Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Lukasz Sobala / Press Focus

Michniewicz chciał zimowych transferów, to je dostał. Gorzej z przydatnością samych piłkarzy...

Autor: Mariusz Bielski
2021-04-08 13:05:52

Już w trakcie zimowego okienka transferowego Czesław Michniewicz domagał się poczynienia konkretniejszych wzmocnień, które pozwolą jego drużynie udanie walczyć o najwyższe laury. W Pucharze Polski – cóż, rozczarowanie, ale w lidze rzeczywiście Legia odjechała rywalom znacznie. Sęk w tym, iż życzenia trenera sprzed kilku miesięcy na ten spektakularny wynik nie mają praktycznie żadnego przełożenia.

Bo gdy sobie prześledzimy wiosenne spotkania warszawian, szybko dostrzeżemy, iż drużynę tę w różnoraki sposób ciągną te same osoby, które o sile zespołu stanowiły już jesienią. Albo przynajmniej Michniewicz konsekwentnie je odbudowywał i teraz zbiera tego owoce. Mladenović wręcz zawstydza wszystkich skrzydłowych, Wszołek świetnie poczuł się na wahadle, w pewnej chwili kozacką formę złapał Luquinhas, Kapustka wszedł na poziom godny powołania do reprezentacji, Pekhart strzela niczym karabin maszynowy, Martins to generał pełną gębą, Juranović to też gwiazda w skali ligi.

Krótko mówiąc – wszystkie te same twarze, o których umiejętnościach i możliwościach wiedzieliśmy już dawno. Powiewy świeżości? Tak naprawdę najważniejszy wprowadził sam trener, który tak zmienił ustawienie i role poszczególnych zawodników, że wyciska z nich 110% potencjału. Jakoś niekoniecznie wiarygodna byłaby z kolei teza, iż ta doskonała dyspozycja na wiosnę wzięła się podniesienia rywalizacji na poszczególnych pozycjach.

Zresztą, może warto zadać sobie pytanie, czy takowa w ogóle istnieje? Jakkolwiek spojrzeć, ważna postacią Wojskowych stał się jedynie Artem Szabanow, którego obecność w jedenastce właściwie umożliwia grę z trójką z tyłu. Inna sprawa, że w jego kontekście mówilibyśmy raczej o uzupełnieniu składu, niż wyraźnym wzmocnieniu go. Ukrainiec po prostu gra nierówno – raz popisze się cudownym przerzutem na nos do atakującego, z którego może wyjsć nawet asysta drugiego stopnia, a za chwilę popełni prosty błąd w defensywie i da przeciwnikowi dobrą okazję do zdobycia bramki. Nie bez kozery najgłośniej było o nim po meczu w Pucharze Polski z Piastem, w którym zawalił srogo, a po gwizdku położył się na murawie i przeżywał porażkę. Dopiero po ładnym gescie Gerarda Badii wrócił do szatni, choć Michniewiczowi cała ta historia zupełnie się nie podobała. Reasumując – przyzwoity transfer, ale bez szału.

Na drugim biegunie wśród zimowych nabytków trzeba natomiast umieścić Nazarija Rusyna. Napastnik miał być wartościową alternatywą dla Pekharta, aczkolwiek zdecydowanie większe od talentu ma… Ego. Na portalu legia.net czytaliśmy o jego samolubności na treningach i strzelanu fochów po zwróceniu mu uwagi. Z kolei kiedy polecono mu wystąpić w meczach rezerw on zwyczajnie odmówił, argumentując, iż boi się, że na trzecioligowych boiskach dozna kontuzji. No tak, bo w Ekstraklasie to się nie da, prawda? W ukraińskich mediach Rusyn mówił o strachu przed sztuczną murawę. Sęk w tym, iż Legionovia gra na naturalnym boisku, więc dobre bajeczki opowiada swoim rodakom. Ostatecznie napastnik został zesłany do rezerw nie tylko na chwilę, lecz na dwa tygodnie, chociaż coś czujemy, że będzie to równoznaczne z końcem jego przygody z ekipą Michniewicza.

 

 

Póki co w Legii nie zaistniał także Ernest Muci, za którego warszawianie wyłożyli około pół bańki euro. – To chyba jeden z trudniejszych transferów do klubu, który przeprowadzałem. Bardzo intensywny transfer, wymagający dużej dozy kreatywności. Transfer mógł się wykrzaczyć na pewnym etapie – opowiadał Radosław Kucharski. Sam Albańczyk na razie nie potwierdził, że był warty tej ekwilibrystyki, ale że mówimy zaledwie o 20-latku, to mimo dotychczasowej nieprzydatności, jeszcze byśmy go nie skreślali. Co jednocześnie nie oznacza, iż nie powinna go dotyczyć żadna presja. Wręcz przeciwnie – on sam stwierdził, że w Legii chciały dojrzeć piłkarsko i chyba można się z nim zgodzić. Kibice zwracali uwagę na stres jaki towarzyszył jego występom czy proste błędy w rzemiośle napastnika. Dużo pracy przed nim, jeśli chce być przydatny. Póki co trudno sobie wyobrazić go jako pełnoprawnego zastępcę Pekharta, Kapustki czy Luquinhasa

No i w końcu Jakszibojew, czyli gość, po którym obiecywaliśmy sobie najwięcej. Siłą rzeczy to 17 goli i 6 asyst wystukane w ciągu roku siedzi z tyłu głowy i chciałby się, aby Uzbek również w Ekstraklasie dał nam parę powodów do zachwytu przed ekranami telewizorów. Możemy się zżymać, że te liczby wykręcił TYLKO w lidze białoruskiej, a nie w mocniejszych rozgrywkach, lecz powiedzmy sobie otwarcie, Esa to też nie jest Premier League. U Jasura kłopotem nie są jednak kwestie sportowe, a zdrowotne, wszak jak w końcówce lutego doznał kontuzji, tak przez cały marzec nie mógł grać. Dopiero w Wielkanoc wybrał się na mecz rezerw, gdzie jednak również nie dostał minut. Skrzydłowy ponoć dobrze dogaduje się z kolegami i Michniewiczem, który w razie potrzeby mówi po rosyjsku, więc przynajmniej tyle dobrego że dyscyplinarnie z Jakszibojewem wszystko w porządku.

Kiepski wychodzi ten zimowy bilans, skoro w zasadzie tylko jeden z nabytków wnosi cokolwiek do drużyny, ale też bez przesady, żadnym zbawcą nie jest. W dodatku przygoda Szabanowa z Łazienkowską zapewne skończy się latem, wszak został on jedynie wypożyczony z Dynama. No chyba, że po zakończeniu kontraktu z kijowskim zespołem sam zdecyduje o chęci kontynuowania kariery w Polsce. Po „Predatorze” Rusynie też nikt płakał nie będzie, bo to ananas na poziomie Langila. Tak naprawdę zatem dywagacje co do przyszłości należy snuć wobec Muciego oraz Jasura – jak na ich rozwój zapatruje się Michniewicz? Czy są w stanie stanowić godną alternatywę dla Wszołka i Pekharta/Luquinhasa/Kapustki? Tu puszczamy oczko zwłaszcza w stronę skrzydłowych, bo wcale nie jest powiedziane, iż Paweł latem zostanie w Legii. A może to póki co nieudane półrocze naznaczy całą przygodę Albańczyka i Uzbeka ze stołeczną drużyną?

Pytanie natomiast jak te zimowe transfery będą miały się do ogólnej polityki transferowej warszawian – czy wynikały one najbardziej z potrzeby chwili, czy może jednak zapoczątkują jakiś szerszy trend? Póki co to wróżenie z fusów, natomiast gdyby wygrała druga opcja, rozumielibyśmy obawy kibiców. Dużo bardziej podobała nam się jednak koncepcja oparta na ściąganiu Mladenoviciów niż Szabanowów i Rusynów. 


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się