Autor zdjęcia: Piotr Matusewicz / PressFocus
Znowu to zrobili, gdynianie w finale Pucharu Polski! Arka (0:0) (4:3 r.k.) Piast Gliwice
Trzeci finał Pucharu Polski w pięć lat? Trudna sprawa nawet dla najlepszych, większych polskich drużyn. Ale nie dla Arki! Choć od czasów Leszka Ojrzyńskiego zespół zmienił się nie do poznania, a gdynianie wylądowali nawet w I lidze, to patentu na te rozgrywki ewidentnie nie stracili.
- Rozstrzygnięcie przyszło dopiero po rzutach karnych, ale czy to ważne?! Nooo… W sumie tak, w perspektywie nadchodzących meczów z ŁKS-em czy Termalicą zdecydowanie. Spacerki to to nie będą, dodatkowe pół godziny w nogach z przetrzebionym składem nie pomoże. Ale w tej chwili niewazne, niech się ekipa Dariusza Marca cieszy, bo dokonała czegoś naprawdę wielkiego. Momentami całkiem heroicznie, bo przecież to jednak gliwiczanie prowadzili dziś grę i mocno ostrzeliwywali bramkę Krzepisza. Ten jednak zawsze był na posterunku, podobnie jak w pierwszej połowie Danch, który wybił futbolówkę z linii bramkowej. Szacunek, że pierwszoligowcy nie spękali, mimo iż naprzeciw stawali tacy eksperci jak choćby Świerczok.
Arka Gdynia jeden mecz od europejskich pucharów. W sumie bym się nie obraził 😅
— Mateusz Rokuszewski (@mRokuszewski) April 7, 2021
- Ba, przez całkiem długi czas na boisku nie było widać różnicy poziomów pomiędzy tymi zespołami, a w teorii przecież powinno tak być. Zespół z zaplecza Ekstraklasy, który formą zdecydowanie nie imponuje, a naprzeciwko niego druga najlepsza ekipa Esy zaraz po Legii, biorąc pod uwagę same wiosenne mecze. I przez 30 minut serio myśleliśmy sobie: „cholera, ten Piast na serio może dostać w czapę, jeśli Wolsztyński i Aleman nadal będą posyłać takie ciasteczka!” W praktyce jednak im dłużej trało spotkanie, tym gliwiczanie mocniej zaznaczali swą dominację. Aż do karnych, w których zawiedli nawet tak doświadczeni piłkarze jak Rymaniak oraz Chrapek.
- Goście jednak powinni mocno pluć sobie w brody, bo tyle sytuacji, co oni dziś namarnowali, to rzadko kiedy w ogóle stwarzają sobie w poszczególnych meczach. Steczyk dwukrotnie był bliski; Świerczok oddawał groźne uderzenia; Czerwiński próbował szczupakiem (najlepsza okazja?); Winciersz nie trafił w piłkę, gdy chciał wykończyć centrę z bliskiej odległości; potem też schrzanił kolejną dogodną sytuację; Memić przeciął podanie, które pewnie zakończyłoby się golem Czerwińskiego do pustaka; Lipski z obiecującego wolnego przestrzelił nad poprzeczką…
- Z perspektywy Piasta dziś u nich wszystkiego było za mało. No, może poza odwagą Waldemara Fornalika, który nieczęsto decyduje się na roszady takie jak dzisiejsze, gdy Lipskiego posłał do boju w miejsce Jodłowca, a Badię wprowadził za Sokołowskiego. Poza tym? Za mało skuteczności, o czym już mogliście się przekonać. Za mało szybkiego rozegrania, by zaskakiwać obrońców Arki. Za mało agresywnego pressingu, który mógłby zaowocować kolejnymi sytuacjami. Za mało koncentracji w pilnowaniu Alemana, Rosołka czy Marcusa, bo przecież oni też kilka sytuacji mieli. Jeden wielki niedosyt może cały zespół z Fornalikiem na czele. Trzeci raz był całkiem blisko zdobycia pucharu, trzeci raz musi obejsć się smakiem.
Arka Gdynia 0:0 (4:3 po karnych) Piast Gliwice
Marcjanik, Deja, Memić, Marcus – Badia, Lipski, Żyro
Arka: Krzepisz – Kasperkiewicz, Marcjanik, Memić, Danch – Hiszpański (106’ Stępień), Deja, Wolsztyński (87’ Sasin), Żebrowski (65’ Skóra), Aleman (76’ Marcus) – Rosołek
Piast: Plach – Rymaniak, Huk, Czerwiński, Holubek – Sokołowski (88’ Badia), Jodłowiec (46’ Lipski) – Pyrka (78’ Winciersz), Chrapek, Steczyk – Świerczok (106’ Żyro)
Sędzia: Bartosz Frankowski
Żółte kartki: Hiszpański, Kasperkiewicz – Czerwiński