Autor zdjęcia: własne
Kaczmarek: Sousa miał nosa, ale covidowego. Zieliński: Plan na Węgrów był naiwny. Lima: Po San Marino uwierzyliśmy w siebie
Sobotnia prasa, co naturalne, zdominowana jest przez tematy kadrowe. Nie brakuje ciekawych rozmów z Bogusławem Kaczmarkiem, Jackiem Zielińskim czy Ildefonsem Limą z Andory. Są ponadto analizy zremisowanego meczu z Węgrami i zapowiedzi przed Andorą. Na dokładkę kilka tekstów z polskiej piłki klubowej.
PRZEGLĄD SPORTOWY
"Wygrać i zapomnieć"
Trzy dni po remisie z Węgrami (3:3) w Budapeszcie i trzy dni przed wyjątkowo trudnym bojem z Anglią na Wembley kadra narodowa zagra u siebie – na stadionie Legii w Warszawie. Na studiach obowiązuje zasada trzech „Z” – zakuć, zdać, zapomnieć. Biało-Czerwoni spróbują zastosować jej lekko zmienioną wersję – zagrać, zwyciężyć i zapomnieć. Biało-Czerwoni zmierzą się ze 151. reprezentacją świata według rankingu FIFA (na 210 klasyfikowanych kadr). Starcie z ekipą Koldo Alvareza będzie wspominane wyłącznie, jeśli coś pójdzie nie tak.
– Generalnie nie było źle, to jest pierwszy mecz, z trenerem pracujemy dopiero trzy dni i było widać na pewno jakieś efekty i na pewno będzie lepiej – przekonywał po starciu z Madziarami Piotr Zieliński.
***
"Trener przyznał się do błędów"
– Spotkania eliminacji mistrzostw świata zasługują na obsługę VAR. Gdyby była wideoweryfikacja, kilka decyzji zostałoby zmienionych na naszą korzyść. Zasłużyliśmy na więcej punktów niż jeden – powiedział Sousa, który w debiucie wystawił od pierwszej minuty debiutanta Michała Helika. – To wysoki piłkarz, rywale zagrywali wiele dalekich podań do napastników, którzy walczyli o piłkę w powietrzu – tłumaczył decyzję Sousa. – Kilka razy mógł i powinien zachować się lepiej, szczególnie po odzyskaniu piłki miał podejmować większe ryzyko. W pierwszej połowie stoperom nie pomagali środkowi pomocnicy, szczególnie Kuba Moder był od nich za daleko, za często tracił piłkę i był ustawiony tyłem do bramki rywala, co dawało przeciwnikowi możliwości odbioru piłki. Akceptowałem te błędy i zawodnicy to wiedzą. Nie straciliśmy bramek tylko z powodu błędów Helika. W środkowej strefie nie kontrolowaliśmy przestrzeni za plecami. Tak było w szóstej minucie, kiedy rywale jedyny raz w pierwszej połowie zagrali za plecy pomocników oraz obrońców i zdobyli bramkę – mówił Sousa.
***
"Jacek Zieliński: To był dosyć naiwny plan"
Dlaczego Kamil Glik nie pasował Sousie?
Selekcjoner wspominał o szybkości Kamila. Faktycznie Glik nie jest sprinterem jak Ben Johnson, ale ma inne zalety: doświadczenie, świetnie przewiduje, podejmuje dobre decyzje w tempo, w ten sposób kamufluje braki zwrotnościowe i szybkościowe. Trzeba wziąć też pod uwagę jego ważną rolę w drużynie. Jeżeli zostawiamy na ławce tak istotnego piłkarza, to wywołujemy niepokój w drużynie. Trener Sousa zdecydował, że Bereszyński będzie grał często w linii z naszymi stoperami, czyli z Helikiem i Bednarkiem. To zawodnicy, którzy w ten sposób nigdy ze sobą nie grali, nie znali się. To od początku wróżyło kłopoty. Kiedy zmienia się system, logicznym jest zostawienie zgranej już pary stoperów i dokooptowanie do nich zawodnika, który najbardziej pasowałby motorycznie, mentalnie, technicznie. Tego nie było, stąd zamiesza-nie w defensywie spowodowane faktem, że lider obrony pozostał na ławce.
I nikt jego roli przywódcy defensywy nie przejął.
To nawet nie chodzi o jego umiejętności przywódcze, a o poczucie bezpieczeństwa u pozostałych. Kiedy jest tyle zmian, to potrzebni są w każdej formacji zawodnicy, którzy osadzą drużynę w poczuciu bezpieczeństwa. Grzebanie w personaliach, w taktyce i liczenie na to, że się wszystko uda, to dość naiwne podejście. Cieszę się jednak, że w pomeczowych wypowiedziach trener Sousa przyznał się do tego, że niektórych zawodników źle ocenił, uderzył się w pierś, powiedział, taktyka też nie była do końca trafiona. To pozwoliło mu publicznie ocenić piłkarzy. Bo skoro wziął odpowiedzialność za swoje błędy, to mógł je wskazać i zawodnikom. To uczciwe postawienie sprawy.
***
"Jak Polska długa i szeroka"
Znajomość krajowej mapy Helik mógł sobie przypomnieć kilka lat później, gdy już jako piłkarz pierwszej drużyny Ruchu zwiedzał kolejne gabinety lekarskie. – Najgorsze było to, że nikt tak naprawdę nie wiedział, co mu dolega – mówi Urbańczyk Ile dokładnie było wizyt? Ilu lekarzy? Ile odwiedzonych w poszukiwaniu diagnozy miast?
Tajemnicę kontuzji, która wyeliminowała Helika z gry na 533 dni, próbowano rozszyfrować w Chorzowie, Szczecinie, Katowicach i jeszcze kilku polskich miastach. Udało się dopiero w Łodzi. Obrońca zmagał się z tzw. kolanem skoczka, czyli zapaleniem więzadła rzepki. – Miał momenty zwątpienia. Ale od dziecka przyświecał mu jeden cel: grać profesjonalnie w piłkę i robił wszystko, by go zrealizować. To pomagało prze-zwyciężyć trudniejsze chwile – uważa Malec.
***
"Trudne czasy dla nowych"
Nawet jeśli Paulo Sousa chciałby sprawdzić nowych kadrowiczów w bardziej sprzyjających niż eliminacje mistrzostw świata spotkaniach, nie ma takiej możliwości. Portugalczyk musi sobie radzić w warunkach bojowych, a to wcale proste nie jest.
Tym bardziej że debiuty w reprezentacji bywają trudne. Pojawia się dodatkowa presja, bo nagle oczy wszystkich kibiców są zwrócone na wchodzącego do zespołu zawodnika. Bywają też bolesne. Ale już niekoniecznie dla piłkarza zakładającego reprezentacyjną koszulkę po raz pierwszy. – W trakcie rozgrzewki tak niefortunnie kopnąłem piłkę, że ta uderzyła Jacka Bąka w kciuk i... złamałem mu palec – wspomina Kamil Kosowski. – A przecież Jacek był jednym z najważniejszych w zawodników w tamtym zespole – dodaje.
***
"Wykiwani przez pychę"
Takich niespodziewanych wpadek i rozczarowań, a mówiąc wprost – kompromitacji – w dziejach Biało--Czerwonych walczących o kwalifikacyjne punkty nie brakowało. Oczywiście w najmniejszym stopniu nie chodzi o to, by w niedzielę klękać przed Andorą, ale dobrze mieć świadomość, że nawet minimalne lekceważenie słabszego rywala i księgowanie sobie zwycięstwa, zanim wyjdzie się na boisko, to prosta recepta na kłopoty. Bo Polacy potrafili się potknąć na niepozornej przeszkodzie, grając u siebie i dopiero gdy przychodził rewanż, na terenie rywala bez trudu pokazywali, że są jednak bezdyskusyjnie lepsi.
Najlepiej takie historie zna obecny prezes PZPN Zbigniew Boniek, bo dwa razy był ważnym aktorem znamiennych konfrontacji. Po mundialu w 2002 roku został selekcjonerem reprezentacji Polski z konkretnym planem: awansować do EURO 2004. Zaczęło się od wyjazdowej wygranej z San Marino (2:0) i choć było trochę niepokoju i nerwów, bo Polacy gole zaczęli strzelać w ostatnim kwadransie, to nikt nie przypuszczał, iż za chwilę wydarzy się coś, co zrujnuje wiarę kibiców, że z Bońkiem na trenerskiej ławce uda się osiągnąć znaczący sukces.
***
"Lima: Łatwiej będzie zdobyć punkty w Lidze Narodów"
Jednak nowe pokolenie powoli wchodzi do reprezentacji. Kadra U-21 w ubiegłym roku zremisowała 3:3 z rówieśnikami z Anglii, a w składzie rywali był m.in. Callum Hudson-Odoi z Chelsea czy Eddie Nketiah z Arsenalu.
To był duży sukces. Jest jednak spora różnica pomiędzy grą w kadrze U-21 a występami pierwszej reprezentacji. Musimy mocno pracować, by szło nam jeszcze lepiej.
Remis z Albanią i wygrana z Mołdawią w ostatnich eliminacjach są niejako zwiastunem nowego rozdziału w historii futbolu w księstwie?
Był jeden mecz, który w mojej opinii dużo zmienił. Cztery lata temu wygraliśmy towarzyskie starcie z San Marino i uwierzyliśmy w siebie. Zaczęliśmy notować remisy m.in. z Gruzją oraz Kazachstanem. Udało nam się wygrać z Węgrami. Według mnie jesteśmy teraz w trudnym momencie. Mamy dużo problemów. Zajęliśmy ostatnią lokatę w kwalifikacjach do mistrzostw Europy oraz w Lidze Narodów. Niedawne mecze były w naszym wykonaniu katastrofalne. Oprócz tego sytuacja z moją dyskwalifikacją mocno wpłynęła nie tylko na naszą kadrę, ale i na kraj.
***
"Kapitan może odpocząć"
Gdyby decyzja należała do Harry’ego, zagrałby w każdym marcowym meczu od początku do końca. To dobrze, bo oznacza, że mamy ambitnego kapitana. Ale na pewno będę go oszczędzał – obiecywał Gareth Southgate przed meczem z San Marino (5:0). Kapitan i najlepszy strzelec reprezentacji Anglii w czwartek nie podniósł się z ławki, a szkoleniowiec mógł się przekonać, że w jego zespole gole strzelać mogą również inni napastnicy.
Oczywiście trzeba brać poprawkę na to, że rywalem był ostatni zespół rankingu FIFA, ale nikt z tego powodu nie zabierze bramek Dominicowi Calvertowi-Lewinowi (dwie) i Olliemu Watkinsowi (jedna). Obaj wykonali swoje zadania i dla Southgate’a tylko to się liczy. Trener zdaje sobie bowiem sprawę, że na Kane’a, biorąc pod uwagę jego historię kontuzji i poziom eksploatowania w Tottenhamie, trzeba chuchać i dmuchać, nie wystawiając go w spotkaniach, które tego nie wymagają. Selekcjoner teoretycznie mógłby nawet pokusić się o ten sam manewr w niedzielnym meczu z Albanią i wpuścić snajpera z północnego Londynu, wypoczętego i głodnego gry, dopiero na środowe starcie z Polską na Wembley. Wie, że na innych snajperów też może liczyć.
***
"Zadanie Węgrów: 6 oczek"
Z tego co wiem, nie staliśmy się nagle Brazylią – po-wiedział Marco Rossi po meczu z Polską (3:3), tłumacząc, dlaczego jego zespół nie był w stanie wygrać z piłkarzami Paulo Sousy. Selekcjoner Węgrów stara się jednak patrzeć już tylko w przyszłość i stawia swojej drużynie zadanie – sześć punkty w dwóch następnych marcowych spotkaniach.
***
"Szansa dla legionisty"
W tym przypadku na prze-szkodzie stanęły przeciwpandemiczne przepisy obowiązujące w Niemczech. Według nich Czechy są na liście krajów „czerwonych”, gdzie notuje się najwięcej zakażeń koronawirusem. Dlatego osoby przyjeżdżające z Czech do Niemiec muszą poddać się kwarantannie. To wyklucza z udziału w spotkaniu na co dzień występujących w Bun-deslidze bramkarza Jiřiego Pavlenkę (Werder Brema), obrońcę Pavla Kadeřabka (Hoffenheim), pomocnika Vladimira Daridę (Hertha Berlin) i napastnika Patricka Schicka (Bayer Leverkusen). Belgowie też będą w niekompletnym składzie. Zabraknie bramkarza Koena Casteelsa (Wolfsburg), obrońcy Thomasa Meuniera i napastnika Thorgana Hazarda (obaj Borussia Dortmund).
Dlatego w Czechach trwa dyskusja, kto w sobotę powinien zastąpić „wykluczonych” zawodników, a najbardziej gorący wątek dotyczy obsady pozycji napastnika. W kadrze Jaroslava Šilhavego są jeszcze Matej Vydra z Burnley, Michael Krmenčik z PAOK i grający w Legii najlepszy strzelec (19 goli) PKO BP Ekstraklasy Tomaš Pekhart. W Lublinie przeciw Estonii Czesi zaczęli z Schickiem i po 56 minutach prowadzili 6:1, na horyzoncie mając rekordowe zwycięstwo w swojej historii – 8:1 z Andorą. W 65. minucie Šilhavy posłał więc na boisko jeszcze Vydrę i Pekharta. Skończyło się... golem dla Estonii.
***
"Przesmycki kontratakuje"
Sąd pierwszej instancji przyznał, że słowa Rynkiewicza naruszyły dobre imię przewodniczącego, ale pozwany miał prawo to zrobić, bo Przesmycki jest osobą publiczną, przez co podlega ocenom. Szef sędziów złożył apelację od tego wyroku. Wczoraj zajął się nią sąd w Łodzi. Mecenas reprezentująca Przesmyckiego chciała, żeby dopuszczone zostały zeznania czterech obecnych sędziów ekstraklasy. Sąd pierwszej instancji odrzucił ten wniosek, argumentując, że ich zdanie nie będzie obiektywne, bo podlegają oni jurysdykcji przewodniczącego. Sąd apelacyjny również wniosek odrzucił, ale z przyczyn formalnych, bo dostarczono go po terminie. Na sprawie stawił się Przesmycki wraz z pełnomocnikiem. Nie było Rynkiewicza, a tylko jego przedstawiciel.
***
"Grek może zostać"
Co więcej, pokazał, że warto przedłużyć z nim umowę, która ważność traci z końcem czerwca. Jeszcze w grudniu czy styczniu wydawało się, że Triantafyllopoulos wypełni kontrakt i tyle. Po tym, jak w listopadzie nabawił się urazu i zamiast niego obok Benedikta Zecha zaczął grać Mariusz Malec, można było odnieść wrażenie, że jest zbędny. Zdecydowanie gorzej od Polaka radzi sobie z rozgrywaniem w trakcie konstruowania ataków, do tego jest prawonożny i nie najszybszy. Jednak Grek nie panikował, wyleczył się, następnie cieszył ze zwycięstw zespołu jako rezerwowy (przesiedział na ławce pięć spotkań), a gdy zaczęły się problemy (czyli trzy ligowe porażki z rzędu), wybiegł na murawę i pokazał, że nie należy go tak szybko skreślać. Szczególnie w rywalizacji z Lechią Gdańsk (1:0) błyszczał w obronie, napastnicy Biało-Zielonych mieli z nim bardzo ciężko, za ten występ został wybrany do naszej jedenastki kolejki. Nic dziwnego, że rozmowy w sprawie przedłużenia umowy z Triantafyllopoulosem trwają i wiele wskazuje na to, że zmierzają ku pozytywnemu zakończeniu. Całkiem prawdopodobne, że Grek jednak latem nie zmieni pracodawcy.
***
"Powrót pechowca"
Minęło już dziewięć miesięcy od meczu ze Śląskiem, w którym Marko Vešović zerwał więzadła krzyżowe i boczne w kolanie. Czarnogórzec od tego czasu przechodził długą, żmudną rehabilitację. Raz był już bliski powrotu do treningów, jednak znów doznał urazu i wszystko odwlekło się w czasie. W piątek nastąpił moment, na który tak długo czekał: po raz pierwszy po kontuzji wziął udział w treningu z drużyną. Nie uczestniczył jeszcze w wewnętrznej gierce, ale już sam fakt, że wyszedł z kolegami na boisko, był bardzo ważnym dla niego wydarzeniem. Zanim będzie jednak gotowy do gry, minie jeszcze trochę czasu.
***
"Faron: Mecz do jednej bramki"
Gdyby w jakimś teleturnieju padło pytanie o największe grzechy kadry za kadencji Jerzego Brzęczka, najwyżej punktowanymi odpowiedziami byłyby pewnie brak stylu, pomysłu, jednostajne tempo i słaba organizacja gry. Przed startem eliminacji MŚ reprezentanci mieli mocne postawienie poprawy. I ta w debiucie Paulo Sousy rzeczywiście nastąpiła, tyle że po sześćdziesięciu minutach. Po debiucie Portugalczyk ma pewnie mieszane uczucia. Z jednej strony jego piłkarze najpierw odrobili dwubramkową stratę, a potem podnieśli się po golu na 3:2 i za to należą im się wielkie brawa. Z drugiej, trenera musi martwić to, co zaprezentowaliśmy w defensywie. Takich goli jak w Budapeszcie zwyczajnie nie wypada tracić na poziomie reprezentacyjnym. Selekcjoner wiele mówił o tym, że w ataku dysponujemy sporym potencjałem, ale kluczem do sukcesu jest defensywa. W czwartkowy wieczór musiał się wiele razy łapać się za głowę. Rozdaliśmy trzy prezenty, z czego Węgrzy chętnie skorzystali.
SPORT
"Jeden strzał wystarczył"
- Słodko-gorzkie uczucie, czasami udawało się nam być bardziej agresywnymi w ataku, w obronie graliśmy bardzo blisko siebie, próbowaliśmy kontrataków, szukając remisu. Szkoda, że się nie udało, ale to jest kierunek którym należy podążać. Tworzymy bardzo dobrą grupę, mamy młodych silnych piłkarzy i doświadczonych zawodników, do których sam się zaliczam – oświadczył Marc Vales, pomocnik norweskiego Sandefjordu.
- Do 30 minuty drugiej po-łowy mecz był otwarty i wyglądało na to, że wszystko może się zdarzyć. Pracujemy nad zmianą systemu, który gracze akceptują, traktują to jak wyzwanie i to zadziałało całkiem nieźle. Pozwoliło nam rywalizować przez cały mecz. Dziś położyliśmy fundamenty i odtąd musimy się rozwijać i konkurować tak, jak zrobiliśmy z Albanią - stwierdził selekcjoner Koldo Alvarez.
***
"Sousa wsadził się na minę"
Fatalny wybór
Żeby w ważnym i trudnym meczu na terenie rywala na środku obrony wystawić debiutanta, trzeba mieć sporo odwagi. Michał Helik na Wyspach Brytyjskich spisuje się więcej niż dobrze, ma świetne statystyki, ale gra o punkty to zupełnie co innego. Odstawienie Kamila Glika było fatalną decyzją Paulo Sousy. Nowy selekcjoner sam podłożył sobie minę i po meczu powiedział, że za ten wybór bierze pełną odpowiedzialność. Do błędu przyznał się po godzinie gry, wprowadzając na boisko stopera Benevento. Można się więc spodziewać, że w niedzielę z Andorą Glik zagra od pierwszego gwizdka. Można się tylko zastanowić, co by się działo, gdyby taką decyzję podjął były selekcjoner Jerzy Brzęczek...
Zła selekcja
Równie źle jak w defensywie, gdzie graliśmy trójką środkowych obrońców, prezentowaliśmy się w środku pola. Tak było przez godzinę i Węgrzy - europejski średniak - całkowicie nas zdominowali. Beznadziejnie na prawej stronie prezentował się zupełnie niewidoczny Sebastian Szymański, nie lepiej wyglądał Jakub Moder. Jedno jest bezsprzeczne - Portugalczyk nie trafił z wyjściową jedenastką. - To była nietrafiona selekcja - potwierdził w studiu Polsatu Sport były selekcjoner Jerzy Engel.
***
"Pierwsze koty za płoty"
Napastnik Bayernu Monachium, tak jak trener Paulo Sousa, nie bał się krytycznej oceny gry zespołu, choć - co niespecjalnie dziwi - nie pokusił się o wskazanie tych, którzy popełnili błędy. - Zabrakło zdecydowania, wybicia, zblokowania, wrzutki czy ostatniego podania. Brakowało też pewności w obronie, ale trudno, aby pojawiła się ona po dwóch czy trzech treningach. Wydaje mi się, że z każdym kolejnym spotkaniem będziemy łapać poczucie dystansu i wiedzieć, gdzie kolega stoi, a gdzie powinien stać. Kilka procent niepewności pewnie w głowie zostało, ale wynika ona z tego, że krótko razem trenowaliśmy - stwierdził „Lewy”.
***
"Kaczmarek: Eksperymenty sprawdzają się w... laboratorium"
Czyli najzwyczajniej w świecie zlekceważyliśmy przeciwnika?
- Chciałbym odnieść się do prawdy historycznej, bo mecz to coś w rodzaju bitwy. Napoleon Bonaparte powiedział, że w czasie bitwy najważniejszymi rzeczami są informacja i kuchnia. Czyli to, co uda się nam zdobyć na temat naszej drużyny i przeciwnika. W przypadku trenera Sousy najważniejsza była informacja o materiale ludzkim, który ma do dyspozycji. Myślę, że nikt nie zaprzeczy, iż żaden z wcześniejszych selekcjonerów nie miał takiego komfortu jak teraz Portugalczyk, bo takiego potencjału nie mieliśmy bardzo dawno. Niestety, trener Sousa przeszacował możliwości gry w tym systemie niektórych piłkarzy. Eksperymenty najlepiej sprawdzają się w... laboratorium. Nowy selekcjoner popełnił kilka pomyłek personalnych i od tego nie da się uciec. Dość powiedzieć, że do 20 minuty Robert Lewandowski był tylko raz w polu karnym przeciwnika.
Czym najbardziej zaskoczył pana Paulo Sousa, desygnując do gry taką, a nie inną jedenastkę? Kogo panu w niej brakowało?
- Po meczu dziennikarze zapytali Paulo Sousę, czym się kierował sadzając na ławce Kamila Glika. Odpowiedział w sposób mało wiarygodny, że zdecydował się na Michała Helika, bo postawił na warunki fizyczne i grę w powietrzu. Ale przecież Glik jest naszym najlepszym obrońcą w walce stykowej i w powietrzu! Helik i Bednarek zapłacili frycowe za braki komunikacyjne. Reca jest przydatny w grze ofensywnej, ale nigdy nie był klasycznym lewym obrońcą. W tym momencie Sousa przeszarżował, zawiodła go informacja, że się odwołam do Napoleona. Trudno nauczyć się reprezentacji Polski, oglądając jej mecze tylko na płytach DVD, czy innych elektronicznych „gadżetach”. Ktoś powiedział, że Sousa ma nosa, ale był to chyba nos covidowy, bo zupełnie stracił węch. Na przykład w mojej ocenie w ogóle nie pasuje do tego systemu Sebastian Szymański, ale nie chcę pakować się w personalne rozliczenia.
***
"Na początek najłatwiej"
Anglicy w starciu z San Marino znaj-dowali się przy piłce przez 81 procent czasu gry. Oddali 15 celnych strzałów i tylko do siebie mogli mieć pretensje o... brak skuteczności, bo raptem jedna trzecia z tych uderzeń znalazła drogę do siatki. Zwycięstwo 5:0 rzecz jasna ani przez moment nie było zagrożone, a dla trenera Garetha Southgate'a mecz ten był okazją do sprawdzenia zaplecza. „Synowie Albionu” zagrali umiarkowanie rezerwowym składem. Nie było m.in. Harry'ego Kane'a, Harry'ego Maguire'a, Luke'a Shawa, a Phil Foden i Kieran Trippier weszli na boisko z ławki. Bronił Nick Pope z walczącego o utrzymanie Burnley, a Dean Henderson, przewidziany do bramki na mecze z Albanią i Polską, siedział na ławce rezerwowych.
***
"Przeciwnik na przełamanie"
W Sosnowcu czekają na pierwsze zwycięstwo w 2021 roku. W sobotę na Stadion Ludowy przyjedzie Stomil Olsztyn, który ma być pierwszą „ofiarą” drużyny trenera Kazimierza Moskala. W ubiegłym sezonie sosnowiczanie dwukrotnie ograli zespół ze stolicy Warmii i Mazur. Wprawdzie w pierwszym meczu bieżącego sezonu górą w rywalizacji tych drużyn byli rywale, ale było to dopiero drugie zwycięstwo Stomilu nad Zagłębiem.
Dziś oba zespoły zmierzą się w lidze - zawsze na zapleczu ekstraklasy - po raz 12. Aż 7 spotkań zakończyło się wygraną sosnowiczan. Ostatni raz na Ludowym oba zespoły spotkały się w czerwcu ubiegłego roku. Po golach Filipa Karbowego oraz Fabiana Piaseckiego Zagłębie wygrało 2:1, a jedyną bramkę dla gości zdobył Szymon Sobczak, dziś gracz sosnowieckiego klubu. Mimo że od tamtego spotkania nie upłynęło zbyt wiele czasu, skład Zagłębia diametralnie się zmienił. Tylko Piotr Polczak oraz Szymon Pawłowski to gracze, którzy wówczas znaleźli się w wyjściowym składzie i najpewniej zagrają od pierwszej minuty także w sobotnim pojedynku.
***
"Taktyka prostych środków"
Dobre zdanie o rzeszowianach ma także sztab szkoleniowy trójkolorowych. Jak zwykle analizą gry przeciwników zajął się Tomasz Horwat, a nad stałymi fragmentami gry pochylił się Kacper Jędrychowski i do spółki z Arturem Derbinem opracowali taktykę. - Resovia to drużyna solidnie wzmocniona i w ostatnich dwóch meczach, bo przed spotkaniem z liderem zremisowała z Miedzią, pokazała, że potrafi zdobywać punkty w potyczkach z rywalami znacznie wyżej notowanymi – przypomina Derbin. - W ogólnym opisie tej drużyny trzeba zwrócić uwagę na to, że na swoim boisku, nazwijmy to dość specyficznym, na którym nawierzchnia determinuje sposób gry, czuje się pewniej niż przeciwnik. Zdajemy więc sobie sprawę z tego, że w Rzeszowie obowiązywać będzie taktyka prostych środków. Dużo będzie gry fizycznej i długich podań, a także zagrań diagonalnych. Na to jesteśmy mocno nastawieni. To będzie specyficzna piłka nożna, do której musimy się szybko zaadaptować i mentalnie nastawić.
***
"Wszystko do zyskania"
Mecz z Widzewem zapowiada się interesująco również ze względu na sprawy... rodzinne. Asystentem trenera Ściebury jest Łukasz Włodarek, zaś funkcję analityka w łódzkim klubie pełni jego bliźniak, Tomasz. - Śledzę drużynę Widzewa od dwóch lat, odkąd pojawił się tam mój brat i razem z trenerem Marcinem Kaczmarkiem miał za zadanie awansować do I ligi - powiedział Łukasz Włodarek. - To, że Tomek pracuje w tym klubie sprawia, że oglądam każdy jego mecz. Mam tam też przyjaciół. Jest to najlepiej znany mi zespół wśród ligowych przeciwników. Wiem jak dobrym zespołem jest Widzew, i że zagramy z trudnym rywalem będącym na fali wznoszącej. Widzimy, że drużyna jest dobrze wybiegana, a dzięki temu przygotowana do realizacji planu taktycznego. Wypracowuje sporo stałych fragmentów gry i musimy na to uważać. W dobrej dyspozycji są skrzydłowi łodzian, Widzew dysponuje też szybkimi stoperami. Swoje z przodu robi Przemek Kita, który ma świetną „zastawkę”.
***
"Biskup poluje na kolejną ofiarę"
Przed tygodniem jego stoicki spokój w 6 minucie doliczonego czasu gry zapewnił drużynie zwycięstwo (2:1) z Wartą Gorzów Wielkopolski, wcześniej przy Cichej pokonywał też golkiperów Polonii-Stali Świdnica i Foto-Higieny Gać. - Ktoś mnie tu ściągnął na pozycję napastnika, a od napastnika wymaga się bramek. To moja robota. Cieszę się, że udaje mi się strzelać i pomagać drużynie w osiągnięciu celu, czyli awansu. Chciałbym, by kibice przyzwyczaili się do tego, że Michał Biskup strzela gole. Tego wymagam od siebie - deklaruje 23-letni snajper.
"SUPER EXPRESS"
"Tomaszewski: Milik był najgorszy!"
– Milik mnie rozczarował –nie ukrywa jednak Jan Tomaszewski. –Ale z tego, co analizowałem, Arek miał nie grać, ale wypadł Klich i on zajął jego miejsce. Dla mnie był najsłabszym zawodnikiem w naszym zespole. Miał grać obok Zielińskiego, nie potrafił się na tej pozycji odnaleźć. Przeszkadzał Piotrkowi, bo było dwóch do rozegrania. Nie spełnił żadnego zadania – analizuje pan Jan.
***
"Lewy, zrób to jeszcze raz!"
Kapitan po raz kolejny ocalił tonący okręt. Robert Lewandowski (33l.) strzelił cudownego gola na wagę remisu z Węgrami (3:3), ale drużyna myśli już o niedzielnym starciu z Andorą (eliminacje do MŚ). To właśnie temu zespołowi „Lewy” strzelił jedną z najpiękniejszych bramek w karierze.