Autor zdjęcia: Michal Kosc / PressFocus
Dawid, który walczył z Goliatami, dziś poszukuje zatraconego „ja”
Jagiellonia przez lata była wyrzutem sumienia Legii i Lecha. Klub o zdecydowanie niższym potencjale finansowym rzucił wyzwanie dwóm potentatom i dwukrotnie zdobył wicemistrzostwo Polski, notując najlepsze wyniki w swojej ponad stuletniej historii. Ostatnie kilkanaście miesięcy to jednak pasmo złych decyzji, które zdegradowały białostoczan ponownie do roli średniaka.
Moment przełomu
W analizie szukania przyczyn należy jednak wrócić do punktu wyjścia. Obniżenie lotów Jadze wieszczono już w 2017 roku, gdy z klubem żegnał się Michał Probierz. Okoliczności rozstania były niezwykłe, gdyż obecny szkoleniowiec Cracovii swoją decyzje ogłosił na murawie podczas fety z okazji wicemistrzostwa Polski wśród kilkudziesięciu tysięcy ludzi. To właśnie wtedy Jagiellonia była najbliżej upragnionego najwyższego miejsca na ligowym podium. Zabrakło jej jednej bramki w ostatnim spotkaniu z Lechem Poznań (wynik 2:2 – przyp. red.). Michał Probierz wyciągnął żółto-czerwonych do wąskiej ligowej czołówki, co potwierdzają wyniki za jego kadencji. (źródło: 90minut.pl)
W buty po Probierzu wszedł Ireneusz Mamrot. I nie okazały się one za ciasne. Był on wyborem nieoczywistym, gdyż Jagiellonia dzięki „polskiemu Guardioli” weszła na wyższy poziom aspiracji, ale również magnetyzowania. Przynajmniej dla polskich trenerów.
Tak naprawdę ocena etap pracy byłego szkoleniowca Chrobrego Głogów jest bardzo prosta. Niech przemówi tabela za jego kadencji. (źródło: 90 minut.pl)
Ireneusz Mamrot dorzucił kolejne wicemistrzostwo Polski - i to mimo trudnego startu (dopiero 7. miejsce po 13. kolejkach) – ale już podczas jego kadencji pojawiły się pierwsze turbulencje. Mowa o sezonie 18/19, który dla Jagiellonii miał smak słodko-gorzki, z przewagą tego drugiego. Zaczęło się jednak wspaniale, gdyż od wyeliminowania Rio Ave w drugiej rundzie Ligi Europy po niesamowitym boju (4:4 w wyjazdowym meczu – przyp. red.). Starcie z KAA Gent to już jednak było zderzenie ze ścianą. Cóż, przynajmniej Jaga nie odpadła z jakimś Szachtiorem Koniec Świata czy reprezentacją Bezludnej Wyspy...
Natomiast finał rozgrywek 2018/19 to już duży niedosyt, a wręcz rozczarowanie. Jako swoiste tąpnięcie u białostoczan można uznać finał Pucharu Polski przegrany w doliczonym czasie gry z Lechią Gdańsk. Podobnie jak samo zakończenie rozgrywek ligowych, w których Jaga uplasowała się na piątym miejscu z aż dziesięciopunktową stratą do podium.
Mamrot zachował stanowisko, ale nie na długo. Po 18. kolejkach rozstał się z Jagiellonią, zostawiając ją na 8. miejscu w ligowej tabeli. Cezary Kulesza próbując ratować sezon, w którym białostoczanie świętowali stulecie, zdecydował się zatrudnić Iwajło Petewa. I tu zaczyna się już równa pochyła. Zwolnienie Mamrota, a bardziej jego czas, było mocno niefortunny. Jeśli rozstawiać się z 50-latkiem, to odpowiedni czas był latem, gdyż taka zmiana w połowie sezonu to zawsze duża forma hazardu. Kulesza przegrał.
Pomyłki trenerskie…
Najbardziej pokazuje to, a jakże, ligowa tabela. Bułgar, po latach z polskimi trenerami, którzy nie potrafili zapełnić gabloty, przychodził do Białegostoku z pięcioma trofeami w CV. Lecz co z tego jak potrafił przegrać nawet mistrzostwo z Dinamem Zagrzeb? Ruch Cezarego Kuleszy z Petewem przypomina więc trochę desperację Dariusza Mioduskiego z Ricardo Sa Pinto. Trener „zamordysta” z trudnym charakterem, którego praca jest stricte skierowana na wynik, aniżeli rozwój drużyny czy piłkarzy. A gdy odpowiednich rezultatów nie ma, poza tym nic nie jest budowane. Podobnie jak w przypadku Portugalczyka, okazało się to całkowitą klapą. Zmiana nie dała żadnego efektu, gdyż Jaga zakończyła sezon zamykając górną ósemkę.
Niedawno zwolniony Bogdan Zając to kolejna pomyłka Cezarego Kuleszy, dla którego to największa porażka, gdyż to jego autorski pomysł. Były asystent Adama Nawałki chciał zerwać z tą łatką, lecz można powiedzieć, że był kalką selekcjonera. Niestety z tej negatywnej strony, a do historii środowiska kibiców z Białegostoku przejdą fikcyjne konta na Twitterze, broniące trenera Zająca. Niech to fatalne półtora roku Jagiellonii zobrazuje tabela za ten okres. (źródło: 90minut.pl)
… i piłkarskie
Do ogródka jednoosobowego pionu sportowego Jagiellonii Białystok, czyli Cezarego Kuleszy, wrzuciliśmy już kilka kamyczków dotyczących trenerów, ale każdy zjazd uosabiają również piłkarze trafiający do klubu. Pod lupę weźmiemy okres od okienka zimowego w 2019 roku. Dlaczego wtedy? Ano dlatego że wtedy z klubem żegnali się Karol Świderski i Przemysław Frankowski, którzy w klubowej kasie zostawili 3,5 miliona euro. To również chyba ostatnie dobre okno transferowego Jagi, a przynajmniej tak wydawało się w momencie wykonywanych ruchów. Drużynę wzmocnił przede wszystkim zaciąg z Wisły Kraków – Jesus Imaz, Martin Kostal i Zoran Arsenić. Czyli gwiazda ligi oraz dwóch bardzo solidnych graczy. Niestety w tej grupie znalazły się również „piłkarskie odpady” jak Stefan Scepović. Gracz, który w CV miał Getafe, Celtic, Partizan czy Club Brugge w dwanaście miesięcy zagrał sześć razy i spakował walizki.
Lato 2019 roku to gwóźdź do trumny Ireneusza Mamrota, który pół roku później został zwolniony. Kogo Jaga ściągnęła? Ognjen Mudrinski, Juan Camara, Oleg Gorin, Tomas Prikryl, Krsevan Santini, Wojciech Blyszko. Po dwóch latach w klubie ostał się jedynie Czech, a twarzą tego okienka jest właśnie ten pierwszy – Serb, który kosztował 600 tysięcy euro. Najdroższy ruch w historii Jagi, który paradoksalnie zasilił klubową kasę poprzez wypromowanie Patryka Klimalę. 22-latek pół roku później przeniósł się do Celticu za 4 miliony euro! Białostoczanie przez dwanaście miesięcy zarobili blisko 10 milionów euro.
Jak zostały one spożytkowane? Już zimą za łączną kwotę ponad miliona euro przybyli Bogdan Tiru i Jakov Puljic. Dobrzy piłkarze, ale bez szału, choć Chorwat ma w tym sezonie na koncie dziewięć bramek. Trafiły się niezłe uzupełnienia jak Makuszewski, Wdowik czy Borysiuk, ale również bramkarski pozorant Dejan Iliev.
Przed sezonem 20/21 okienko wydawało się całkiem przyzwoite. Augustyn, Steinbors – wyższa wartość ligowa, nadzieje budził również powrót Fedora Czernycha. Jak było w praktyce? Cytując internetowy klasyk: „no tak średnio bym powiedział”
Podsumowując cztery ostatnie okienka (ostatniej zimy nie bierzmy jeszcze pod uwagę) w wykonaniu Jagiellonii Białystok możemy złapać się za głowę. 22 ruchy zasilające pierwszą drużynę:
- Na plus – Jesus Imaz, Jakov Puljić, Bogdan Tiru, Tomas Prikryl
- Znak zapytania – Andrej Kadlec, Ariel Borysiuk, Maciej Makuszewski, Pavels Steinbors, Fedor Czernych, Błażej Augustyn
- Na minus – Zoran Arsenić, Stefan Scepovic, Martin Kostal, Ognjen Mudrinski, Juan Camara, Oleg Gorin, Krsevan Santini, Dejan Iliev, Szymon Sobczak, Fernan Lopez, Kris Twardek, Kamil Wojtkowski.
18% skuteczności transferów. Dramat i to w klubie, który przez lata imponował dobrym okiem do piłkarzy. Znamy specyfikę scoutingu białostoczan, który w dużej mierze opiera się na jednej osobie, czyli Cezarym Kuleszy. Przez lata za niewielkie fundusze potrafił on stworzył drużynę gotową do gry o mistrzostwo. Zabawny paradoks, że gdy pojawiły się większe możliwości finansowe, skuteczność transferowa uległa zdecydowanemu pogorszeniu.
Nie bez powodu na tę centralizację skautingowo-transferowych obowiązków narzekał Ireneusz Mamrot. W dłuższej perspektywie dobitnie przekonaliśmy się, że Jaga bardzo potrzebuje rozbudowania siatki swych obserwatorów, a przede wszystkim sensownego dyrektora sportowego, który nakreśliłby jakąś określoną wizję budowy tego zespołu. Inna sprawa, iż póki co to wszystko raczej pozostanie w sferze marzeń kibiców, którzy naturalnie też zauważają te potrzeby. Zarząd klubu niestey nie.
Widać tym samym, że problem Jagielloni jest złożony i głęboki. Aby ponownie stała się ona klubem z czołówki potrzeba jednak czegoś więcej niż lotniska – pozdrowienia dla trenera Probierza. Truizm, ale w dużej mierze są to po prostu błędy personalne – w wyborze szkoleniowca oraz zawodników. Cezary Kulesza ogarnięty manią mistrzostwa Polski przejechał się już po trenerze z zagranicy, który miał gwarantować przede wszystkim wyniki. Jego autorski projekt pt. „Bogdan Zając” nie wypalił i to spektakularnie. Jego następny krok może być kluczowy dla najbliższych kilku lat. Albo Jaga odbije się od dołka, albo zalegnie w jeszcze większym marazmie.