
Autor zdjęcia: Paweł Andrachiewicz / PressFocus
Legia o krok od kolejnego mistrzostwa. Historia pokazuje, że tego już nie da się spartaczyć
Jeśli Legia wygra w wielkosobotni wieczór z Pogonią, to jej przewaga nad szczecinianami wzrośnie do 10 punktów. Trzeci Raków będzie tracił aż czternaście oczek. Na siedem kolejek przed końcem ta różnica byłaby więc ogromna i w zasadzie moglibyśmy gratulować już ekipie z Warszawy mistrzostwa Polski. Zwłaszcza że historia też jest po jej stronie. I to nawet przy obecnej sytuacji w tabeli.
Przeanalizowaliśmy bowiem dokładnie ostatnie 26 sezonów Ekstraklasy i ani razu nie zdarzyło się, aby drużyna, która na osiem kolejek przed końcem ma przynajmniej sześć punktów przewagi, nie zdobyła na koniec mistrzowskiego tytułu. Były sezony z osiemnastoma zespołami, były z czternastoma, były podziały na grupę mistrzowską, było dzielenie punktów, ale jeśli ktoś wypracował sobie taką różnicę punktową na późnym etapie sezonu, to potem jej nie roztrwonił.
Ba, najczęściej ją jeszcze powiększał. Przydarzało się to zwłaszcza Wiśle Kraków, która w sezonie 1998/99 miała 15 punktów przewagi nad drugim Widzewem Łódź po 22. kolejkach, a w ostatecznym rozrachunku zwiększyła dystans jeszcze o dwa oczka. W edycji 2004/05 zaś po 18. kolejkach (było wówczas 14 drużyn w lidze) była o dziesięć punktów przed Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski, a na finiszu dołożyła jeszcze jeden punkt więcej. W sezonie 2007/08 z kolei „Biała Gwiazda” była na osiem serii gier przed końcem lepsza od Legii Warszawa o 12 punktów, a potem uciekła na dodatkowe dwa.
Takie sezony zdarzały się również Legii, która zdemolowała konkurencję przede wszystkim w edycji 2013/14, kiedy tuż przed rozpoczęciem zmagań w grupie mistrzowskiej miała 10 oczek przewagi nad Lechem Poznań, a skończyła sezon, mając identyczny dystans, przy czym trzeba pamiętać, że wówczas następowało dzielenie punktów, więc podwójnie trzeba docenić ten dorobek.
Późniejsze lata były wyjątkowo wyrównane, nikt nie odskakiwał na dużą odległość, aż w ubiegłym sezonie podopieczni Aleksandara Vukovicia zaczęli wygrywać mecz za meczem i w 29. kolejce byli aż o 10 punktów lepsi od drugiego Piasta Gliwice. To zarazem była jedyna sytuacja, kiedy tak duża przewaga na koniec została zmniejszona do zaledwie trzech oczek, ale i tak legioniści tytuł zapewnili sobie na dwie kolejki przed końcem.
Ogółem przeszłość pokazuje, że do zdobycia mistrzostwa powinny wystarczyć tylko cztery punkty przewagi na osiem kolejek przed końcem. Zaledwie raz na czternaście takich sytuacji zdarzyło się, że ktoś z peletonu prześcignął ostatecznie lidera. W sezonie 2009/10 mimo że Wisła miała cztery oczka więcej niż Lech Poznań, to na dystansie ośmiu kolejek „Kolejorz” nie tylko zminimalizował stratę, ale nawet zdołał być lepszy o trzy punkty.
Prawdopodobieństwo, że można się wykoleić choćby przy takiej przewadze, a więc mniejszej o trzy punkty niż obecnie ma Legia, wynosi zatem… zaledwie 7%. Naturalnie dla obecnej sytuacji stołecznych to 0% na podstawie danych historycznych. Krótko mówiąc: nie ma na to szans.
A kiedy jednak zdarzało się, że któraś z drużyn się potknęła, mimo że liderowała na osiem kolejek przed końcem? Wtedy, kiedy stawka była bardzo wyrównana. Trzy punkty na tym etapie mogły być zupełnie niewystarczające, co udowodniła Lechia Gdańsk dwa lata temu, gdy dała się wyprzedzić nie tylko Legii, ale i Piastowi Gliwice. Zaś w kampanii 2006/07 GKS Bełchatów w ostatecznym rozrachunku uległ Zagłębiu Lubin, chociaż miesiąc wcześniej trzymał dystans dwóch punktów. Wypuszczenie tytułu przytrafiało się też Legii, która na tym etapie sezonu była liderem jedenastokrotnie, a cztery razy i tak potrafiła nie dowieźć przewagi do mety. Za każdym razem jednak mowa była o znacznie mniejszym zapasie punktowym niż aktualnie.
Generalnie do zmiany lidera między ośmioma kolejkami przed końcem a finiszem dochodziło tylko dziesięć razy przez te 26 sezonów, zatem w ponad 60% przypadków mistrzem zostawał ten, kto prowadził na 720 minut gry przed kończącym sezon gwizdkiem.
Oczywiście, siedem punktów na tym etapie było już nadrabiane, czego idealnym przykładem jest właśnie przytoczony wyżej Piast, ale jednak sytuacja była inna, bo grupa pościgowa była dosyć zwarta i lider wyraźnie nie odskoczył reszcie. Również zeszłoroczna Legia nie jest dobrym przykładem, bo finiszowała pewna swego już na dwa tygodnie przed ostatnim gwizdkiem.
Poniżej przedstawiamy dla pełnego zobrazowania jak to wyglądało sezon po sezonie od edycji 1994/95.
Czy Legii możemy zatem już gratulować ligowego triumfu? Patrząc po powyższych statystykach, nie byłoby to wielką przesadą. Zawodnicy Czesława Michniewicza muszą już po prostu dograć bezpiecznie sezon do końca. Kluczowy będzie mecz z Pogonią Szczecin, bo gdyby go wygrali, to mogliby przegrać bez presji trzy spośród siedmiu pozostałych meczów, a i tak bez problemu zawisłyby na ich szyjach złote medale. Nawet jednak porażka w sobotni wieczór niewiele zmienia w ich sytuacji.
Krótko mówiąc, historia ostatnich 26 lat pokazuje, że nie ma szans, aby legioniści nie zostali mistrzami Polski.