Autor zdjęcia: Krzysztof Porebski / PressFocus
Najbardziej absurdalny klub w polskim futbolu? Stal Mielec nie ma sobie równych!
Był już taki moment, że myśleliśmy, iż zwrot „organizacja – Stal Mielec” to relikt przeszłości. Nic bardziej mylnego – śmiało można określić ten klub najgorzej zorganizowanym ze wszystkich spośród Ekstraklasy. Problem w tym, że na Podkarpaciu osoby decyzyjne chyba tego nie dostrzegają.
Wiele mówią już same liczby, które od wczoraj krążą po mediach społecznościowych, z ironicznym przesłaniem oczywiście. Przypomnijmy, bo naprawdę warto!
W 2020 roku mielczanie mieli bowiem 4 prezesów (Orłowski, Wyparło, Jaskot, Klimek) oraz 4 trenerów (Marzec, Skrzypczak, Ojrzyński, Gasior). Dla porównania – to tyle samo co ogółem zwycięstw w Ekstraklasie w obecnym sezonie. Gdyby zliczyć bramki wszystkich środkowych napastników Biało-niebieskich, czyli Kolewa, Jankowskiego oraz Zjawińskiego, również uzyskalibyśmy taki sam wynik. Istna tragikomedia.
Prawdziwą listę wstydu tworzy jednak nie samo to zestawienie, lecz okoliczności, w jakich do poszczególnych zmian dochodziło. Może zacznijmy od najświeższej sprawy, czyli zwolnienia Leszka Ojrzyńskiego, który, jak przyznał w wielu wywiadach, zupełnie się tego nie spodziewał. Ba, przed meczem z Wartą słyszał ponoć słowa wsparcia i zapewnienia, iż wraz zarządem zmierzają do jednej bramki. W tym kontekście prezes Jacek Klimek udzielił kuriozalnego wywiadu na łamach Weszlo.com.
„Powiedziałem wyraźnie – punkty, miejsce, gra w ostatnich pięciu meczach. Może bardziej skuteczność oraz zachowanie tej drużyny w okolicach 70 minuty, kiedy w ostatnich paru meczach było tak, jakby ktoś nam wtyczkę z prądu wyjął. No panowie, oglądacie mecze, chyba nie chcecie mi powiedzieć, że my na Warcie graliśmy dobrze i że nie zabrakło nam prądu. Jeśli chcecie mi to powiedzieć, to sorry, nie kupuję tego.
Zwolniłby pan Leszka Ojrzyńskiego, gdyby był teraz na 14 miejscu?
Gdyby teraz był na 14 miejscu?
Mhm.
Na pewno nie.
A gdyby wygrał mecz zaległy z Rakowem, mógłby być na 14 miejscu.
Ale wie pan, gdybym wiedział, co będzie 16 maja, to bym dzisiaj z panem z uśmiechem rozmawiał i zaprosiłbym pana na piwo. Niestety nie mam czarodziejskiej kuli i nie potrafię powiedzieć, co będzie jutro, a pan mnie pyta, co by było, gdyby było.”
Cóż, argumenty dotyczące wyników z jednej strony są zrozumiałe, a z drugiej – czego właściwie oczekiwał zarząd klubu przy takiej kadrze, takich możliwościach finansowych? Zwłaszcza, że sytuacja wcale nie jest przegrana, bo spada tylko jeden zespół i na koniec sezonu różnicę może zrobić zaledwie jeden mecz. Czy Włodzimierz Gąsior to gwarant pozostania w Ekstraklasie, jakim zdecydowanie nie był Leszek Ojrzyński? Przepraszamy, wątpliwe…
Ale czy w sumie jesteśmy jakoś wielce zdziwieni tą niezwykle rozmytą argumentacją w kwestii Ojrzyńskiego? Nieszczególnie, biorąc pod uwagę jak rozegrała się sprawa zatrudnienia Krzysztofa Sobieraja jako asystenta pana Leszka. Przypomnijmy – pracował w Mielcu jeden dzień, zdołał poprowadzić poniedziałkowy trening, zaś we wtorek przed południe dowiedział się, iż musi odejść ze względu na swoją korupcyjną przeszłość. Później Jacek Klimek na łamach sport.tvp.pl mówił, że czuje żal wobec Leszka Ojrzyńskiego, ponieważ ten nie powiedział mu o dawnych problemach Sobieraja. Ciekawe – wszyscy wiedzieli, iż Sobieraj kiedyś uwikłał się w ustawianie meczów, jedynie prezes Stal nie miał pojęcia i nawet nie pokusił się o zrobienie riserczu, przed zatrudnieniem asystenta. A później miał o to pretensje do innych osób. Absurd w czystej postaci.
Zresztą, dzisiaj doszło do kolejnych interesujących przetasowań w sztabie szkoleniowym. 6 kwietnia etat drugiego trenera dostał Jerzy Cyrak. Dziś wyleciał, a po 16 dniach na Solskiego wrócił Damian Skiba.
***
A teraz cofamy się do początku marca i wspominamy jeszcze jedną rozmowę dla Weszlo:
„Dla mnie z kolei szokujące, że Stal Mielec ma 56 członków pierwszej drużyny na kontraktach.
Nie chciałbym wystawiać noty poprzedniemu zarządowi to nie moje kompetencje. Ktoś wybrał taką drogę zarządzania. Mogę tylko potwierdzić: mamy 56 osób na kontraktach przy pierwszej drużynie i trzeba się z tych zobowiązań wywiązywać. Nie uciekam od tego. Przekazuję taką informację dla porządku. Nie stwierdziłem nigdzie, że to dobrze czy źle. Choć w mojej opinii powinniśmy mieć to inaczej skonstruowane.
W te kontrakty wliczają się też rezerwy czy szeroko pojęty sztab, fizjoterapeuci i tak dalej?
Te kontrakty, o których mowa, to tylko pierwszy zespół i sztab pierwszego zespołu. Inne drużyny klubowe nie wchodzą w ten zestaw. Tak dla doprecyzowania tej informacji.”
To się komentuje samo przez się. 56!
***
Wesoło było też kiedy z pracy wylatywał Dariusz Skrzypczak po dwóch miesiącach z hakiem. Okej, rzeczywiście były słabe, bo jednak 0,80 punkta na mecz to po prostu fatalny wynik, ale co się wcześniej nasłuchaliśmy o długofalowej wizji, to nasze. – Trener Skrzypczak padł ofiarą sytuacji w klubie – stwierdził później Bartłomiej Jaskot, ówczesny prezes. Przedziwna wypowiedź, bo brzmi tak, jakby kiepskie rezultaty sportowe nie były jego sprawką. A skoro tak, to dlaczego on został zwolniony, nie zaś właściwy winowajca? I kto w takim razie nim był? Tego do dziś nie wiadomo. Słowa pana Jaskota wybrzmiały tak, jakby krytykował sam siebie oraz inne decyzyjne w Stali osoby. No ale co, sam miał się podać do dymisji? Może po prostu wymaganie logiki od pana Jaskota to zbyt duże wymagania...
„Co to znaczy, że jest ofiarą?
Że musiał stracić pracę.
Nie musiał.
Podjęliśmy decyzję, że zmieniamy trenera.
Czyli nie musiał, gdybyście podjęli inną decyzję.
No nie musiał.”
Ech…
***
Spokojnie, to jeszcze nie koniec! W tej samej sprawie ówczesny prezes powołał się na kretyńską definicję uczciwości:
„Dariusz Skrzypczak rozwiązał umowę, czy dalej jest na kontrakcie?
Jesteśmy w trakcie negocjacji.
Jeśli się nie powiodą, nie bardzo rozumiem, jak dwóch trenerów na etacie miałoby finansowo pomóc Stali.
To jest człowiek honorowy i uczciwy. Od samego początku rozmawialiśmy, że może być taka sytuacja i każdy trener, który zaczyna w Ekstraklasie, ma tego świadomość. Negocjujemy, wierzę, że wszystko się dobrze skończy dla obydwu stron.”
Przecież w tym wypadku byłoby zupełnie odwrotnie – honor i uczciwość nakazywałyby, aby Stal w ogóle nie proponowała Skrzypczakowi żadnego wyrzeczenia się należnych pieniędzy, tylko wypłacenie ich. Jakkolwiek spojrzeć w ten sposób mielczanie wypełniliby warunki kontraktu, który sami ustalili ze szkoleniowcem. Tymczasem Jaskot robił wszystko, by przez jego działania klub honor i uczciwość utracił, a potem wytykał ich brak (byłemu już) trenerowi. Rewelacyjny tok myślenia. Nic, tylko bić brawo.
***
Na koniec tej kwestii warto wspomnieć, iż dwa tygodnie przed zwolnieniem Skrzypczaka Jaskot zarzekał się gorliwie na łamach „Przeglądu Sportowego”, że trener cieszy się jego wielkim zaufaniem: – Widać, że praca z nim rozwinęła kilku zawodników i w tym upatruję nadziei na przyszłość. Trener gwarantuje solidną, skrupulatną pracę, dużo rozmawia z piłkarzami. Czas, jaki dostanie, może zaprocentować. Sztab ciągle eksperymentuje, ale po ośmiu meczach chyba już doszedł do koncepcji, jak ma wyglądać drużyna. Teraz trzeba ją pielęgnować (…) Jestem bardzo cierpliwy i o tę cierpliwość proszę kibiców i sponsorów.
***
Całe to zamieszanie ze Skrzypczakiem naturalnie wynikło z innej historii, od której również robiliśmy oczy jak pięć złotych. Chodzi oczywiście o bardzo szybkie zwolnienie Dariusza Marca, który wywalczył awans i w nie dostał szansy na sprawdzenie swych sił na najwyższym poziomie rogrywkowym. Podziękowano mu, zanim rozpoczął się sezon.
Wówczas poszło o kształt sztabu szkoleniowego. Nagle bowiem władze klubu stwierdziły, że przebudują zespół trenerski Marca, skoro kilku osobom kończyły się kontrakty. Samemu Marcowi również, jednak on był gotów przedłużyć umowę. Oczywiście do czasu, kiedy dowiedział się o zamiarach wobec swych współpracowników. Wtedy pan Dariusz ujął się za dotychczasowymi partnerami, co sternicy Stali uznali za potwarz. Znów – dość pokrętna logika, wszak to przecież oni stworzyli cały bałagan, a potem wielce zdziwili się, że komuś mogło się to nie spodobać. No szok…
***
W lipcu 2020 roku wybuchła zaś gruba afera, która również zahaczyła o Stal…
Prezes jednego z najbardziej zasłużonych klubów piłkarskich w Polsce i działacz Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej aresztowany za posiadanie pedofilii. https://t.co/4XCzldlQNT
— Szymon Jadczak (@SzJadczak) July 8, 2020
Tę sprawę pozostawimy bez komentarza.
***
Być może Stal w ogóle miała dużego farta, że udało jej się awansować do Ekstraklasy? W pewnym momencie z Mielca zaczęły dochodzić głosy w tonie, iż pozostanie w I lidze mogłoby oznaczać trudności w spięciu budżetu, by dalej rywalizować na zapleczu Esy. Brzmi to kuriozalnie, chociaż też nie tak bardzo, gdy weźmiemy pod uwagę dwie rzeczy – pandemię, która spustoszyła kasę Stali, o czym otwarcie opowiadał Jacek Orłowski, w tamtej chwili prezes Mielczan. Po drugie – w pewnym momencie PGE chciało mocno przykręcić kurek z pieniędzmi dla kilku klubów, które sponsoruje. Odeszły też stypendia od miasta, a potencjalne straty ogółem szacowano na ponad 500 tysięcy. – Nie stać na pensje za kwiecień – mówił Orłowski, co tylko potwierdza, że problem był realny, a klub niegospodarnie zarządzany.
***
Sporo tego się nazbierało, a przecież zrobiliśmy to zestawienie tylko z wydarzeń z ostatnich 12 miesięcy. Strach pomyśleć co by było, gdybyśmy dalej zagłębiali się w tym podobne tematy…
A na koniec nie wiadomo tylko – śmiać się czy płakać z tego wszystkiego?