Autor zdjęcia: Krzysztof Porebski / PressFocus
Przyspieszona inicjacja młodzieżowca. Niemczycki wygrał los na loterii i jedzie na kadrę!
Rok temu o tej porze rozgrywki w Polsce były zawieszone z powodu pandemii koronawirusa, a ostatnim meczem, jaki rozegrał Karol Niemczycki był ten przeciwko Zagłębiu Sosnowiec. Jego Puszcza wygrała 5:3, a gola strzelił mu między innymi Szymon Pawłowski. Dzisiaj dostał powołanie do reprezentacji Polski.
Podkolorowana historia, ale w gruncie rzeczy prawdziwa. Nikt w normalnych (czyli pozacovidowych) okolicznościach nie przypuszczałby, że Karol Niemczycki może w ogóle myśleć o powołaniu do reprezentacji. Przecież Polska od dawna jest fabryką bramkarzy europejskiej klasy i jeśli wobec tego ktoś wybiera tę pozycję, godzi się z tym, że konkurencja do walki o powołanie będzie bardzo duża, a szansa na otrzymanie go w najbliższych latach prawie żadna. To trochę tak, jak z napastnikami. Jeśli już ktoś spoza mainstreamu się dorwie do kadry, to na chwilę i z dużym prawdopodobieństwem piłkę kopnie jedynie na treningu.
Nie sądzimy, by inaczej było z Karolem Niemczyckim. Powiedzmy sobie szczerze – dla kadry to powołanie nie ma w gruncie rzeczy żadnego znaczenia. Ot, przyjedzie kolejny rezerwowy, trzeci w hierarchii. W meczu nie zagra, może na ławce nawet nie usiądzie, a zapewne najbardziej przyda się na treningach. Zamiast z Cracovią będzie ćwiczył z piłkarzami znacznie bardziej doświadczonymi i lepszymi piłkarsko od siebie.
Z perspektywy kadry po prostu kolejny piłkarz, ale z perspektywy Niemczyckiego? No nie sądzimy, by jakakolwiek pochwała od Michała Probierza, jakakolwiek nagroda – czy to młodzieżowiec miesiąca, czy inna – albo jakiekolwiek zwycięstwo z Cracovią mogłoby tego chłopaka bardziej zmotywować i dać pozytywniejszego kopa. Świadomość, że Paulo Sousa uważa go za najlepszego polskiego bramkarza w Ekstraklasie (dowołany golkiper musiał być z polskiej ligi) oraz że go obserwuje (bo z dnia na dzień nie wziąłby pierwszego lepszego bramkarza) jest na takim etapie kariery warta wiele.
Zawsze robiliśmy sobie jaja, gdy ktoś mówił mniej lub bardziej poważnie, że takiemu młodzianowi, który przyjeżdża na kadrę, dobrze zrobi aklimatyzacja wśród gwiazd największego formatu i nawet głupie zjedzenie razem z nimi obiadu na stołówce będzie niezapomnianym doświadczeniem przynoszącym profity. Ale w sytuacji, w której tego powołania się nie spodziewasz, bo nie byłeś nawet na liście rezerwowej, każdy szczegół może zrobić różnice w psychice, nastawieniu tego piłkarza. Już nawet nie mówiąc o jakiejś rozmowie w cztery oczy z selekcjonerem, obecności na odprawach. Krótko mówiąc – Niemczyckiemu się poszczęściło kosztem Łukasza Skorupskiego. Reprezentacyjną inicjację będzie miał za sobą jeszcze zanim zostanie pełnoprawnym kadrowiczem.
A jeśli w ogóle nim nie zostanie (w co wątpimy, obserwując go w Ekstraklasie), to przynajmniej będzie miał miłe wspomnienie. Jak widać, wystarczyła regularna gra w Ekstraklasie przez 2/3 sezonu, by zwrócić na siebie uwagę. Na bramkę Niemczyckiego uderzano w tym sezonie najwięcej razy (106), młodzieżowiec Cracovii obronił też najwięcej strzałów (81). I mimo że procent jego obron nie jest najwyższy w lidze, to i tak spośród regularnie grających Polaków nie ma sobie równych. Xavier Dziekoński rozegrał dopiero 8 spotkań, więc trudno wyciągnąć jakieś daleko idące wnioski, jeśli chodzi o jego formę, z kolei Michał Szromnik objawił się w Śląsku jako specjalista od trudnych sytuacji, zrobił dobre wrażenie, ale, podobnie jak poprzednik, grał niewiele. Ma na koncie tylko 3 występy w tym sezonie.
Sousa nie miał zatem dużego wyboru. Bartłomiej Drągowski, Rafał Gikiewicz, czy Kamil Grabara dojechać nie mogli, bo nie pozwalały im na to przepisy, więc szczęśliwy los powędrował do Niemczyckiego. Oby ten go tylko maksymalnie spożytkował. I oby to był już ostatni tego typu dylemat selekcjonera spowodowany koronawirusem.