Bartosz Adamski
2021-03-13 10:20:43

Vitezslav Lavicka kolejnymi pytaniami o jego możliwe zwolnienie jest coraz bardziej poirytowany, ale nie jest tajemnicą, że włodarze Śląska Wrocław szukają potencjalnego następcy czeskiego szkoleniowca. Teraz, gdy Jacek Magiera zrezygnował z funkcji selekcjonera reprezentacji U-19, te spekulacje tylko przybrały na sile. Choć dla postronnego obserwatora Ekstraklasy ewentualna rezygnacja z Lavicki może wydawać się zaskakującym posunięciem, postanowiliśmy stworzyć listę największych grzechów trenera WKS-u, które sprawiają, że zaufanie do niego maleje.

Siermiężny styl gry

Śląsk za kadencji Lavicki nigdy nie grał na dłuższą metę ładnie. Owszem, zdarzały mu się dobre, przyjemne dla oka spotkania, ale to raczej były to tylko odchyły od normy. Jaki styl ma Śląsk? Defensywny, czyli... nijaki. Atakuje małą liczbą zawodników. Czasem bywało, że im gorzej grał, tym notował lepsze wyniki. Nie da się ukryć, że więcej w tej grze szczęścia niż pomyślunku. Widać to chociażby po wyliczeniach expected goals, przeprowadzonych przez portal ekstrastats.pl. Gdyby ustalać tabelę na podstawie stworzonych sytuacji, to wrocławianie byliby... przedostatni.

Dopóki WKS regularnie punktował, nikt do tego stylu gry nie przywiązywał większej wagi. Ba, niejednokrotnie przypominało się, że za Oresta Lenczyka wrocławianie też grali prostymi środkami, a zostali najpierw wicemistrzami, a następnie mistrzami Polski. Problem zaczął się jednak w tym roku, bo gracze ze stolicy Dolnego Śląska nie dość, że nie grają przyjemnie, to jeszcze oddalają się od czołówki. Zwyciężyli raptem raz, z czwartego miejsca spadli na aktualne szóste, a najpewniej po obecnej kolejce osuną się jeszcze niżej. Wprawdzie w ostatnich trzech spotkaniach poczyniony został minimalny progres, ekipa z Wrocławia zaczyna stwarzać sobie więcej sytuacji niż ze Stalą, Piastem i Wisłą Kraków, ale dalej do optimum jest bardzo daleko. Śląsk jest w wąskim gronie zespołów, których oglądanie meczów jest wyjątkową katorgą.

Brak rozwoju drużyny

Śląsk poprzedni sezon zakończył na piątym miejscu w tabeli, na obecną edycję celem była poprawa przynajmniej o jedną pozycję. Zespół został latem wzmocniony, więc nie można powiedzieć, że to są tylko pobożne życzenia włodarzy. Doszli Bartłomiej Pawłowski i Waldemar Sobota, czyli uznani na polskim rynku gracze, a do tego m.in. król strzelców I ligi, Fabian Piasecki. Wrocławianie mieli zatem środki personalne i powinni zatem zakończyć zmagania tuż za podium, a póki co na to zupełnie się nie zanosi. WKS zamiast się rozwijać, to cofa się w rozwoju. W tym roku zdobył raptem sześć punktów w siedmiu spotkaniach, co - jak łatwo policzyć - nie daje nawet średniej jednego punktu na mecz. To wynik bardzo słaby, nieadekwatny do potencjału drużyny. Gorzej punktują tylko Jagiellonia, Cracovia i Stal.

Lavicki nie bronią ani tegoroczne wyniki, ani wyżej wspomniany sposób gry. Wprawdzie strata do czwartej Lechii nawet w przypadku jej zwycięstwa z Wisłą Kraków nie będzie duża, bo będzie wynosiła maksymalnie cztery punkty, ale nie widać żadnego prognostyka, by Śląsk miał w najbliższym czasie ruszyć w pościg za czołówką. Czecha pogrążają przede wszystkim spotkania wyjazdowe. Prowadzona przez niego drużyna ma najwięcej porażek w delegacji ze wszystkich klubów w lidze, a w dodatku najczęściej prezentuje się na obcych stadionach o wiele gorzej niż u siebie. Wygląda to tak, jakby WKS jechał w podróż z zamiarem przywiezienia remisu i nie zamierza nawet przesadnie starać się o coś więcej. A wiadomo, że ten, kto gra na remis, to przeważnie wraca z niczym. Z takim podejściem nie da się grać o najwyższe cele.

Niechęć do młodych zawodników

Z jednej strony ten zarzut może wydawać się zaskakujący, bo przecież Vitezslav Lavicka był w przeszłości selekcjonerem młodzieżowej reprezentacji Czech i potrafił pracować z nastoletnimi zawodnikami, z drugiej jednak w Śląsku bardzo rzadko posyła w pierwszym składzie młodzieżowców. We Wrocławiu mówili otwarcie, że w dużej mierze po to został sprowadzony Czech, aby wprowadzać juniorów do zespołu, tymczasem w ubiegłej edycji przez cały czas wystawiał tylko jednego takiego zawodnika (jako jedyny klub w lidze), a w bieżącej jedynie trzy razy postawił od początku na dwóch graczy poniżej 22. roku życia, i to przede wszystkim z uwagi na sugestie z góry. Ogółem pod względem czasu gry młodzieżowców WKS jest dopiero dziesiąty, nawet za Cracovią.

Wprawdzie Laviczce na plus można zapisać rozwój Przemysława Płachety sprzedanego za 3 miliony euro do Norwich, ale kolejnych takich nazwisk gotowych do sprzedaży nie widać. Były zimą oferty za Mateusza Praszelika, postanowiono jednak poczekać z transferem do lata, licząc na większy zysk, a ofensywny pomocnik trafił teraz na ławkę rezerwowych. Wprowadzany jest perspektywiczny Łukasz Bejger, lecz nie wiadomo, czy będzie grał, jeśli do pełni zdrowia wróci Israel Puerto i Maciej Wilusz, więc trudno powiedzieć, czy to inwencja Laviczki, to po prostu zmusiła go do tego konieczność. A w odwodzie jest kilku innych niecierpliwych młodzieżowców. Jeden z nich, Marcin Szpakowski, z powodu braku szans na regularną grę wolał zamienić ekstraklasowy Śląsk na pierwszoligową Koronę, co nie spodobało się włodarzom wrocławskiego klubu. Nie można wykluczyć, że odejść będą chcieli także Adrian Łyszczarz, Sebastian Bergier oraz pozyskani z renomowanych akademii Przemysław Bargiel i Mateusz Maćkowiak - oni są przede wszystkim członkami rezerw występujących w II lidze.

Konserwatywna metodyka pracy

Pisał już o tym Adam Godlewski kilka tygodni temu, ale do nas również dociera w ostatnim czasie coraz więcej głosów, że w Śląsku nie są zadowoleni ze sposobu, w jakim pracuje trener Lavicka. Zimowe przygotowania zostały ocenione jako przestarzałe, a już wcześniej sami zawodnicy mówili, że zajęcia nie należą do najcięższych i nieraz jeszcze sami aplikowali sobie dodatkowe jednostki treningowe. W dodatku czeski szkoleniowiec nie zamierza odchodzić od obranego przez siebie stylu gry na rzecz bardziej ofensywnego. Mówi, że u niego zawodnicy wiedzą co robić na boisku i musi być pewien balans między atakiem a obroną. Problem jednak w tym, że ostatnio kompletnie tego nie widać. Jego metody szkoleniowe chyba już nie trafiają do głów zawodników, a nie widać żadnej ewolucji w jego sposobie pracy.

Szefostwu WKS-u nie podobają się także pomeczowe analizy przeprowadzane przez czeskiego szkoleniowca. Jak ujawnił redaktor Godlewski, ma on w ogóle nie krytykować starszych zawodników, a wytykać błędy tylko tym młodszym. Nad porażkami zaś przechodzi do porządku dziennego i zbytnio ich nie roztrząsa. Między innymi przez to brakuje później zespołowi ikry na boisku.

Przestał rozwijać podopiecznych

Na próżno szukać w tej chwili w kadrze Śląska zawodników, którzy skoczyliby w ogień za swoim trenerem. Nawet pupil czeskiego szkoleniowca, Robert Pich - który gra w każdym spotkaniu od pierwszej minuty, mimo kiepskiej formy - mówi otwarcie, że powinni zostać ustawieni bardziej ofensywnie. Lavicka po prostu przestał ich rozwijać, a coraz bardziej ogranicza. Nie daje im swobody boiskowej, stawia na schematy.

Takich, którzy poczynili progres względem poprzedniego sezonu, można policzyć na palcach jednej ręki stolarza. Najrówniej gra teraz niespodziewanie Mathieu Scalet, a na siłę moglibyśmy wskazać jeszcze Guillermo Cotugno, ale on częściej się leczy niż gra. Coraz gorzej prezentuje się za to Dino Stiglec, który w poprzednim sezonie był w ścisłej czołówce lewych obrońców w Ekstraklasie. Po dobrym początku sezonu ogromną zniżkę formy zanotował Waldemar Sobota. Wspomniany wyżej Pich był chimeryczny, ale potrafił posłać piłkę do siatki; teraz nie uczynił tego od 28 listopada. Młodzi zawodnicy także nie rozwijają się w takim tempie jak oczekiwano. W Śląsku jest może teraz dwóch, maksymalnie trzech piłkarzy z potencjałem sprzedażowym, na których można zarobić przynajmniej kilkaset tysięcy euro. To mniej niż oczekiwano pod każdym względem.

***

Wydaje się, że decyzja na szczycie klubu już zapadła i kwestią nie jest czy, tylko kiedy nastąpi rozstanie z trenerem Vitezslavem Lavicką. Najrozsądniej byłoby to uczynić po sezonie, bo czeski szkoleniowiec mimo wszystko zasłużył na kredyt zaufania. Cel teoretycznie w dalszym ciągu może zrealizować. Jeśli jednak nie wygra z Wisłą Płock, to pewnie do dymisji dojdzie już podczas przerwy reprezentacyjnej. I zagłębiając się w problemy Śląska, trudno będzie mieć do tej decyzji szczególne pretensje.


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się