Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Krystyna Pączkowska/slaskwroclaw.pl

Jacek Magiera oficjalnie trenerem Śląska. Co ma dać WKS-owi, a czego nie dawał Lavicka?

Autor: Bartosz Adamski
2021-03-22 21:06:06

Zgodnie z zapowiedziami Jacek Magiera został nowym szkoleniowcem Śląska Wrocław i na pierwszy rzut oka jest to wybór optymalny. Były trener Legii Warszawa ma bowiem te cechy, których włodarze ekipy ze stolicy Dolnego Śląska poszukiwali u następcy Vitezslava Lavicki. Wygląda to więc na ruch spójny ze strategią, w jakiej chce podążać klub.

A jaka ona jest? Opowiadał o niej prezes Piotr Waśniewski w wypowiedzi dla telewizji klubowej. - Trener Magiera w Śląsku Wrocław będzie realizował jedno z naszych głównych założeń, czyli wykorzystywanie wychowanków naszej akademii, zawodników młodych, których w ostatnim czasie pozyskaliśmy wielu. Bardzo ważnym aspektem była jego wiedza jako selekcjonera grup młodzieżowych pod kątem tego, czym dysponuje polska piłka nożna, jeśli chodzi o graczy perspektywicznych.

Odmłodzić skład

Przede wszystkim Jacek Magiera ma więc postawić na większą liczbę młodych zawodników w pierwszym składzie. Śląsk ma bowiem najstarszy zespół w lidze, średnia wieku wyjściowej jedenastki wynosi 28,52 lat (dane za ekstrastats.pl). Vitezslav Lavicka w zaledwie trzech spotkaniach desygnował od początku więcej niż jednego młodzieżowca, a i tak szczytem marzeń było dwóch takich graczy. Krótko mówiąc: zupełnie nie na to umawiało się z nim szefostwo klubu.

Wprawdzie Laviczce udało się wypromować Przemysława Płachetę, ale umówmy się: nie był to junior stworzony przez czeskiego szkoleniowca, tylko dosyć ukształtowany zawodnik, o którego zabijała się połowa Ekstraklasy. Z żadnym z wychowanków WKS-u tej sztuki nie udało mu się powtórzyć. Przez długi czas od Jakuba Łabojki wolał Diego Żivulicia, którego pamiętał z czeskiej ligi. W końcu po "drobnych" sugestiach z tzw. góry przystał na odstawienie Chorwata i danie więcej szans Łabojce, sprzedanemu później za 600 tysięcy euro do Brescii.

Magiera natomiast choć jest dopiero pierwszy dzień przy Oporowskiej, to zna już większość młodych zawodników, którzy znajdują się w szatni. W reprezentacjach U-20 i U-19 pracował z Łukaszem Bejgerem, Marcelem Zyllą, Mateuszem Praszelikiem (pamięta go też z Legii), a także Adrianem Łyszczarzem, którego mianował kapitanem podczas mistrzostw świata. W dotarciu do nich nie będzie miał najmniejszego problemu. Z pozostałymi też powinien sobie poradzić i wykrzesać z nich to, co najlepsze. To właśnie podczas kadencji 44-latka powinniśmy się przekonać na co tak naprawdę stać wrocławską młodzież. Ostatnim wychowankiem Śląska, który debiutował w jego barwach w Ekstraklasie i udało mu się w lidze zagościć na dłużej jest... Kamil Biliński. Trochę czasu już od tej pory minęło, a kolejni młodzi gracze z tutejszej Akademii byli weryfikowani negatywnie na dłuższą metę. Działacze przekonują, że teraz tym juniorom potencjału nie brakuje, więc kto jak kto, ale akurat Magiera powie: sprawdzam. Umie wszak do nich trafić.

Jeszcze bardziej postawić na Polaków

Śląsk w ostatnich dwóch oknach transferowych sprowadził wyłącznie polskich zawodników. W głównej mierze dzieje się tak z powodu kiepsko rozwiniętego działu skautingu i wrocławski klub opiera się przede wszystkim na piłkarzach, których zna oraz może szybko zweryfikować - albo pierwszoligowych, albo sprawdzonych w Ekstraklasie, albo wracających z renomowanych zagranicznych akademii.

Problem jednak w tym, że nie przełożyło się to gwałtownie na spolszczenie wyjściowego składu. Wciąż przeważają w nim zawodnicy z zagranicy, a WKS ze swoją średnią 5,24 Polaków w wyjściowej jedenastce jest dopiero 11. w lidze. Chętniej stawia się na rodzimych graczy w pięciu z sześciu drużyn, które obecnie wyprzedzają "Wojskowych" w tabeli.

Wydaje się, że Magiera jest odpowiednim wyborem do takiej koncepcji, bo to była jedna z głównych kości niezgody między nim a Dariuszem Mioduskim co do polityki transferowej. - Prezes mówił, że zwolnił mnie, bo nie podobał mu się sposób konstruowania drużyny. Tylko że za taką konstrukcję był odpowiedzialny on. Żaden z tych zawodników zagranicznych [którzy trafili do nas po mistrzostwie - dop. red.] nie był na mojej liście. Ja chciałem Polaków. Moim pierwszym wyborem był Mariusz Stępiński (...), drugim Artur Sobiech. Chciałem Rafała Wolskiego. Nikt z tych zawodników do nas nie trafił - mówił w lutym 2019 roku w "Stanie Futbolu". We Wrocławiu o wciskanie zagranicznych graczy nie musi się martwić. Pod tym względem linia programowa na pewno będzie spójna.

Grać bardziej widowiskowo

Nie tylko w tym roku, ale i ogółem w wielu meczach tego sezonu bardzo ciężko oglądało się Śląsk. Gorzej w piłkę gra ostatnio tylko Cracovia i może Wisła Płock. Nawet Podbeskidzie Bielsko-Biała miewało znacznie lepsze spotkania. Wrocławianie byli bardzo skuteczni, ale do bólu pragmatyczni w swoim sposobie na mecz. Zamknięci byli w ryzach taktycznych, nie było w tej grze polotu i finezji. Po niedawnych spotkaniach nawet sami zawodnicy, z Robertem Pichem na czele, mówili, że chcą grać bardziej odważnie.

Nie możemy oprzeć się wrażeniu, że sprzyjało im wiele szczęścia. Zerkamy bowiem w statystyki expected goals, które wylicza ekstrastats.pl i widzimy, że gdyby ustalać tabelę na podstawie stworzonych sytuacji, to wrocławska drużyna byłaby... przedostatnia, gorsze jest tylko Podbeskidzie. Podopieczni Lavicki aż 48% goli strzelili po stałych fragmentach gry. W dodatku byli drugą najgorszą ekipą pod względem posiadania piłki i trzecią, jeśli chodzi o pozwalanie rywalom na tworzenie sytuacji bramkowych. Po zapoznaniu się z tymi faktami siódme obecnie miejsce w tej słusznej tabeli jest naprawdę zdumiewająco wysokie.

Magiera ma przede wszystkim sprawić, że w drużynie pojawi się więcej polotu. Na wyjazdach i u siebie to często były dwie różne ekipy. Na własnym stadionie Śląsk potrafił dominować, grać piłką, tworzyć wiele sytuacji, zaś w delegacji przeważnie się cofał, wyczekiwał na błąd przeciwnika i zadowalał remisem. Był nieraz aż przesadnie minimalistyczny i o ile w pierwszych połowach tracił najmniej bramek spośród wszystkich ekip w lidze, o tyle w drugiej ponad dwa razy więcej niż przed przerwą. Były szkoleniowiec Legii pokazał w warszawskiej drużynie, że potrafi grać widowiskowo, z zamiarem zdominowania rywala. Oczywiście wtedy miał zupełnie innych, o wiele lepszych piłkarzy z Vadisem Odjidją-Ofoe, Nemanją Nikoliciem, Aleksandarem Prijoviciem i Miroslavem Radoviciem na czele, ale wydobył z nich w ofensywie to, co najlepsze. Z Bartłomieja Pawłowskiego, Roberta Picha, Lubambo Musondy, Mateusza Praszelika, Erika Exposito i Fabiana Piaseckiego na pewno też da się wycisnąć więcej. 

Rozwijać zespół

W sumie Czech był w Śląsku 26 miesięcy. I o ile tabela za pierwsze 13 miesięcy jest dla niego bardzo korzystna, o tyle za drugie już nieszczególnie. W pierwszej rubryce jego zespół zajmuje czwartą pozycję, w drugiej już jedenastą.


Źródło: 90minut.pl

Śląsk zamiast się rozwijać, w najlepszym razie stał w miejscu, a w ostatnim czasie notował już regres. Nie tylko pod względem wyników, ale i stylu gry. Nie wyglądał jak zespół, z którym Lavicka pracuje już ponad dwa lata, a raczej jak zbieranina, którą dopiero objął i próbuje coś z nią sklecić. W tym roku w ośmiu meczach wygrał zaledwie raz, szczęśliwie, z Pogonią Szczecin, po dwóch golach w samej końcówce pierwszej połowy, choć zupełnie nic na to nie wskazywało. Brakowało meczów, po których moglibyśmy powiedzieć jednoznacznie, że drużyna idzie w dobrym kierunku i lada chwila wyjdzie z dołka. Przeciwnie: nie potrafiła narzucić swojego stylu gry, zdominować rywala. Była siermiężna i marnowała swój potencjał.

Trudno szukać zawodników, którzy względem poprzedniego sezonu poczyniliby progres. Przez większość jesieni efektywny był Pich, ale zablokował się w listopadzie i od jedenastu meczów nie dorzucił choćby asysty. Tak aktywny w ofensywie nie jest już Dino Stiglec, w poprzedniej edycji należący do absolutnej czołówki lewych obrońców w lidze. Nic nie wskazuje na to, żeby Exposito przebił tę niewygórowaną granicę ośmiu bramek z ubiegłego sezonu. Wysoki poziom utrzymuje jedynie Matus Putnocky, ale ma też ciągle wiele okazji do wykazywania się, co raczej nie jest dobrą wiadomością dla trenera i bloku defensywnego. W zasadzie jedynym pozytywnym zaskoczeniem jest dyspozycja Mathieu Scaleta, z którym nikt we Wrocławiu w zasadzie nie wiązał już nadziei. Ale znów - wskoczył do składu, bo kompletnie bez formy jest Waldemar Sobota, mimo że wejście w sezon miał udane. Chyba po prostu metody szkoleniowe Lavicki przestały już trafiać do zawodników.

Czy Magiera będzie potrafił rozwijać zespół z roku na rok? Trudno powiedzieć, bo w Legii nie dane było mu nic zbudować, wyleciał po pierwszym kryzysie - odpadnięciu z Sheriffem Tiraspol w IV rundzie eliminacji do Ligi Europy, gdy miał znacznie osłabiony zespół względem poprzedniego sezonu. We Wrocławiu umowę podpisał na dwa i pół roku, więc powinien dostać wystarczająco dużo czasu. Śląsk nerwowych decyzji prędko podejmował nie będzie.

Awansować do europejskich pucharów

Tak, w to mierzy Śląsk. Nie jest to raczej już perspektywa tego sezonu, choć Jacek Magiera wciąż wierzy, że może jeszcze uda się coś namieszać. - Od pierwszego dnia w klubie będziemy koncentrować się na czekających nas spotkaniach w obecnych rozgrywkach, ponieważ uważam, że ten sezon może dostarczyć nam jeszcze wielu powodów do zadowolenia – powiedział po podpisaniu umowy.

Na pewno jednak w kolejnej edycji "Trójkolorowi" mają włączyć się do walki o europejskie puchary. Nawet nie za wszelką cenę przez ligę, ale również przez Puchar Polski. W poprzednich latach WKS odpadał, zanim jeszcze te rozgrywki na dobre ruszyły. Dwukrotnie działo się to w Łodzi - najpierw z Widzewem, a teraz z ŁKS-em. Choć oczywiście nikomu ze sterników wrocławskiego klubu to się nie podobało, przymknęliby na to oko, gdyby Lavicka obronił się wynikami w lidze. A zespół zaczął coraz bardziej oddalać się od podium. Patrząc natomiast na zestaw półfinalistów w tej edycji, łatwo można odnieść wrażenie, że dzięki tym rozgrywkom można ratować to, co się popsuło w lidze.

O mistrzostwie Polski nikt we Wrocławiu głośno już nie powie, bo doskonale pamiętamy, czym w ostatnich latach kończyły się takie zapowiedzi. Teraz wrocławianie są ligowymi średniakami, ale z aspiracjami i potencjałem. WKS w końcu nie tylko infrastrukturalnie, ale i kadrowo stać na walkę o podium. Naturalne więc, że tego w szerszej perspektywie będzie się wymagać od 44-letniego szkoleniowca.

Teraz ma się jednak skupić na poukładaniu tego, co przestało funkcjonować za Lavicki. Nie przejmuje zespołu, który jest w ogromnym marazmie i musi bać się o ligowy byt. Wręcz przeciwnie: trzeba usprawnić jedynie kilka mankamentów, by pójść do przodu. Tabela jest tak spłaszczona, że w te pozostałe osiem meczów można naprawić to, co się straciło po ośmiu tegorocznych spotkaniach i zrealizować cel minimum, czyli poprawić się o jedną pozycję względem poprzedniego sezonu. Czwarte miejsce wciąż jest jak najbardziej realne.


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się