Autor zdjęcia: Krzysztof Porebski / PressFocus
Stoch kontra Boakye - kto przełamie się jako pierwszy?
Co łączy Richmonda Boakye i Miroslava Stocha? Obaj dołączyli do swoich zespołów w lutym, obaj podpisali kontrakty do końca sezonu oraz obaj mają bardzo bogate CV, które kazało nam się zastanawiać nie czy, a kiedy pozamiatają tę ligę.
Obaj również nie strzelili w tym sezonie jeszcze żadnego gola ani nie zaliczyli żadnej asysty, a dzisiaj zagrają przeciwko sobie. Pytanie więc zasadne – który z nich jako pierwszy się przełamie? Bo nie ma co ukrywać, gdy do polskiej ligi przychodzi gość, który jeszcze niedawno by na Polskę pod względem pracowniczym nawet nie spojrzał, oczekujemy od niego, że będzie się chociaż minimalnie wyróżniał. Że będzie kimś takim, jak Vadis Odjidja-Ofoe dla Legii, Marko Vejinović dla Arki za pierwszym razem, czy Carlitos dla Wisły Kraków. Krótko mówiąc – będzie piłkarzem, po którym zobaczymy, że Ekstraklasa to dla niego zdecydowanie za niskie progi.
I nie mówimy, że Boakye i Stoch takimi piłkarzami nie będą. Wszak pamiętamy, jak rozwijała się kariera wspomnianego Vadisa w Legii. Najpierw miał zaległości, powoli dochodził do formy, by ostatecznie stać się kozakiem strzelającym gole w Lidze Mistrzów i najlepszym zawodnikiem w Ekstraklasie. Ale jest też jedna zasadnicza różnica – Belg spędził w Warszawie praktycznie cały sezon i miał czas, by się jednocześnie przez jakiś czas wprowadzić do zespołu i potem – pokazać swój potencjał, gdy osiągnął przyzwoity poziom. Boakye i Stoch są w innej sytuacji. Przyszli do Ekstraklasy na samym początku rundy wiosennej i tak naprawdę do zaprezentowania swoich umiejętności pozostało im maksymalnie 10 spotkań.
Oczywiście, istnieje możliwość, że ich przygoda w Polsce nie skończy się na półrocznym epizodzie, o czym zresztą w kontekście Ghańczyka w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” mówił Artur Płatek. Jednak my staramy się być realistami – Boakye mocno zszedł z wymagań finansowych, a ważnym czynnikiem, dla którego do Górnika w ogóle trafił jest fakt, że jego dziewczyna studiuje w Polsce. Z kolei Miroslav Stoch nie ukrywa, że to właśnie Mistrzostwa Europy są teraz dla niego najważniejsze, a gra w Zagłębiu to tylko środek, który ma mu to umożliwić. Na pytanie o to, czy Euro jest jego głównym celem, dla Weszło powiedział następująco:
- Tak, to dla mnie jedna z największych motywacji. Wiem, że istnieje szansa, żebym pojechał. Wszystko zależy teraz tak naprawdę ode mnie i mojej gry. Jeśli będę grał dobrze, szansa się pojawi. Wierzę, że może się udać.
Właśnie, jeśli będzie grał dobrze. Pytanie tylko, co dla niego znaczy dobrze, co dla trenera reprezentacji Czech znaczy dobrze, a co dla widzów Ekstraklasy – parząc przez pryzmat kariery 31-latka – znaczy dobrze? Jako że on i Boakye są z zasady piłkarzami ofensywnymi (skrzydłowy i napastnik), to nie sposób nie wymagać od nich wpływu na ofensywną grę swoich klubów. Minęły na razie cztery kolejki, w których obaj piłkarze grali – czasami dłużej, innym razem krócej – i szczerze mówiąc, my tego wpływu wizualnego, jak i faktycznego (liczbowego) nie widzimy.
Pewnie nie ma w tym nic niezwykłego. Przecież, tak jak napisaliśmy wyżej, minęły dopiero cztery mecze. Nieco ponad miesiąc od transferu. Ale też można spojrzeć na to inaczej. Jeśli klub bierze piłkarza na pół roku, to musi oczekiwać jakości na teraz, bo niby na kiedy? Na 28. kolejkę? O tyle dobrze, że ani Boakye, ani Stoch nie musieli się fizycznie aklimatyzować i weszli bardzo szybko do pierwszego składu. Z tym, że na razie w ich poczynaniach dominuje przeciętność przeplatana z ekstraklasową zwyczajnością. Kto zatem przełamie się jako pierwszy?
Za portalem ekstraststs.pl:
-
Richmond Boakye miał 1 dogodną sytuację do zdobycia bramki, kolegom nie stworzył żadnej
-
Przez 227 minut oddał 10 strzałów (4 zza pola karnego), w tym dwa celne (jeden zza szesnastki)
-
Zaliczył w sumie 3 kluczowe podania
-
Łącznie jego współczynnik Expected Goals (czyli suma wyników metody Expected Goals dla każdego strzału oddanego przez zawodnika) wynosi 1. Lepszy ma tylko pięciu piłkarzy Górnika
-
0 goli, 0 asyst
Ghańczyk jest rzecz jasna aktywny, ale mamy wrażenie, że wciąż momentami nie ogarnia sposobu gry w Ekstraklasie. Cóż, w sumie nie dziwne, skoro wcześniej występował w ligach znacznie lepszych. Bardzo dobrą okazję zmarnował tuż po wejściu ze Stalą Mielec, z Lechią z kolei oddał całkiem sporo strzałów, ale tylko jeden zza pola karnego był w miarę udany. A i tak piłkę bez większych problemów wyłapał Kuciak i to w zasadzie tyle z zagrożenia pod bramką rywala. A przypominamy, Boakye jest napastnikiem, który miał rozwiązać problem nawarstwiającej się nieskuteczności w Zabrzu.
Jak to wygląda u Miroslava Stocha?
-
Żadnej dogodnej sytuacji do zdobycia bramki ani nie miał, ani nie stworzył
-
Przez 272 minuty oddał 7 strzałów (w tym 4 zza pola karnego), z czego jeden był celny (zza pola karnego właśnie)
-
Zaliczył 7 kluczowych podań
-
Łącznie jego współczynnik Expected Goals wynosi 0,252, a Expected Assists 0,336 (czyli suma wyników metody Expected Goals dla strzałów, przy których dany zawodnik zaliczył kluczowe podanie)
-
0 goli, 0 asyst,
Brakowało nam tego, co wreszcie w ostatnich dwóch spotkaniach zaczął znowu robić Filip Starzyński. Wzięcia odpowiedzialności, poholowania piłki i minięcia zawodników. Brakuje błysku, dzięki któremu moglibyśmy powiedzieć: „Kurde, warto było”. Na razie Miroslav Stoch jest bardzo dyskretny. Bierze udział w akcjach, ale w tych najważniejszych jest jakby z boku. Prawdę powiedziawszy, gdyby nie nazwisko i fakt, że jesteśmy bardzo ciekawi, co nam Czech pokaże w każdym kolejnym meczu, pewnie nie zwracalibyśmy na niego większej uwagi w trakcie spotkań. Inna sprawa, że Zagłębie da się oglądać dopiero od mniej więcej dwóch kolejek, ale i wtedy Stoch nie wyróżnił się niczym podobnym do lidera lubinian Filipa Starzyńskiego. A nie ma co ukrywać - Stoch do miana lidera bez dwóch zdań powinien aspirować.
Dzisiaj obaj panowie mają kolejną okazję do tego, by się pokazać polskiej piłce z tej lepszej strony. A nawet przypomnieć, bo po chwilowym szumie związanym z transferami to zainteresowanie zdecydowanie spadło i bądźmy szczerzy – jeśli sami zawodnicy nic z tym ne zrobią na boisku, nie powinni liczyć na specjalne traktowanie. Prędzej na miejsce na kolejnej liście kozaków, którzy po przyjściu do Ekstraklasy nie spełnili pokładanych w nich oczekiwań.