
Autor zdjęcia: Piotr Matusewicz / PressFocus
Nowy selekcjoner, nowe twarze, nowe eliminacje, tylko jeden problem ten sam…
Wiele razy byliśmy świadkami takiej sytuacji w kadrze, gdy wiele rzeczy szwankowało, ale akurat na skrzydłowych mogliśmy liczyć i opierać na nich całą grę. Przez całą kadencję Jerzego Brzęczka jednak było zupełnie odwrotnie i obsada obu flanek spędzała mu sen z powiek. Paulo Sousa niestety odziedziczył i to dobrodziejstwo inwentarza.
I to również pomimo faktu, że teoretycznie powinien mieć w kim wybierać. Duże nadzieje wiązaliśmy przecież z transferami poszczególnych Polaków, którzy albo mieli robić duże (choć nie za duże) kroki na przód, albo przynajmniej wyswobadzać się z okowów ławek rezerwowych. Minęło jednak wiele tygodni i w sumie możemy powiedzieć, że jesteśmy w punkcie wyjścia.
Pod tym względem Kamil Grosicki to w ogóle jakiś fenomen socjologiczny. Gdzie to on miał nie wylądować, byleby grać… Mówiło się o innych ekipach Championship, w grę wchodziła Grecja, potem powrót do Legii czy nawet Pogoni Szczecin. Aż tu nagle staruszek czas przeminął nieubłaganie i skończyło się pozostaniem w West Bromie, gdzie szanse na regularne występy ma mniej więcej takie, jak Jerzy Urban na wygranie konkursów misterów 2021.
– Za mną jedna z najważniejszych decyzji w karierze. Zostaję w WBA i walczę o pierwszy skład oraz grę w Premier League i grę w reprezentacji Polski. Sytuacja nie jest łatwa, ale ja nigdy nie pękam i nigdy się nie poddaje – powiedział Kamil tuż po zamknięciu zimowego okienka transferowego. Niestety od 19 stycznia nie rozegrał już ani jednej minuty, nawet nie znalazł się w kadrze meczowej na jakiekolwiek starcie w Premier League.
Z perspektywy czasu jego wypowiedź z listopada: – trener Brzęczek wręcz nie ma prawa powoływać zawodników, którzy nie grają – stwierdził Grosicki. No ale może to dotyczyło właśnie tylko Brzęczka, a Sousa już może? Co ciekawe nowy selekcjoner ponoć widziałby naszego Turbo w roli prawego wahadłowego.
Według informacji różnych polskich mediów, na przykład TVP Sport, Grosik rywalizuje o miejsce w składzie z Kamilem Jóźwiakiem. Tyle że znów – żaden to powód do radości, a raczej wybór jak między kiłą i rzerzączką. Spoglądamy sobie w tegosezonowe dokonania wychowanka Lecha i widzimy, że… No, przynajmniej gra! Już sam fakt, iż w ogóle cieszymy się z tego, jest wymowny. Bo rzeczywiście Jóźwiak na boisko wybiega praktycznie co kolejkę. Czy to z ławki na 20 minut z hakiem, czy od pierwszej minuty na nieco ponad godzinę. Nie ma co się czepiać. Gorzej, jeśli przyjrzymy się liczbom: 1 gol + 2 asysty w 34 meczach to naprawdę słaby wynik. Ba, ostatni udział przy bramce Jóźwiak zanotował w 22. kolejce, czyli 16 spotkań temu, 29 grudnia. No dramat. Aż się człowiek przestaje dziwić czemu Derby County jest dopiero na 19. miejscu w Championship.
A pamięacie jakie fajne wejście do seniorskiej kadry miał Przemek Płacheta? Jak cieszyliśmy się, że po przejściu do Norwich nie zaginął w akcji tylko też dostawał sporo szans? Cóż, to też już melodia przeszłości sięgającej początków lutego. Licząc bowiem od 28. kolejki i porażki Kanarków ze Swansea, Polak w zespole Daniela Farke’a rozegrał minutę. Tak tak, dobrze czytacie, nic nie zjedliśmy – 1. minuta przeciwko ostatniemu (!) Wycombe! Tłumaczenie trenera? – Płacheta jest aż zbyt ambitny... – powiedział. Brzmi aż za głupio, chociaż chyba wiemy co chciał przekazać – po prostu sam na siebie za dużą presję narzuca i powinien też nieco wyluzować. Ale w ostatecznym rozrachuku nie zmienia to faktu, że Płacheta w tej chwili opcją nie jest.
W końcu duże rozczarowanie to też Jakub Kamiński. Jego przykład to z kolei przestroga i dla kibiców, i dla mediów. Był przecież już taki moment, kiedy spore grono osób dowodziło, że jest gotowy na pierwszą reprezentację i nie ma co czekać, tylko go powoływać i odważnie na niego stawiać. Bieżący sezon to mocna weryfikacja tego „koncertu życzeń”. Pamiętajmy – mówimy jednak o 19-latku, wciąż nieoszlifowanym talencie, który nawet kadry U-21 nie miał szansy podbić. Za wcześnie jeszcze na niego w seniorach, zdecydowanie.
Z kolei powołanie Sebastiana Kowalczyka w ogóle trudno zrozumieć, bo temu jednak daleko nawet do ligowego topu. W końcu mówimy o chłopaku, który w blisko 100 występach uzbierał 15 punktów w kanadyjce… No litości. O kandydaturze Dawida Kownackiego nie będziemy się rozpisywać z grzeczności.
Im dłużej człowiek zagłebia się w kwestię ewentualnej obsady naszych skrzydeł, tym mniej dziwi się, że Sousa od samego początku szuka zupełnie innego rozwiązania, czyli (prawdopodobnie) ustawienia 3-5-2. Oczywiście wahadła też przecież jakoś trzeba obsadzić, ale tu z jednej strony spokojnie poradzi sobie Rybus z Recą, z drugiej… No, jest nieco gorzej, o czym wspominaliśmy już wcześniej. Niemniej z dzisiejszej perspektywy koncepcja z takim ustawieniem wygląda na niezły pomysł, by z jego pomocą skutecznie ukryć kilka wad naszej ekipy, a wyeksponować jej atuty. Czyli na przykładać grać gęściej w środku, co pomoże Lewandowskiemu być mniej osamotnionym w ataku, a co ostatnio publicznie narzekał. A z drugiej strony lwia część naszej reprezentacji występuje właśnie w zespołach grającyh trójką z tyłu, solidnych obrońców generalnie mamy sporo, więc teoretycznie tu jakiegoś większego szoku być nie powinno.
Oczywiście dopiero wyniki i styl gry Biało-czerwonych w najbliższych spotkaniach zweryfikują słuszność tych koncepcji. Jednakowoż przynajmniej w teorii Sousa zdaje się kombinmować w dobrą stronę względem tego, jak rozwiązać nasz stary problem