Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Własne

Tomaszewski: Zieliński to drugi Messi. Milik: Nie zmarnowałem czasu. Polacy w kadrze... Anglii

Autor: zebrał Maciej Golec
2021-03-24 07:55:53

Środowa prasa została zdominowana przez reprezentację Polski. Co nie dziwne, bo już jutro reprezentacja rozegra mecz z Węgrami. Z tej okazji przeczytamy wywiady z Arkadiuszem Milikiem i Janem Tomaszewskim, czy też dowiemy się, dlaczego lepiej, żeby Sosusa nie naśladował Beenhakkera.

„PRZEGLĄD SPORTOWY”

„Milik: Nie zmarnowałem czasu”

Od pierwszego meczu we Francji pokazał pan, że jest w dobrej formie strzeleckiej. Co pan robił, kiedy zniknął z radarów w Italii? 

W pierwszych występach w OM nie czułem się gotowy, po dwóch meczach doznałem lekkiego urazu i znowu wypadłem z rytmu. Ale z każdym tygodniem jest coraz lepiej. Czuję się dobrze fizycznie, wraca czucie piłki, potrzebowałem regularności i ciągłości. Nawet kiedy w drugim występie w OM strzeliłem gola z Lens, nie byłem sobą, ale odbudowałem się fizycznie. A co robiłem w Neapolu? Miałem czas solidnie popracować w siłowni, wzmocnić partie mięśniowe, poćwiczyć też na boisku. Odbyłem dużo dodatkowych treningów, by być jak najlepiej przygotowanym do zmiany klubu w styczniu. Latem trenowaliśmy w Napoli w pięciu, sześciu zawodników. Grupę stanowili ci, którzy mieli odejść. Z każdym tygodniem grono się zmniejszało, aż zostałem tylko ja i Fernando Llorente. Jego zgłoszono do kadry meczowej, mnie nie. Czasem ćwiczyłem z pierwszą drużyną, ale kiedy były zajęcia taktyczne lub podporządkowane konkretnemu meczowi, trenowałem indywidualnie. Uważam, że nie zmarnowałem czasu.

Wszystko, co w piłce najgorsze już za Arkadiuszem Milikiem, a co najlepsze przed? 

Jestem przekonany, że tak. Mam dopiero 27 lat, ale już sporo doświadczenia. Zbliżam się do optymalnego wieku dla napastnika. Jestem zdeterminowany, by się rozwijać, mam odpowiednie nastawienie i mentalność, nie boję się pracy. Z optymizmem patrzę w przyszłość.

Więcej TUTAJ

***

„Snajper strzela ślepakami”

Napastnik numer jeden od dawna nie strzela goli, numer dwa czasem trafia do siatki, ale gra w kratkę, a numer trzy nigdy nie zdobywał dużo bramek, mało gra i w reprezentacji znalazł się z powodów politycznych – taki jest obraz węgierskiego ataku przed meczem z Polską. Kierując się tylko statystykami, my mamy najlepszego napastnika w Bundeslidze, a Węgrzy... najgorszego. Adam Szalai w tym sezonie nie strzelił jeszcze gola, a w zeszłym tylko raz trafi ł do siatki, w grudniu 2019 roku. Ktoś pomyśli, że może chociaż wypracowuje sytuacje kolegom, ale z asystami u niego jest dokładnie tak jak z bramkami. Ostatnią miał również 15 miesięcy temu i było to jego jedyne tego typu zagranie w zeszłym sezonie, a w tym ma zerowy dorobek.

Węgrzy nie mają innego skutecznego napastnika. Głównym konkurentem Szalaia jest dobrze nam znany Nemanja Nikolić. W tym sezonie rówieśnik kapitana kadry nie gra jednak tak jak dawniej. Zdobył dotąd osiem bramek w lidze węgierskiej, w prawie połowie meczów Fehervaru wchodził z ławki. Przede wszystkim jest jednak niższy (180 cm) i jego styl mniej pasuje trenerowi niż Szalaia.

***

„Niemiec pogwiżdże w Budapeszcie”

Felix Brych będzie arbitrem czwartkowego meczu Węgry – Polska. Kiedy ostatnio sędziował nasze spotkanie, odpadliśmy z EURO 2016. Brych jest jednym z najbardziej doświadczonych niemieckich arbitrów. 45-letni sędzia z zawodu jest prawnikiem, ma stopień doktora. Mecze Bundesligi prowadzi od 2004 roku, a trzy lata później został arbitrem międzynarodowym FIFA. Poprowadził w karierze 53 spotkania międzypaństwowe na szczeblu reprezentacji A (w tym 47 z udziałem przynajmniej jednej drużyny z Europy). Gwizdał po jednym grupowym meczu w finałach MŚ 2014 (Belgia – Rosja 1:0) i 2018 (Serbia – Szwajcaria 1:2). W tym ostatnim popełnił poważny błąd, nie dyktując rzutu karnego dla Serbów, kiedy napastnika Aleksandara Mitrovicia powaliło jednocześnie dwóch obrońców. Nie chciał skorzystać z wideoweryfikacji i FIFA nie wyznaczała go już potem do turniejowych spotkań.

Więcej TUTAJ

***

„Szybko, dziwnie i pusto”

Wyjątkowo krótkie, za to bardzo intensywne, z rozbudowanymi barażami, głównie przy pustych trybunach, częściowo na neutralnych stadionach, a przede wszystkim przy wielu obostrzeniach związanych z koronawirusem – tak mają wyglądać te eliminacje mistrzostw świata.

Po pierwsze, potrwają tylko osiem miesięcy, a nie jak zwykle około czternastu. Liczba meczów nie uległa jednak zmniejszeniu, co oznacza, że kalendarz jest mocno na pięty. Drużyny czekają nawet po trzy spotkania w ciągu tygodnia. Ponadto mają najbardziej skomplikowany jak dotąd system awansu. Bezpośrednio prawo gry w Katarze zapewnią sobie tylko zwycięzcy grup, a kwalifikacje zakończą baraże. Poza drużynami, które zajmą drugie miejsca w grupach, wystąpią w nich dwa najwyżej sklasyfikowane zespoły z Ligi Narodów, które nie zapewnią sobie awansu lub miejsca w play-off poprzez odpowiednio wysoką lokatę w grupie. W barażach weźmie udział aż 12 ekip, ale do Kataru polecą jedynie trzy z nich. Odbędą się więc dwie rundy, a nie tylko jedna, jak do tej pory.

Więcej TUTAJ

***

„Ofensywne bogactwo”

Takiego bogactwa w ataku może pozazdrościć Francuzom cała Europa. Kylian Mbappe, Antoine Griezmann i Olivier Giroud straszą teraz piłkarzy Ukrainy, z którą dziś zmierzą się Les Bleus. Ofensywę wzmocnił też Ousmane Dembele (na zdjęciu). Niesforny zawodnik ostatni raz zagrał w kadrze w listopadzie 2018 roku. Potem głównie leczył kontuzję, a gdy występował w Barcelonie, prezentował się słabiej. Złośliwi twierdzili, że bardziej interesuje go gra w Fortnite’a niż kopanie piłki.

Więcej TUTAJ

***

„Polacy w kadrze… Anglii”

Sytuacja jest wyjątkowa. Nigdy wcześniej nie słyszałem, by aż dwóch polskich bramkarzy znalazło się w reprezentacji innego kraju – mówi Przemysław Soczyński, skaut PZPN w Anglii. Hubert Graczyk i Filip Marschall to dwaj z czterech golkiperów (pozostali to Coniah Boyce-Clarke z Reading i Adam Richardson z Sunderlandu) powołanych przez selekcjonera kadry Anglii U-18 Kevina Betsy’ego na rozpoczynające się jutro zgrupowanie przed towarzyskim meczem z Walią, zaplanowanym na poniedziałek 29 marca. Pochodzenie zawodników nie podlega dyskusji: obaj mają polskich rodziców i w domu posługują się naszym językiem. Różnica polega tylko na tym, że pierwszy urodził się w Polsce i jako małe dziecko wyemigrował z rodziną do Wielkiej Brytanii, a drugi przyszedł na świat już w Zjednoczonym Królestwie. – Na Marschalla wpadłem w taki sposób, że ktoś zwrócił mi uwagę na pisownię jego imienia, przez „F”. Nie było jednak pewności, czy to Polak, ponieważ wiele nacji, w tym Czesi i Słowacy, posługują się nim. Ale kiedy skontaktowałem się z tatą Filipa, wszystko stało się jasne – opowiada Soczyński.

Więcej TUTAJ

***

„Bugajski: Sousa jak Beenhakker? Oby nie!”

Beenhakker już na dzień dobry znalazł się w krytycznym punkcie. W PZPN byli i tacy prominentni działacze, co już szykowali pisemną decyzję o zwolnieniu go z obowiązku dalszego wypełniania selekcjonerskiego kontraktu. Idealnym momentem na wręczenie mu takiego pisma miał być następny dzień po kolejnej domowej porażce, tym razem z Portugalią. Tyle że Beenhakker zagrał niedowiarkom na nosie i Polacy na Stadionie Śląskim wygrali 2:1. Był to najlepszy mecz naszej drużyny chyba od potyczki z Belgią (3:0) na mundialu w 1982 roku.

Teraz Paulo Sousa doradców wyposażonych w istotną wiedzę o polskim futbolu w gronie zaufanych współpracowników nie ma. Przy wysyłaniu powołań zapewne opierał się na opinii Zbigniewa Bońka, który przecież zawsze miał żyłkę selekcjonerską. Musiał też wysłuchać zdania Macieja Stolarczyka, skoro ten jest trenerem młodzieżówki. Kilkoma nominacjami Portugalczyk zaskoczył, jakby chciał pokazać, że nie ma zamiaru iść utartymi ścieżkami, w końcu jest człowiekiem z zewnątrz, z innym spojrzeniem. Wątpliwości w niektórych punktach są nieuniknione i już występ w Budapeszcie da parę pierwszych odpowiedzi. I chyba jednak lepiej, aby Sousa nie zaczynał tak samo jak Beenhakker. Bo drugi raz taki sam cud w następnych meczach może się nie wydarzyć....

Więcej TUTAJ

***

„SPORT”

„Nie tylko od szabli i szklanki”

Szczególną postacią, która łączy polski i węgierski futbol jest Michał Listkiewicz, prywatnie... kibic Ferencvarosu. W swej działalności pełnił on rozmaite funkcje, ale najbardziej znany jest z tego, że sędziował - na linii - finał mistrzostw świata w 1990 roku, a w latach 1999-2008 był prezesem PZPN. W 1977 roku ukończy filologię węgierską na Uniwersytecie Warszawskim i o Węgrzech zawsze wypowiada się z wielkim sentymentem. Swoją fascynację tym krajem zawdzięcza, jak zresztą wielu Polaków, wyjazdom na wakacje z rodzicami. Później były studia i... handel, czym trudniły się setki tysięcy naszych rodaków. W budapesztańskim akademiku Listkiewicz sprzedawał perfumy, które na Węgrzech były towarem szalenie pożądanym, a następnie myślał o tym, by zostać tłumaczem. Był też korespondentem „Nepsportu”, największego sportowego dziennika na Węgrzech, ale ostatecznie zdecydował się na działalność sędziowską, choć warto przypomnieć, że w latach 1977-87 był też warszawskim korespondentem „Sportu”. Karierę arbitra zaczynał od... koszykówki, a resztę już znamy.

***

„Czy to jest ten moment?”

Musimy mieć kilku liderów - powiedział tuż po objęciu funkcji selekcjonera Paulo Sousa. - Od Piotra Zielińskiego i od wszystkich innych oczekuję, że będą częścią tego procesu - dodał Portugalczyk, choć z imienia i nazwiska wymienił tylko jednego zawodnika. Łatwo się zatem domyślić, że z 27-letni pomocnikiem Napoli opiekun naszej drużyny narodowej wiąże spore nadzieje. Sousa zna tego zawodnika doskonale z występów w lidze włoskiej, a był nawet moment, że chciał go sprowadzić do Fiorentiny, gdy Polak występował na wypożyczeniu z Udinese w Empoli. Później, kiedy nasz reprezentant trafił już do Napoli, takiej możliwości nie było. Warto dodać, że nasz zawodnik trochę przyczynił się do tego, że Paulo Sousa - po sezonie 2016/17 - opuścił klub z Florencji. W przedostatniej kolejce rozgrywek Serie A Napoli - z Polakiem w składzie - rozbiło Fiorentinę 4:1. Zespół Paulo Sousy stracił tym samym szansę na awans do kwalifikacji Ligi Europy, a po sezonie Portugalczyk odszedł z klubu.

***

„Krisztian Lisztes: Faworytem są biało-czerwoni”

Kto jest faworytem czwartkowego meczu w Budapeszcie?

Polska, bo macie obecnie silny zespół, ale trzeba pamiętać, że ostatnio notowaliśmy dobre rezultaty, więc jestem optymistą, jak to spotkanie się zakończy. Realistycznie jednak patrząc, macie większe szanse. Polska jest silna, a przede wszystkim ma Roberta Lewandowskiego, supergwiazdę światowego futbolu. Jeśli miałbym określić procentowo, to 60 jest po waszej stronie. 

W czym upatruje pan pozytywów, jeżeli chodzi o węgierską reprezentację?

Mamy bardzo dobrego selekcjonera, który notuje solidne wyniki. Awansowaliśmy na Euro, zaliczyliśmy dobry występ w Lidze Narodów. Byłoby naprawdę dobrze wygrać z wami. Tutaj też trzeba podkreślić przyjacielskie stosunki między naszymi narodami.

***

„Koronawirus krzyżuje szyki”

Napięty kalendarz powoduje, że na Czarnym Lądzie - jak np. zrobiono to w Ameryce Południowej - nie sposób przełożyć kolejne mecze. Puchar Narodów - największa sportowa impreza w Afryce i tak już został przełożony. Najpierw miał być rozegrany w czerwcu i lipcu tego roku. Potem - ze względu na pogodę - zdecydowano, że będzie to początek 2021 roku. Wybuch pandemii postawił jednak wszystko na głowie. Dopiero teraz kończą się eliminacje. Skończyć się muszą w marcu, bo koniec maja i początek czerwca to już czas eliminacji MŚ Katar 2022.

***

„Trzeba trafić w dziesiątkę” 

Inauguracja nastąpi w Stambule, gdzie Turcja spotka się z Holandią, naszym niedawnym grupowym przeciwnikiem w Lidze Narodów. Ostatni raz obie spotkały się w 2015 roku w eliminacjach Euro na stadionie w Konyi i Turcja wygrała 3:0. Holandia była wtedy w kryzysie, odrodziła się pod wodzą Ronalda Koemana. Gdy w ubiegłym roku odszedł do Barcelony, „Oranje” mieli problemy. Ale stopniowo się podnosili. Nowy selekcjoner Frank de Boer zaczął od porażki, potem były trzy remisy, rok zakończono zwycięstwami z Bośnią i Polską. Z powodu ograniczeń nałożonych przez francuski rząd na podróżowanie w czasie pandemii Holandia miała taki problem z Memphisem Depayem, jak Polska z Arkadiuszem Milikiem. Ostatecznie napastnik Lyonu dołączył do kadry. Po kontuzji do bramki Holandii powraca Jesper Cillessen.

***

„Wyjątkowa sytuacja”

Przerwę ligową Holubek spędzi na kadrze, a sztab szkoleniowy Piasta na… kombinowaniu. Dlaczego? W meczu z Cracovią Słowak zobaczył 4. żółtą kartkę i w spotkaniu z Wisłą w Płocku nie zagra. Kto więc go zastąpi? Jednej nasuwającej się odpowiedzi nie ma. Widzimy kilka wariantów. Najbardziej prawdopodobnym jest oddelegowanie na lewą obronę któregoś z prawych obrońców. Bartosz Rymaniak udanie ostatnio zastąpił Martina Konczkowskiego, który borykał się z lekkim urazem, a sam „Konczi” również może biegać na drugim boku defensywy. W przeszłości na lewej obronie grywał inny prawy obrońca - Tomasz Mokwa, ale on ostatnio w ogóle nie wybiega na boisko, więc stanowi wielki znak zapytania. Mniej prawdopodobnym rozwiązaniem wydaje się przesunięcie do obrony któregoś z lewych pomocników lub zmiana systemu gry na trójkę obrońców i duet wahadłowych. - Opcji jest kilka. Mamy wielu doświadczonych graczy, którzy poradzą sobie na innej pozycji. Ale kogo wskaże sztab, tego nie wiem - mówi dyrektor sportowy Bogdan Wilk.

***

„Brakuje im zdrowia”

W ostatnim spotkaniu nie mogli wystąpić Marko Poletanović i Ben Lederman; obaj uszkodzili stawy skokowe. O szczególnym pechu może mówić drugi z wymienionych. 20-letni Amerykanin z polskim paszportem połowę ubiegłej rundy opuścił z powodu choroby. Na wiosnę wrócił do treningów i wywalczył miejsce w składzie. Jego uraz wygląda na poważniejszy i nie wiadomo, czy po przerwie reprezentacyjnej od razu wróci do gry. Z Poletanoviciem jest nieco lepiej. 27-letni Serb odczuwa mniejszy ból, a wszelkie wątpliwości mają rozwiać badania.

***

„Czas otworzyć czteropak”

Mówiąc konkretnie o Legii Warszawa, był to 15. raz, kiedy jej zawodnik strzelił w meczu ligowym co najmniej 4 gole. Ostatni taki przypadek miał miejsce w 1968 roku, a autorem „czteropaka” był Kazimierz Deyna w spotkaniu z ŁKS-em Łódź. W późniejszych latach takie przypadki również w Legii się zdarzały, ale tylko w meczach Pucharu Polski.

Licząc zaś całą ekstraklasę, ostatnim zawodnikiem, któremu w ciągu 90 minut udało się 4 razy wpisać na listę strzelców, był Adam Gyurcso z Pogoni Szczecin, a jego „ofiarą” w listopadzie 2016 roku padła Wisła Kraków - dokładnie wynikiem 6:2. Węgierski skrzydłowy skompletował hat trick między 15 a 25 minutą, 4. trafienie dorzucając kilka minut po przerwie. Niewiele zresztą brakowało, aby Gyurcso... stanął jutro naprzeciwko Polaków, ponieważ z końcem zeszłego roku zagrał dwa mecze w reprezentacji Węgier, ale tym razem powołania nie otrzymał.

***

„Pomocne dłonie Słowaka”

Doświadczony bramkarz od dwóch lat jest mocnym punktem zabrzańskiego zespołu. Teraz, choć jego drużynie różnie idzie, należy nie tylko do najlepszych w Górniku, ale też w całej lidze. Widać to choćby po naszej klasyfikacji „Złote buty”, w której po 22 kolejkach ma 137 punktów i o 3 wyprzedza Dante Stipicę, bramkarza Pogoni, który do niedawna prowadził.

***

„Nie zwieszają głów”

Po serii pięciu zwycięstw apetyty kibiców GKS-u Tychy przed drugą połową marca były znacznie większe. Gdyby podopieczni Artura Derbina kontynuowali passę, to byliby już wiceliderami. Jednak wyniki z zespołami z dolnej części tabeli – porażka w Nowym Sączu i remis z GKS-em Bełchatów - świadczą o tym, że atak na ekstraklasę będzie bardzo trudny. - Nastawiliśmy się w tym meczu, zresztą jak w każdym, na zdobycie trzech punktów i dlatego czujemy niedosyt – dodał wychowanek Dębu Dąbrowa Białostocka. - Brakowało, moim zdaniem, kropki nad „i”, czyli zdobycia bramki, bo sytuacje były. Gdybyśmy „napoczęli” przeciwnika i strzelili gola w I połowie, to myślę, że ten mecz potoczyłby się zupełnie inaczej. Byłby bardziej otwarty, a tak to toczyła się wyrachowana gra dwóch solidnych drużyn.

***

„Gorzki smak gola”

Na razie Miedź traci trzy punkty do strefy barażowej. Poza tym po niedzielnym zwycięstwie ze Stomilem Olsztyn krok z legniczanami zrównał Widzew Łódź. - Cztery punkty, jakie mamy w tej chwili do Arki, to nie jest nie wiadomo jaka strata - przekonuje Krzysztof Drzazga. - To są dwa mecze, a jeżeli złapiemy taką serię zwycięstw, jak na koniec poprzedniej rundy, to wszystko jeszcze jest do odrobienia. Powinniśmy jednak koncentrować się tylko na najbliższym meczu, niczym więcej.

***

„Zagadka strategiczna”

W meczu z Chrobrym Głogów bramkarz GKS-u 1962 Jastrzębie Grzegorz Drazik nie musiał wprawdzie zwijać się jak w ukropie, ale nie był też bezrobotny. Już na początku spotkania, konkretnie w 3 minucie, obronił soczysty strzał Mateusza Machaja z dystansu. W 32 minucie golkiper jastrzębian obronił groźną główkę Przemysława Stolca (z kornera centrował Machaj). W 68 minucie „Draziu” obronił strzał Dominika Dziąbka, a dwie minuty później odbił główkę tego samego zawodnika na słupek. Niestety, nadludzki wysiłek golkipera poszedł na marne, bo jego koledzy z obrony mieli spóźniony zapłon i Grek Mavroudis Bougaidis z bliska posłał futbolówkę do siatki. Jeszcze w 90 minucie bramkarz GKS-u obronił bardzo groźny strzał Maksymiliana Banaszewskiego z 10 metrów.

„SUPER EXPRESS”

„Tomaszewski: Zieliński to drugi Messi”

Paulo Sousa może obudzić dla reprezentacji Zielińskiego?

Trzeba go zwolnić z zadań defensywnych. Dla mnie to drugi Messi i dlaczego od Messiego nie wymaga się gry w defensywie? Jeśli będzie wolnym elektronem, to będzie grał tak samo jak w Napoli. Jestem przekonany, że będziemy dumni z naszych chłopców.

Długo nie wiadomo było, czy Robert Lewandowski będzie mógł zagrać z Anglią. Jak pan odbierał to zamieszanie?

To jacyś idioci wymyślili! Nie zdają sobie sprawy, że najważniejszą sprawą dla piłkarza jest gra dla drużyny narodowej. Gdyby Francuzi nie puścili Neymara na mecz reprezentacji Brazylii, to byłaby futbolowa wojna! Dyrektor sportowy Bayernu mówi, że on się nie zgadza, że on „Lewego” nie puści. Przepraszam, ale on to sobie może puścić bąka! Jeśli są jakieś obostrzenia pani kanclerz Merkel, to jest ich problem! Guzik nas to obchodzi! Francuzi z kolei mówią, że nie można grać poza Unią Europejską. A sami gdzie jadą na dwa mecze eliminacji? Ludzie, opamiętajcie się! Nie może nam jakiś Francuz czy Niemiec ustalać składu reprezentacji narodowej.

„GAZETA WYBORCZA”

„Węgrzy też mają swojego Lewandowskiego”

Brak 20-latka w składzie to gigantyczne osłabienie węgierskiego zespołu, budowanego od kilku miesięcy wokół postaci dynamicznego ofensywnego pomocnika. W drużynie narodowej nie ma nikogo, kto równałby się z nim pod względem rynkowej wartości, piłkarskiego potencjału oraz nadziei na przyszłość, jaka za tym potencjałem stoi. Bez Szoboszlaia Węgrzy tracą wiele, w ich zespole nie tyle nie ma gwiazd, co nawet solidnych europejskich rzemieślników – może z wyjątkiem dwóch graczy RB Lipsk (grają tam bramkarz Peter Gulacsi i środkowy obrońca Willi Orban). Są za to w węgierskiej drużynie znajomi z polskiej ekstraklasy. Pewne miejsce w ataku ma Nemanja Nikolić, w sezonie 2015/2016 najlepszy gracz ligi w barwach Legii Warszawa. W kadrze grywa też Gergo Lovrencics, mistrz Polski z Lechem Poznań w 2015 r.

Więcej TUTAJ


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się