Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Pawel Jaskolka / PressFocus

Kit zamiast hitu, jednak nowe oblicze Kolejorza wyglądało całkiem intrygująco... Lech 0:0 Legia

Autor: Mariusz Bielski
2021-04-11 20:05:24

Beznadziejny w tym sezonie Lech, rozpędzona Legia, oba zespoły z nieszczelnymi defensywami, Pekhart superstrzelcem, prestiżowe starcie o dużej temperaturze… W teorii ten mecz miał wszystko, aby zostać niezłym widowiskiem. W praktyce wyszło niezłe męczenie buły.

 - Szczególnie zawiedliśmy się na Legii, która w zasadzie nie potrafiła stworzyć sobie żadnej poważnej szansy na zdobycie bramki, mimo iż jak zwykle za kreację odpowiadali Kapustka z Luquinhasem. I o ile ci dwaj parę ciekawych piłek jednak rzucili, o tyle zawsze brakowało tego centymetra do stworzenia realnego zagrożenia. Dość powiedzieć, że najlepsza sytuacja warszawian to ta, w której Pekhart jechał na wślizgu i blisko minął się z futbolówką. Czyli nie było nawet strzału… Inną niezłą stworzył zaś Lubomir Satka, tracać piłkę we własnej szesnastce na korzyść Luquinhasa. Wymowne, prawda?

- Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać po Lechu biorąc pod uwage jej nowego trenera i ustawienie – powiedział w przerwie Slisz, dokładnie diagnozując kłopoty swego zespołu. Co też brzmiało jak poważny zarzut wobec trenera Michniewicza, który tym razem został zwyczajnie przechytrzony. Zablokowanie wahadłowych Legii wytrąciło z jej rąk wszystkie atuty.

- Gdybyśmy mieli wskazać kogoś, kto zasługuje na miano największego wygranego po tym meczu, zwrócilibyśmy uwagę na dwóch środkowych pomocników Kolejorza. Zarówno Kwekweskiri jak i Karlstrom oczywiście nie grali zbyt efektownie, wszak mówimy raczej o defensywnie usposobionych piłkarzach, lecz z tych podstawowych obowiązków wywiązywali się bez zarzutu. Ba, Szwed nawet parę fajnych podań do przodu posłał. Ale przede wszystkim obaj panowie dobrze radzili sobie z neutralizowaniem Luquinhasa, Kapustki czy Tiby. Inna sprawa, że to też wiele mówi o nastawieniu Lecha do tego spotkania. Najpierw przeszkadzać, dopiero potem samemu spróbować ukąsić. Jak się okazało, był to całkiem sensowny plan, tylko ta skuteczność...

- Żeby jednak było jasne – Lech wcale nie miał setki za setką po każdej kontrze. Niemniej jednak Boruc parę razy musiał się wykazać, a tym samym ratować remis. Przede wszystkim należy wspomnieć okazję z 59. minuty, kiedy to refleks i przytomnośc umysłu golkipera pozwoliła mu uprzedzić Kamińskiego w sytuacji sam na sam. Groźnie było też niedługo potem, gdy Ramirez uderzał z dystansu, parę razy zaś zdecydowanie celniej powinien był strzelać Ishak. Z jednej strony więc o nawałnicy trudno mówić. Z drugiej jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, że nawet tyle może wystarczyć czasem do wygrania spotkania.

- Porzuciwszy cały kontekst pozycji obu zespołów w tabeli, to poznaniacy mają więcej powodów do radości po tym spotkaniu. Po pierwsze zespół ustawiony przez trenera Górę pokazał, i Dariusz Żuraw nie miał racji przekonując, że ustawienie trójką z tyłu nie ma prawa wypalić w Lechu, a w ogóle to jest ono sprzeczne z filozofią klubu. Po drugie nie zawsze trzeba dominować, aby zagrać dobry mecz. Ba, czasem nawet lepiej nie zamykać kogoś w hokejowym zamku. Po trzecie zaś ten Kwekweskiri jednak może być przydatny, ale niestety niedoboru kreatywności nie rozwiąże...

Lech Poznań 0:0 Legia Warszawa

Lech: van der Hart (5) – Satka (3), Salamon (6), Milić (6) – Kamiński (3) (61’ Skóraś 3), Karlstrom (6), Kwekweskiri (6), Tiba (4), Puchacz (5) – Ramirez (3) (80’ Sykora), Ishak (3)

Legia: Boruc (6) – Jędrzejczyk (6), Wieteska (4), Szabanow (5) (58’ Wszołek) – Juranović (4), Slisz (2), Martins (4), Mladenović (3) – Kapustka (4), Luquinhas (5) – Pekhart (3)

Sędzia: Bartosz Frankowski
Nota: 4

Żółte kartki: Kamiński, Salamon, Karlstrom – Mladenović
Piłkarz meczu: Nika Kwekweskiri


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się